– Nic. Na razie nikt ich nie złapał i nie złapie. John jest za mądry. To cię tylko denerwuje – orzekła Margaret, wyłączając telewizor. – I mnie też.
– Dlaczego nie dzwoni?
– Dzwoniła wczoraj.
– Chyba wie, że widziałam… Co zrobimy?
– To, co do tej pory. Będziemy tu siedzieć i czekać, aż John wszystko załatwi.
– Może powinnyśmy jednak coś robić? – Sandra przygryzła dolną wargę.
– Co na przykład?
– Mam przyjaciela w biurze prokuratora okręgowego.
– W żadnym wypadku – odparła ostro Margaret. – W niczym nam nie pomoże, a najwyżej ściągnie nam kogoś na kark – dodała łagodniejszym tonem.
– Ron jest ostrożny.
– Nie, Sandro.
– Nie mogę tak tu siedzieć. Wiem, że twoim zdaniem jestem zerem, ale trochę już w życiu przeszłam. Daj mi szansę, żebym mogła się wykazać.
– Wcale nie uważam cię za zero – powiedziała łagodnie Margaret. – Jesteś mądra, dobra i w normalnych warunkach to raczej ty byś się mną opiekowała. Teraz mamy jednak nienormalne warunki. Bądź cierpliwa, dobrze?
Sandra z uporem potrząsnęła głową.
– No to się czymś zajmijmy. Może zagramy w karty?
– Znów? Zawsze mnie ogrywasz. Chyba pół życia spędzasz w Las Vegas.
– Prawdę mówiąc jeden z moich braci tam pracuje – odparła z uśmiechem Margaret.
– Wiedziałam.
– Dobrze. Nie zagramy w karty. Wykażę się maksymalnym poświęceniem i pozwolę, żebyś przyrządziła dla nas jedno z twoich wspaniałych dań. Jak stąd wyjedziemy, będę gruba jak beka.
– Dobrze wiesz, że jestem marną kucharką. Chcesz mnie tylko czymś zająć.
– Wczorajsza wieczorna zapiekanka była lepsza niż to, co zrobiłaś na obiad. Może nabierasz wprawy.
– A może krowy mają skrzydła. – Cóż, muszę się jej słuchać – pomyślała zrezygnowana Sandra. Margaret potrafiła być bezlitosna, a poza tym gotując miała jakieś zajęcie. – Przygotuję pieczeń – oznajmiła. – Ale ty zrobisz sałatę i pozmywasz.
– Traktujesz mnie jak popychadło – jęknęła Margaret. – Zabierajmy się do roboty.
Do trzech razy sztuka.
Fiske obserwował dwie kobiety krzątające się po kuchni. Doleciał go zapach mięsa i papryki, co mu przypomniało, że nie jadł jeszcze śniadania. Zapach najwyraźniej zwabił także Piltona, który wszedł do kuchni i rozmawiał z Margaret Wilson.
Wycofał się spod okna i przez las wrócił do samochodu zaparkowanego na podjeździe pustego domu. Skoro zlokalizował Sandrę Duncan, może zadzwonić do Timwicka. Potem zadzwoni do Lisy Chadbourne i powie jej, czego dokonał. Choć sądząc z tego, co widział w porannych wiadomościach, Lisa była chwilowo zbyt zajęta, żeby się martwić o Sandrę Duncan.
Pech z tym Marenem. Lekarz był na liście, którą Fiske dostał od Timwicka, tymczasem ktoś sprzątnął mu robotę sprzed nosa.
Wyjął listę ze schowka w samochodzie i przekreślił nazwisko Marena. Niezależnie od tego, kto to zrobił, porządek musi być.
Miał także kolejne nazwisko do wpisania na listę. Starannie wykaligrafował: Joe Quinn. Asystent Kesslera bardzo mu pomógł poprzedniego wieczoru.
Fiske wyjął przesłane mu przez Timwicka zdjęcia Quinna i Kesslera i uważnie je przestudiował. Ze starym Kesslerem nie będzie wiele zachodu, jednakże Quinn był młody, sprawny i pracował w policji. To mogło być ciekawe zadanie.
Rzucił okiem na atlas drogowy, który leżał na siedzeniu pasażera. Asystent Kesslera nie wiedział, dokąd Kessler pojechał, znał jednak jego upodobania, metody, przyjaciół i sposób pracy. Znał też laboratorium Tellera w Bainbridge.
Lisa Chadbourne miała teraz duży wybór.
– Jak mi poszło? – spytał Kevin. – Czy dobrze sformułowałem oświadczenie? Czy myślisz, że powinienem powiedzieć Douglasowi, żeby był twardszy?
