P. James - Czarna Wieża

Здесь есть возможность читать онлайн «P. James - Czarna Wieża» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Wieża: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Wieża»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Adam Dalgliesh, wyższy oficer policji, postanawia się wybrać do prywatnego ośrodka dla nieuleczalnie chorych, dokąd zaprosił go zaprzyjaźniony stary pastor. Na miejscu okazuje się jednak, że pastor kilka dni wcześniej zmarł.
Adam zatrzymuje się w ośrodku na pewien czas, by uporządkować odziedziczony po przyjacielu księgozbiór, i poznaje pensjonariuszy oraz łączące ich stosunki, z pozoru tylko proste i bezkonfliktowe. Wydarzenia, które później następują, utwierdzają go w przekonaniu, że w ośrodku dzieje się coś złego…

Czarna Wieża — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Wieża», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Brakuje jeszcze dwojga członków naszej rodziny, Alberta Philby, majstra, i mojej siostry Millicent Hammitt. Mam nadzieję, że ich pan później pozna. No i oczywiście nie mogę zapomnieć o Jeoffreyu. – Jakby reagując na swe imię, kot, który dotychczas drzemał na parapecie okna, przeciągnął się, zeskoczył niezgrabnie na podłogę i podszedł do nich ze sterczącym do góry ogonem. Anstey wyjaśnił:

– Nazwaliśmy go tak po kocie Christophera Smarta. Chyba pamięta pan ten wiersz? Napisał go w szpitalu dla obłąkanych:

Na przykład taki mój Kot Jeoffrey.

Jest poddanym Boga Żywego, uczciwe służąc mu co dnia,

Zwalcza moce ciemności elektryzującą skórą i rozjarzonymi oczami,

Zwalcza Diabla, symbol śmierci, życiu dodając bodźca.

Dalgliesh potwierdził, iż zna ten utwór. Mógłby dodać, że jeśli Anstey przeznaczył swemu kotu tę dostojną rolę, to chyba niezbyt szczęśliwie wybrał kociątko. Jeoffrey był beczułkowatym kocurem z niemal lisią kitą i sprawiał wrażenie zwierzęcia, którego życie mniej służyło Stwórcy, a więcej zaspokajaniu kocich żądz. Jeoffrey obdarzył Anfleya niechętnym spojrzeniem wyrażającym cierpienie oraz niesmak, po czym skoczył lekko i precyzyjnie na kolana Carwardine'a, który bynajmniej nie poczuł się uszczęśliwiony. Ponieważ Carwardine najwyraźniej nie miał ochoty go przygarnąć, zadowolony kocur położył się wygodnie, mruknął, podwinął łapki i wreszcie łaskawie zamknął oczy.

Julius Court i Maggie Hewson usiedli przy drugim końcu długiego stołu. Nagle Julius zawołał:

– Uważajcie na to, co mówicie panu Dalglieshowi, gdyż może to wykorzystać jako dowód. Wprawdzie woli podróżować incognito, ale to komendant Adam Dalgliesh ze Scotland Yardu. Jego praca polega na ujmowaniu zabójców.

Filiżanka Henry'ego Carwardine'a zabrzęczała na spodku. Młodzieniec próbował bezskutecznie przytrzymać ją lewą ręką. Nikt na niego nie patrzył. Jennie Pegram prychnęła z niesmakiem, po czym rozejrzała się wokół zadowolona z siebie, jakby dokonała czegoś inteligentnego. Helen Rainer odezwała się ostrym tonem:

– Skąd pan wie?

– Bywam w świecie, moi drodzy, a czasami nawet czytam gazety. W zeszłym roku pisano o pewnym przypadku, który przysporzył komendantowi sporo sławy.

Zwrócił się do Dalgliesha:

– Dziś wieczorem po kolacji będę pil z Henrym wino i słuchał muzyki. Może pan się do nas przyłączy? Przy okazji pomógłby pan Henry'emu przyjechać. Wilfred na pewno pana usprawiedliwi.

Nie było to zbyt grzeczne zaproszenie, gdyż wyłączało wszystkich poza dwiema osobami i bezceremonialnie odbierało gościa gospodarzowi, którego nawet nie zapytano o zdanie. Lecz najwidoczniej nikt się tym nie przejął. Być może ci dwaj mężczyźni często wspólnie popijali, gdy Court był w swoim domku. W końcu pacjenci nie musieli mieć wspólnych przyjaciół, a Court nie miał obowiązku zapraszania wszystkich do siebie. Poza tym Dalgliesha przezornie poproszono o eskortowanie pacjenta. Detektyw lakonicznie podziękował i usiadł przy stole między Ursulą Hollis a Henrym Carwardine'em.

Podwieczorek był niewyszukany, wręcz szkolny. Na stole nie położono obrusu. Na pociętym dębowym blacie, pełnym wypalonych śladów, ustawiono dwa brązowe dzbanki, którymi zarządzała Dorothy Moxon, dwie tace z grubo pokrojonym ciemnym chlebem, cienko posmarowanym czymś, co Dalglieshowi przypominało margarynę, słoik z miodem i dzban z napojem drożdżowym, talerz z bułeczkami domowego wypieku z czarnymi porzeczkami. Była też misa z jabłkami. Wyglądały na spady. Każdy pił z brązowego kamionkowego kubka. Helen Rainer podeszła do kredensu ustawionego pod oknem i przyniosła trzy podobne kubki oraz talerze dla gości.

