Mark przyglądał jej się uważnie przez chwilę.
– Chyba nie – powiedział wreszcie, wzruszając ramionami. – W porządku, wracam do pracy. Może trafię na coś ciekawego, co mogłoby ci pomóc. Dasz mi znać, gdzie się zatrzymałaś?
– Tak.
– Jak się tam dostaniesz?
– Mam nadzieję, że pożyczysz mi swój samochód. Pojadę do Birmingham i zostawię go na lotnisku.
– Myślisz, że na lotnisku nikt cię nie rozpozna? W dzisiejszych czasach nie można wejść nawet do ubikacji na lotnisku bez okazania dowodu.
– Dam sobie radę.
– Mógłbym zawieźć cię do Phoenix samochodem.
– Już dość dla mnie zrobiłeś.
– Tak tylko proponuję. – Znów rzucił okiem na Jane. – Z nią nie będzie problemów?
– Nic takiego nie mówiłam. Jane nie ufa nikomu, łącznie ze mną. Odkąd wstałyśmy rano, powiedziała do mnie zaledwie kilka słów. Ale przynajmniej mogę ją przekonywać. – Eve wyciągnęła rękę. – Dziękuję za wszystko, Mark.
Uścisnął jej dłoń, a potem wsunął jej do ręki kluczyki od samochodu.
– Pamiętaj, jesteś moją dłużniczką. Na razie pozwalam ci odjechać, ale chcę tę historię.
– Dostaniesz ją – powiedziała. – Idę po Jane. Do widzenia.
– Eve?
Obejrzała się przez ramię.
Mark spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.
– Jesteś dziś stanowczo zbyt pewna siebie. Skrzywiła się.
– Obawiam się, że nie za bardzo.
– Jesteś w lepszej formie niż wczoraj wieczorem.
– Rano wszystko lepiej wygląda.
– Niekoniecznie. Wydaje mi się, że masz asa w rękawie, o którym nie chcesz mi powiedzieć.
Eve pomachała mu ręką.
– Do widzenia, Mark. Będę w kontakcie.
Mark się mylił, wcale nie była pewna siebie. Przeciwnie – bała się i miała mnóstwo wątpliwości. To, co Mark wziął za pewność siebie, było jedynie małym promykiem nadziei.
Nadziei, którą zamierzała wykorzystać.
Czekał na parkingu na lotnisku w Birmingham.
– Ty wariatko! – Logan przytulił do siebie Eve i mocno ją pocałował. – Joe jest kompletnym idiotą, skoro pozwolił ci się w to zaangażować.
– Joe nie miał z tym nic wspólnego. – Eve cofnęła się o krok i spojrzała na Logana, dzięki któremu odzyskała poczucie bezpieczeństwa. – On o niczym nie wie.
– To dlatego, że chcesz kryć głupiego drania.
– Nie rozmawiajmy o Joem. – Gestem przywołała Jane, która siedziała w samochodzie. – Przywiozłeś mi dokumenty?
Podał jej skórzaną torebkę.
– Gotówka, lipne świadectwa urodzenia, dwie karty kredytowe i prawo jazdy.
– Czy on jest oszustem? – spytała Jane. Logan rzucił na nią okiem.
– To zależy, kogo spytasz.
– Na ulicach sprzedają fałszywe dokumenty każdemu, kto ma forsę.
– Ja nie sprzedaję, lecz kupuję. Powinnaś się cieszyć, że udało mi się to wszystko kupić w tak krótkim czasie.
– To jest John Logan, Jane. Nie jest oszustem, tylko poważanym biznesmenem.
– To o nim mówiłaś, że nam pomoże?
– Nie mogłybyśmy wsiąść do samolotu bez fałszywych dokumentów.
– Załatwiłem dla was miejsce, gdzie możecie się zatrzymać, na przedmieściach Phoenix. Będzie was pilnować dwóch moich najlepszych ochroniarzy. – Wziął Eve za łokieć. – Chodźmy.
– Tutaj się pożegnamy – powiedziała, nie ruszając się z miejsca. – Nie chcę być widziana w twoim towarzystwie, Loganie.
– Pożegnamy się, jak dolecimy do Phoenix. Czeka na nas prywatny samolot. W ten sposób nikt cię nie rozpozna.
– Nie – zaparła się Eve. – Kiedy zadzwoniłeś wczoraj w nocy, zgodziłam się, abyś mi pomógł, ale nie chcę od ciebie niczego więcej.
– Za późno – powiedział z uśmiechem. – Takie sprawy nie robią na mnie wrażenia. Patrz i podziwiaj.
