Żywił jedynie nadzieję, że nigdy się tego nie dowie.
Wilgotny, omszały zapach uderzył Logana, gdy tylko wysiadł z samochodu. Zapach ziemi przypominał pole kukurydzy w Marylandzie.
Nieszczególnie przyjemne wspomnienie – pomyślał. Udało mu się zmylić przeciwnika, nadal jednak pamiętał wyraz twarzy Eve, kiedy się zorientowała, że wykorzystał ją jako przynętę.
– Nieźle pachnie, co? – Gil odetchnął głęboko i ruszył wzdłuż rzeki. – Przypomina mi moje rodzinne strony.
Teren wydawał się dość pusty, a Gil choć raz wybrał miejsce bez drzew.
– Zatokę? Jesteś z Mobile, prawda?
– Z małego miasteczka koło Mobile.
– Głębokie Południe.
– A gdzie indziej pokochałbym Gartha Brooksa? Logan rozejrzał się po okolicy. Gdzieś tutaj… Cholera, szkoda, że nie świeci księżyc – pomyślał.
– Zawsze twierdzisz, że muzyka country jest uniwersalna.
– Każde uniwersum ma swoje centrum. – Gil spojrzał na Logana. – Nie przejmuj się tak, wszystko będzie dobrze. Zauważymy każdego, kto będzie chciał się do nas zbliżyć. Jeśli zjawi się tu ktoś poza Marenem, wycofamy się po cichu.
– A jeżeli odetną nam drogę do samochodu?
– Możemy przepłynąć rzekę.
– Mam lepszy pomysł – powiedział Logan i odetchnął z ulgą, gdy księżyc wyszedł zza chmur i w jego świetle ujrzał błysk nierdzewnej stali. – Wynająłem motorówkę, którą kazałem tu przyprowadzić i schować.
Gil zaczął się śmiać.
– Tego się właśnie spodziewałem. John, jesteś nieoceniony.
– To lepsze niż pływanie.
– Czy myślisz, że sam bym tego nie załatwił, gdybym nie był pewien, że ty to zrobisz?
– Skąd mam wiedzieć, co byś wymyślił? Ty umówiłeś to idiotyczne spotkanie. Dlaczego nie kazałeś mu po prostu zadzwonić?
– Dlatego że być może trzeba go będzie dłużej przekonywać. Słuchawkę telefonu można łatwo odłożyć.
– Igrasz z niebezpieczeństwem.
– Ja? Ty ryzykujesz znacznie więcej. Ja już dostałem jedną kulkę w tym miesiącu. Niepotrzebnie tu przyjeżdżałeś, sam bym się wszystkim zajął.
Logan się nie odzywał.
– Oczywiście zdaję sobie sprawę, że się boisz, aby mi się coś nie stało – powiedział Gil, rzucając mu chytre spojrzenie. – Nie chciałbyś przecież, aby się coś stało tak genialnemu i charyzmatycznemu człowiekowi jak ja, prawda? A poza tym nie masz znów tak wielu przyjaciół, którzy przystaliby na sposób, w jaki mnie traktujesz. Powinienem się spodziewać, iż przyjedziesz tu wyłącznie z egoistycznych motywów.
– Wyłącznie.
– Przyznajesz?
– No, jasne. Nie mogłem już wytrzymać w Bainbridge. W radiu grali przez cały czas te idiotyczną piosenkę Feed Jake Hanka Williamsa Juniora.
– O Boże, naprawdę? – zaśmiał się Gil. – Na pewno by mi się tam spodobało.
– Też tak uważam. Mam dla ciebie bilet na samolot. O ile przeżyjesz dzisiejszą noc – dodał ponuro.
– Musimy zaryzykować, John – powiedział poważnie Gil. – Wiem, że Maren serio potraktował to, co mu powiedziałem.
– To dlaczego go tu nie ma?
– Przyjechaliśmy wcześniej. Jestem pewien, że Maren się zjawi.
Zaledwie czterdzieści minut przed czasem, ale na brzegach kanału ani rzeki nic nie było widać. Jeśli czekała na nich jakaś pułapka, była niewidoczna.
Może Gilowi rzeczywiście udało się przekonać Marena. Wszystko jest możliwe. Może za godzinę będzie już po wszystkim i badania czaszki Bena nabiorą drugorzędnego znaczenia.
Spraw, Boże, aby tak się stało.
Tylko gdzie się podziewa Maren?
Ochroniarz, który rozmawiał z recepcjonistką, podniósł głowę i uśmiechnął się.
– Dobranoc, doktorze. Długo pan dziś pracował.
– Papierkowa robota, zmora mojego życia. Dobranoc, Paul.