Był to dziwny podwieczorek. Carwardine całkowicie ignorował gościa, jedynie raczył pchnąć w jego kierunku tacę z chlebem i masło, a i z Ursulą Hollis Dalgliesh nie bardzo potrafił nawiązać kontakt. Jej napięta, blada twarz zwracała się ku niemu bez przerwy, a dwoje dysharmonijnych oczu szukało jego wzroku. Męczyło go, że pacjentka stawia mu jakieś wymagania, desperacko usiłując wzbudzić w nim zainteresowanie czy nawet uczucie, którego nie miał i zupełnie nie potrafił ofiarować. Lecz szczęśliwym trafem wspomniał o Londynie. Jej twarz pojaśniała. Ursulą zapytała, czy zna Marylebone i rynek na Beli Street. Zaczęli zawzięcie rozprawiać o stołecznych targach ulicznych. Ożywiła się, nawet poładniala i detektyw zauważył ze zdziwieniem, że rozmowa o Londynie w jakiś sposób ją uspokaja.

Nagle Jennie Pegram nachyliła się nad stołem i powiedziała z udawanym niesmakiem:

– Śmieszny zawód, chwytanie zabójców po to, żeby ich powiesić. Zastanawiające, że wam się to podoba.

– Nie podoba, a poza tym już się ich nie wiesza.

– No to zamyka na dożywocie. Myślę, że to jeszcze gorsze. Poza tym założę się, iż niektórzy z tych, których pan schwytał w swojej młodości, zostali powieszeni.

Dostrzegł w jej oczach niemal pożądliwy błysk. Nie było to dla niego żadną nowością. Odparł cicho:

– Pięciu. Ciekawe, że tylko o nich ludzie chcą słyszeć.

Anstey uśmiechnął się łagodnie i odezwał jak człowiek, który pragnie zachować bezstronność.

– To nie jest tylko kwestia kary, Jennie, prawda? Istnieje przecież kwestia odstraszania, potrzeba zaszczepienia wśród ludzi niechęci do przemocy i zbrodni; nadzieja zreformowania i zrehabilitowania zbrodniarza; ważne jest też to, by nie mógł tego zrobić po raz drugi.

Przypominał Dalglieshowi znienawidzonego dyrektora szkoły. Człowiek ów chętnie inicjował szczere dyskusje, gdyż uważał to za swój obowiązek, ale zawsze robił to z pozycji siły: pozwalał na ograniczone wyrażanie nieprawomyślnych opinii pod warunkiem, że w wyznaczonym czasie klasa doszła do właściwych przekonań, to znaczy zaczęła podzielać jego poglądy. Teraz wszakże Dalgliesh nie musiał ani nie zamierzał brać udziału w takiej rozgrywce. Jennie znów zadała pytanie:

– Przecież nie mogą tego zrobić ponownie, jeśli się ich powiesi, prawda?

– To rzeczywiście ważny i ciekawy problem – odparł detektyw. Proszę mi jednak wybaczyć, osobiście mnie on nie fascynuje. Jestem na wakacjach… a właściwie w okresie rekonwalescencji… i usiłuję zapomnieć o pracy.

– Chorował pan? – Carwardine z ostrożnością dziecka niezbyt ufnego w swe umiejętności sięgnął przez stół po miód. – Mam nadzieję, że pańska wizyta tutaj nie jest, choćby podświadomie, związana z leczeniem. Może szuka pan wolnego miejsca? Chyba nie cierpi pan na żadną postępującą i nieuleczalną chorobę?

Anstey wtrącił swoje:

– Wszyscy cierpimy na tę samą nieuleczalną chorobę. Zwiemy ją życiem.

Carwardine uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby zdobył punkt w jemu tylko znanej rozgrywce. Dalgliesh zaczynał się czuć jak uczestnik podwieczorku u Szalonego Kapelusznika z “Alicji w Krainie Czarów". Nie był nawet pewien, czy ta uwaga miała pozory głębi, czy odzwierciedlała jedynie głupotę. Za to odniósł wrażenie, że Anstey użył jej nie po raz pierwszy. Nastąpiła krótka cisza i wszyscy siedzieli zażenowani. Wreszcie odezwał się Wilfred:

– Michael nie wspominał, że czeka na pana. – Zabrzmiało to niemal jak wyrzut.

– Może nie otrzymał mojej pocztówki. Powinna dotrzeć tego ranka, gdy umarł. Nie znalazłem jej w jego sekretarzyku.

Anstey obierał jabłko; żółta skórka wykręcała się nad jego palcami. Nie odrywając wzroku od owocu, powiedział:

– Do domu przywiózł go ambulans. Tego ranka nie mogłem go podwieźć. Z tego, co wiem, ambulans zatrzymał się przy skrzynce pocztowej, prawdopodobnie na prośbę Michaela. Później ksiądz wręczył jeden list mnie i jeden mojej siostrze, więc powinien otrzymać pańską kartkę. Nie widziałem żadnej pocztówki, gdy zajrzałem do sekretarzyka, by poszukać testamentu i ewentualnie innych instrukcji, które mógł pozostawić. To było wczesnym rankiem po jego śmierci. Ale mogłem, rzecz jasna, coś przeoczyć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Wieża»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Wieża» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarna Wieża»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Wieża» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x