– Są inne niż wszystkie. Mają po trzy palce? – spytał Sejer, przyglądając się rękawicom.
– Do naciągania cięciwy używa się tylko trzech palców. Kciuk i mały palec nie są potrzebne.
– Rozumiem.
– Te są zapasowe. Mało używane i dlatego są trochę sztywne – wyjaśnił Kannick. – Ale po jakimś czasie zmiękną.
– Nowe? – oczy Sejera zwęziły się w szparki. – Dlaczego włożyłeś nowe?
– Dlaczego? – Kannick zaniepokoił się. – No, dlatego że wyrzuciłem stare.
– Aha.
Sejer wbił wzrok w chłopca. Kannick spuścił głowę i patrzył na swoje dłonie, na trzy palce opięte cienką skórą. Rzemyki łączyły je z wąskim, zapinanym na rzep paskiem okalającym nadgarstek.
– A dlaczego je wyrzuciłeś?
– Dlaczego? – Kannick był coraz bardziej zdenerwowany. – A dlaczego nie? Były stare i zniszczone.
– Na pewno? – Sejer oddychał ciężko przez nos. – A gdzie je wyrzuciłeś?
– Nie pamiętam.
Nie wiedział, gdzie się podziać z zakłopotania. Pot zalewał mu oczy. Co za piekielny upał. Reszta chłopców poszła pływać z Thorleifem i Ingą, ale on nie miał ochoty. W kąpielówkach czuł się koszmarnie, poza tym musiał trenować. Gdzieś tam czekał na niego puchar. Po raz pierwszy w życiu wygra ze wszystkimi innymi. Dlaczego Margunn nie wraca? Co się stało?
– Gdzie je wyrzuciłeś, Kannick?
– Do pieca, w którym palimy śmieci.
Zaczął nerwowo przebierać nogami.
– Poruszyłeś się.
– Cholera!
– Okłamałeś mnie, Kannick. Mówiłeś, że w lesie widziałeś Errkiego.
– Naprawdę go widziałem! Na własne oczy!
– Niezupełnie. Raczej Errki zobaczył ciebie. A to nie jest to samo.
Sejer mówił spokojnie, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.
– Powiem jedno. Wierzę ci, kiedy mówisz, że śmierć Errkiego była wypadkiem. Morgan to potwierdził.
Przez chwilę na twarzy Kannicka odmalowało się uczucie ulgi.
– Ale wątpię, żebyś miał z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
– O co panu chodzi? – spytał zaniepokojony Kannick.
– Teraz, gdy Errki nie żyje, nie może nic powiedzieć. Uprzedziłeś go. Dlatego opowiedziałeś swoją wersję posterunkowemu. Zanim Errki zdążył zeznać, że ty to zrobiłeś, powiedziałeś Gurvinowi, że to on. Po czymś takim nikt nie uwierzyłby obłąkanemu Errkiemu.
W tej samej chwili podeszła do nich Margunn. Obrzuciła obu niepewnym spojrzeniem i nerwowo odchrząknęła.
– Czy coś się stało?
Sejer skinął głową. Margunn pobladła.
– Kannick – odezwała się wreszcie, jakby chciała czymś wypełnić straszliwą ciszę, mimo że nie musiała. – Wiesz, że nie wolno ci nosić tych mokasynów. Są dla Karstena na konfirmację. Gdzie masz swoje adidasy?
Kannick opuścił łuk. Serce skurczyło się gwałtownie i wysłało porcję gorącej krwi do głowy chłopca. Właśnie dopadła go przyszłość.
Wydarzenia mogły rozegrać się w następujący sposób: Kannick włóczył się z łukiem po lesie. Ustrzelił wronę i miał właśnie wracać do domu, kiedy wpadł na pomysł, żeby zajrzeć do Halldis. Może widział, jak pielęgnuje trawnik odwrócona plecami do drzwi? Wśliznął się do środka i w chlebaku znalazł portmonetkę. Może miał szczęście, a może wiedział, że właśnie tam ją trzyma. Na palcach skierował się do wyjścia. Ku swemu przerażeniu zobaczył, że Halldis pojawiła się na schodach z motyką w dłoniach. Chłopak, który zwykle działał bez zastanowienia, wpadł w panikę. Pewnie mocowali się przez jakiś czas, aż wreszcie wyrwał jej motykę i broń była jego. Zamachnął się i uderzył. Nosił swoje trójpalczaste rękawice i dlatego zostawił niepełne ślady. Halldis upadła. Uciekł, zatrzymując się na chwilę przy studni, żeby obejrzeć się za siebie. Nagle między drzewami spostrzegł ciemną sylwetkę. Wiedział, że ktoś go zauważył. Popędził w dół, ale zgubił portmonetkę. Errki poszedł w stronę domu i zobaczył ciało Halldis. Potem przypuszczalnie poszedł do kuchni, pomyszkował, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, dotykając drzwi i parapetów okiennych, zostawiając ślady sportowych butów. Na drodze znalazł portmonetkę, którą Kannick ze strachu upuścił. Wepchnął ją do kieszeni i poszedł dalej, przerażony tym, co się wydarzyło, do miasta, w poszukiwaniu towarzystwa innych ludzi. Tymczasem Kannick pobiegł do posterunkowego Gurvina i zawiadomił go o śmierci Halldis. Tam w górze kogoś zobaczył – co za dogodny zbieg okoliczności! Szalonego Errkiego. Co mówił Morgan?