Maren wyszedł przez oszklone drzwi i ruszył do zarezerwowanego miejsca na parkingu, gdzie stał klasyczny model corvetty z 1957 roku. Pomyślał, że dobrze obliczył czas. Za pół godziny będzie przy kanale.
Wyjechał z parkingu i skręcił w lewo. Przy odrobinie szczęścia przyjedzie na miejsce, kiedy wszystko się skończy. Timwick nie musi go używać jako przynęty na Price’a. Dlaczego więc tam jechał? Czy to naprawdę Price miał wpaść w pułapkę?
Trucizna, którą sączył mu w ucho Price, zaczynała działać. Lisa. Śmierć.
Dość. To nie była prawda. Price dostarczył mu przypuszczeń, nie dowodów. Oboje z Lisa byli ze sobą związani. Ona też o tym wiedziała.
Przed nim zapaliło się na skrzyżowaniu czerwone światło. Symbol? Nie zawadzi być ostrożnym. Nie pojedzie na spotkanie z Price’em. Wróci do domu i zaczeka na telefon od Lisy, która opowie, co zaszło. Ta decyzja sprawiła, że napięcie zniknęło. Na następnym skrzyżowaniu skręci w prawo i za dziesięć minut będzie już bezpieczny w domu.
Nacisnął na hamulec, zbliżając się do świateł.
Nic.
Nerwowo naciskał raz po raz na pedał hamulca.
Samochód zbliżał się do skrzyżowania.
Było już późno, może ruch samochodowy…
Do skrzyżowania zbliżała się szybko wielka ciężarówka ze śmieciami. Bardzo szybko. Za szybko, żeby się zatrzymać.
Ciężarówka z całej siły uderzyła w samochód Marena od strony kierowcy i wbiła go bokiem na słup sygnalizacyjny na rogu ulicy. Betonowy słup rozwalił szybę, kości i ciało.
Lisa.
Samotny mężczyzna, który szedł w ich kierunku, wyglądał jak Maren.
– Mówiłem ci, że go przekonałem – mruknął Gil. Od południa dobiegł pulsujący dźwięk.
– Akurat.
Dlaczego nie przewidziałem ataku z powietrza – pomyślał ze złością Logan, gdy oświetliły ich niebieskie światła helikoptera.
– Biegnij do łodzi. Uważaj!
Gil pędził już do motorówki. Człowiek, którego uważali za Marena, podążał w ich stronę. Kula świsnęła Loganowi koło ucha.
– Skurwysyn!
Gil był już w łodzi, odwiązując linkę. Cholerny helikopter wisiał niemal nad nimi, oświetlając łódź zimnym niebieskim światłem.
Logan wskoczył do motorówki i włączył silnik. Przed nimi w wodzie rozpryskiwały się pociski.
– Schyl się – powiedział Logan, płynąc zygzakiem po rzece i starając się unikać reflektorów helikoptera. – Jeśli uda nam się dopłynąć do zatoki, będziemy uratowani. Jest tam mnóstwo drzew, gdzie możemy się schować, i za dużo domów, żeby mogli strzelać. Porzucimy łódź i…
Następny deszcz pocisków. Bliżej. Za blisko.
Byli doskonale widoczni w potężnym promieniu światła z helikoptera, stanowiąc wyraźny cel. Chyba że nie chciano ich zastrzelić. Chyba że byli więcej warci żywi niż martwi.
Czaszka. No tak, chcą odzyskać czaszkę. Motorówka wpadła do zatoki i znikła pod zwisającymi gałęziami drzew.
Jeszcze nie byli bezpieczni. Nie w łodzi. Logan podpłynął blisko brzegu i wyłączył silnik. Wyskoczył z motorówki, ciągnąc za sobą linkę.
Nad głową nadal słyszał helikopter.
– Chodź, pójdziemy do tego domu i zobaczymy, jakiego rodzaju transport…
Gil wpatrywał się w niego błyszczącymi oczyma.
– Gil?
Dlaczego Logan nie zadzwonił?
Eve przewróciła się na łóżku i spojrzała na oświetloną tarczę budzika. Prawie trzecia w nocy. Mógł przecież zawiadomić ją, że obaj z Gilem są bezpieczni.
Jeżeli są bezpieczni. Jeżeli nie wpadli w pułapkę.
Powinna spać. Logan i Gil byli bardzo daleko i nic nie mogła im pomóc, leżąc bezsennie i wpatrując się w ciemność.
I żałując, że była tak oschła dla Logana przed jego wyjazdem. Odczuwała wyrzuty sumienia, jakby Loganowi naprawdę coś się stało. A przecież na pewno już do niej wraca.
Читать дальше