– Nie chcę na ciebie patrzeć. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze został zamieszany w tę cholerną sprawę.
Logan przestał się uśmiechać.
– Posłuchaj, Eve. Nie zamierzam się wycofywać, kiedy masz kłopoty. Powinnaś była wcześniej się ze mną skontaktować, a tak dowiedziałem się o wszystkim od jednego z moich współpracowników w Atlancie.
– Od jednego ze współpracowników? – powtórzyła Eve. – Czy kazałeś mnie obserwować, Loganie?
– Trzymam rękę na pulsie. – Logan zacisnął usta. – Nie byłem pewien, do czego zdolny jest Joe tylko po to, żeby cię tu zatrzymać.
– Joe jest moim przyjacielem i nie…
– Dobrze, dobrze. – Podniósł rękę do góry, aby ją powstrzymać. – Cieszę się, że to ja mogę ci pomóc. Szkoda, że go nie zobaczę. Chętnie zagrałbym mu na nosie.
– On ma więcej do stracenia. Jest gliniarzem, a ty…
– A ja jestem tylko jednym z wielu bogaczy. – Popchnął ją w stronę wyjścia z parkingu. – I mam dość pieniędzy, żeby ci pomóc. Dlatego musisz mnie wykorzystać, rozumiesz? – Rzucił okiem na Jane, która szła obok. – Mam rację, mała?
Jane przyglądała mu się przez chwilę.
– Tak. Wykorzystaj go, Eve. Logan lekko się zdziwił.
– Nieźle, mała.
– Nie wykorzystuję ludzi, jeśli to nie jest absolutnie konieczne – odparła z godnością Eve.
– Dlaczego nie? – spytała Jane. – On sam tego chce. Może się nam przydać.
– Rozsądnie myślące dziecko – pochwalił ją Logan. – Może chciałabyś wziąć udział w moim programie szkoleniowym? Mam wielu pracowników, którzy…
– Podlizujesz mi się? – Jane spojrzała na niego z niesmakiem. – Wykorzystaj go, Eve.
– Dziecko najwyraźniej uważa, że do niczego innego się nie nadaję – mruknął. – Wykorzystaj mnie, Eve.
– Możesz nas zabrać do Phoenix – powiedziała Eve zrezygnowanym tonem. – A potem odczep się ode mnie.
– Porozmawiamy o tym w Phoenix – obiecał.
Było już prawie ciemno, kiedy Logan podjechał pod mały dom z czerwonym dachem niedaleko Scottsdale. Eve spostrzegła zarysy domu przez gęstą zasłonę z drzew i ozdobną bramę w hiszpańskim stylu.
Logan wysiadł z samochodu i otworzył bramę, wystukawszy numer na tabliczce w murze.
– W szufladzie w przedpokoju są dwa piloty – poinformował Eve, wracając do samochodu. – Weź je, żebyś nie musiała wysiadać z samochodu. W chacie na północ od domu mieszkają dwaj ochroniarze: Herb Booker i Juan Lopez. Regularnie będą obchodzić cały teren, ale nie będą cię niepokoić, chyba że naciśniesz na alarm.
– Gdzie są guziki alarmowe?
– W kuchni, w głównej łazience, w sypialni i w dużym pokoju koło telefonów. Zawsze będziesz miała któryś z nich pod ręką.
– Dobrze znasz rozkład domu.
– Korzystam z niego, kiedy prowadzę tu rozmowy służbowe. Trochę zabezpieczeń nigdy nie zawadzi.
– Jesteś pewna, że on nie jest oszustem? – spytała Jane.
– Rozkoszny z ciebie dzieciak – powiedział rozbawiony Logan.
– Jestem pewna. – Eve wysiadła z samochodu. – On jest taki jak politycy. Zawsze muszą mieć jakąś ochronę.
– Trafiony. – Logan otworzył drzwi wejściowe. – Znając twoją opinię o politykach, wolę, abyś mnie uważała za oszusta. Dlaczego nie wierzysz, że istnieją uczciwi i porządni politycy?
– Niech każde z nas zostanie przy swoim zdaniu. – Popchnęła Jane przodem i odwróciła się do Logana. – Dziękuję. Do widzenia.
– Tu są dwa pokoje gościnne.
– Do widzenia.
– Poszukam kuchni i zrobię kanapki – powiedziała Jane.
– Widzisz, nawet ona nie mogła słuchać, jak mnie wyrzucasz. Myślę, że Jane mnie lubi. Fajna dziewczyna.
Читать дальше