Patrzyli na siebie nawzajem jak psy.
Sejer wyjął telefon komórkowy z kieszeni marynarki i wybrał numer.
Odebrał Skarre.
– Co się dzieje?
Inspektor rozejrzał się.
– Nic specjalnego.
Spojrzał z okna samochodu na okryte mglą lasy. Gdyby tylko mógł wskoczyć prosto do morza, uciec jak najdalej od tego kurzu i upału.
– Czy ktoś do mnie dzwonił? – zapytał jakby mimochodem.
Skarre milczał. Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny zaczął nabierać podejrzeń.
– Wyrażaj się bardziej precyzyjnie.
– O Boże, ktokolwiek.
– Nikt nie dzwonił – powiedział wreszcie Skarre.
– Okej.
Przez chwilę obaj milczeli.
– Stało się coś? – zapytał z kolei Skarre.
– To nie Errki zabił Halldis.
– No to super. Właśnie to chciałem teraz usłyszeć. I znów będziemy musieli zaczynać wszystko od nowa. Powiedz mi coś innego, nie jestem w nastroju do żartów.
– Ja nie żartuję. To nie on.
– Tak jest, szefie!
Zaległa kompletna cisza. Skarre zastanawiał się nad czymś.
– W porządku – odezwał się wreszcie. – Myślę, że zaczynam rozumieć, do czego pijesz. Dzwoniła dziewczyna. Kasjerka ze sklepu Briggena. Przypomniała sobie o czymś tak ważnym, że natychmiast musiała mi o tym powiedzieć.
– I co ci powiedziała?
– Jeden chłopak z Guttebakken kilka razy jeździł na farmę Halldis razem z Oddemannem Briggenem. Pomagał mu. Domyślasz się, kto to był?
– Kannick – odparł Sejer.
– Tak. Zwykle dostawał wypłatę w czekoladzie. Mógł wiedzieć, gdzie trzymała portmonetkę.
Sejer skinął głową.
– A przy okazji, ktoś tu był.
– Wyrażaj się bardziej precyzyjnie.
– Doktor Struel.
– Naprawdę? Czego chciała?
– Nie mam pojęcia. Poprosiła o kartkę papieru i kopertę, żeby zostawić ci wiadomość. Leży na twoim biurku.
Sejer zapuścił silnik. Myśli zawirowały mu w głowie.
– Jacob – powiedział wesoło. – Wiesz, co to znaczy, prawda?
– O co ci chodzi?
– Czeka cię skok ze spadochronem.
– Chyba masz rację.
Nastąpiła długa chwila milczenia.
– Jakkolwiek wcale nie pochwalam zakładów. Cokolwiek postanowisz, nie ma dla mnie znaczenia. Nie stracę dla ciebie szacunku, jeżeli nie skoczysz.
– Ale z drugiej strony, twój szacunek dla mnie raczej nie wzrośnie, prawda?
– Już żywię dla ciebie najwyższy z możliwych.
– Żebyś wiedział, że skoczę.
– Wiara dodaje ci sil?
– Pewnie nie po raz pierwszy wystawię ją na prawdziwą próbę, ale chyba najwyższy czas, żebym znów to zrobił.
Sejer otworzył drzwi do swojego gabinetu i wszedł do środka. Na jego biurku, na podkładce z mapą świata leżała biała koperta. Dokładnie na środku Morza Śródziemnego, jak łódź pod białymi żaglami. Podniósł kopertę i wsunął palec pod skrzydełko. Ręce mu się trzęsły, gdy wyciągał z niej kartkę.
Skarre bezceremonialnie wpadł do środka. Zatrzymał się nagle na widok szefa, który z przejęciem wpatrywał się w biały papier.
Читать дальше