– Byłeś wspaniały – powiedziała cierpliwie Lisa. – Oświadczenie dla prasy było doskonałe. Skoro Logan, ku twemu żalowi, okazał się tak niebezpiecznym człowiekiem, możemy go teraz ścigać.
– We własnej obronie – potwierdził Kevin. – To powinno zadziałać.
– Zadziała. – Lisa podała mu zadrukowany arkusz papieru. – Musisz się tego nauczyć na pamięć, tak żeby wszystkim się zdawało, że improwizujesz.
– Co to jest?
– Pochwała Scotta Marena.
– Wzruszające – mruknął, rzucając okiem na tekst.
– Możesz nawet uronić kilka łez. Maren był jednym z najbliższych przyjaciół Bena.
– I twoich. Prawda? – spytał z wahaniem po krótkiej chwili.
Lisa zesztywniała. Nie podobał jej się ton Kevina. Przyzwyczaiła się już do tego, że najchętniej nie chciał niczego widzieć ani o niczym wiedzieć.
– Tak, był moim bliskim przyjacielem. Bardzo wiele dla mnie zrobił… Dla ciebie też.
– Tak – potaknął Kevin, nie podnosząc głowy znad kartki papieru. – To jest dziwne. Chodzi mi o wypadek.
– Upierał się przy jeżdżeniu małym samochodem. Wszyscy mówili mu, że powinien sobie kupić coś większego.
– Ale akurat teraz?
– O czym ty mówisz, Kevinie? Spójrz na mnie – zażądała, zabierając mu tekst przemówienia.
– Sam nie wiem. Co chwilę coś się dzieje. Najpierw ta historia z Loganem, a teraz wypadek Scotta.
Myślisz, że miałam coś wspólnego ze śmiercią Scotta? – Łzy napłynęły Lisie do oczu. – Jak możesz? Był naszym przyjacielem. Pomagał nam.
– Nic takiego nie powiedziałem – zaprzeczył szybko.
– Ale pomyślałeś.
– Nie… – Przyglądał jej się bezradnie. – Nie płacz. Nigdy nie płaczesz.
– Do tej pory nigdy nie oskarżałeś mnie o… Uważasz mnie za potwora? Wiesz, dlaczego umarł Ben. Myślisz, że mogłabym to znów zrobić?
– Z Loganem.
– Żeby cię chronić. Logan nie powinien się wtrącać w twoją działalność.
Kevin niezgrabnie dotknął jej ramienia.
– Przepraszam. Nie chciałem…
– To nie takie łatwe. – Lisa cofnęła się o krok i podała mu papier. – Idź do biura i naucz się przemówienia. I przy okazji zastanów się, czy mogłabym napisać te słowa o Marenie, gdybym życzyła mu czegoś złego.
– Wiem, że nie… Chciałem tylko wiedzieć, jak to się stało.
Lisa odwróciła się i podeszła do okna.
Czuła na plecach jego spojrzenie, a potem usłyszała odgłos otwieranych i zamykanych drzwi.
Dzięki Bogu. Nie wytrzymałaby ani minuty dłużej. Cała noc i poranek były jednym wielkim koszmarem.
Niech go diabli wezmą!
Kiedy brała słuchawkę i wystukiwała numer Timwicka, łzy wciąż spływały jej po policzkach.
– Dlaczego? – spytała ochrypłym głosem. – Dlaczego, do jasnej cholery?
– Maren był zagrożeniem. Od początku. Mówiłem ci, że należy go wyeliminować, kiedy Logan zaczął węszyć.
– Powiedziałam ci, żebyś tego nie robił. Maren nikomu nie zagrażał. Pomagał nam.
– Był nitką, po której Logan mógł dojść do kłębka, Liso. W tym wypadku ja musiałem podjąć decyzję.
– Scott nigdy by mnie zdradził – powiedziała, zamykając oczy.
– Nie tkwisz w tym sama. – W jego głosie pobrzmiewała panika. – Nie mogłem ryzykować. Konferencja prasowa dobrze wypadła – zmienił temat. – Teraz mamy niezbędne argumenty. Znaleźliśmy motorówkę, choć nie natrafiliśmy jeszcze na ślad Logana i Price’a. Będę w kontakcie.
Potraktował śmierć Scotta jak coś nieistotnego.
Kolejna śmierć…
Ile jeszcze? Ile jeszcze krwi?
Usiadła za biurkiem i zakryła rękami oczy.
Wybacz mi, Scott. Nigdy nie sądziłam… Teraz nie można już się zatrzymać. Wszystko toczy się jak kula śniegowa, a ja muszę podążać razem z nią.
Читать дальше