– W samym środku – wyjaśnił przyjaźnie Baasteuwel. – Przyznaję, że mogę wyrażać się nieco mgliście, kiedy dopada mnie urlopowe lenistwo. Chociaż jeśli rzeczywiście chcesz się dowiedzieć czegoś więcej z Lejnic, mogę się zmobilizować, tak żebyś była zadowolona…
– Nie masz wyboru – stwierdziła Moreno. – Gdzie i kiedy?
– Jutro?
– Im szybciej, tym lepiej.
Baasteuwel wydawał się zastanawiać.
– Może gdzieś w Maardam? Będziesz u siebie.
– Chętnie.
– Stara Vlissingen jeszcze jest?
– – Oczywiście, że jest.
– No to tam. Jutro o siódmej, pasuje? Zarezerwuję stolik.
– Znakomicie.
Moreno odłożyła słuchawkę i wyjrzała przez okno, które ponownie zaczął smagać deszcz niesiony zachodnim wiatrem.
Nic z tego nie rozumiem, pomyślała. Niech mnie diabli, nic a nic.
6 sierpnia 1999
Restauracja Vlissingen była jak zwykle pełna ludzi. Moreno nieco się spóźniła i minęła samotną dziewczynę przy narożnym stoliku, nie zwracając na nią uwagi. Dopiero kiedy obeszła i omiotła wzrokiem całą salę – i trochę zirytowana stwierdziła, że Baasteuwel chyba nie przyszedł – zobaczyła, kto to jest.
A potem minął jeszcze nieokreślony czas, zanim jej mózg zinterpretował wrażenia wzrokowe. Zacisnęła mocno powieki, by wrócić do rzeczywistości. Podeszła do stolika. Dziewczyna zaczęła wstawać, ale zmieniła zdanie i z powrotem usiadła. Uśmiechnęła się niepewnie. Bardzo niepewnie.
– Mikaela? – zapytała Moreno. – Mikaela Lijphart? To ty?
– Tak – przyznała dziewczyna i zaśmiała się nerwowo. Moreno spostrzegła, że drży jej dolna warga.
– Inspektor Baas…? – zaczęła Moreno, ale w tej samej chwili zrozumiała, że tego wieczoru żaden inspektor Baasteuwel do restauracji Vlissingen nie przyjdzie. Tak to sobie wykalkulował. Czyli stąd wzięły się dysonanse we wczorajszej rozmowie.
Boże święty, pomyślała, powinnam była chyba się zorientować? Potem uśmiechnęła się do dziewczyny najszerzej, jak zdołała, każąc jej wstać, żeby mogła ją porządnie uściskać.
– Jestem… jestem taka szczęśliwa, że cię widzę.
– Ja również. To inspektor… inspektor Baasteuwel… powiedział, że chce się pani ze mną spotkać. Powiedział, że mam tu na panią czekać… dał mi też pieniądze, żebym mogła zaprosić panią na kolację.
Gdyby nie przestraszony głos dziewczyny, Moreno wybuchłaby szczerym śmiechem. Ale wyraźnie było widać, że Mikaela jest roztrzęsiona. Usiadły. Moreno położyła jej rękę na ramieniu.
– Jesteś rozdygotana.
– Tak. To jest straszne. Nie mogę spać po nocach.
– Rozumiesz… rozumiesz chyba że chciałabym wiedzieć, co się stało?
– Tak… – Mikaela spuściła wzrok. – Wiem, że muszę opowiedzieć. Bardzo pani dziękuję, że była pani taka miła w pociągu, wiem, że potem też strasznie się pani starała.
Moreno próbowała na nowo uśmiechnąć się z otuchą, ale czuła, że nie bardzo się jej udaje.
– Nie ma o czym mówić. Zjemy coś w trakcie rozmowy?
– Tak – powiedziała Mikaela. – Muszę przyznać, że jestem głodna.
Chwilę trwało złożenie zamówienia. Moreno zastanawiała się, czy już kiedyś znalazła się w podobnej sytuacji. Nie przypominała sobie. Choć oczywiście było w najwyższym stopniu niejasne, co się właściwie na nią składa. Na sytuację. Poświęciła dni, noce i tygodnie, próbując zrozumieć, co się stało z tą zaginioną bez śladu dziewczyną, a teraz nagle siedziała naprzeciw niej przy stoliku w restauracji. Bez sekundy ostrzeżenia. Przeklęty Baasteuwel, pomyślała. Nie, nic podobnego jej wcześniej nie spotkało.
Mikaela Lijphart nie czuła się dobrze. Była blada, drżała na całym ciele; rozmawianie na początek o błahostkach – o pogodzie, wietrze i ostatniej wizycie w kinie – wydawało się całkowicie pozbawione sensu.
– Opowiadaj – poprosiła więc Moreno. – Co trzeba, to trzeba. Chyba tak powiedziałaś, kiedy spotkałyśmy się ostatnim razem.
– Nie, to pani powiedziała – sprostowała Mikaela. – Od czego mam zacząć?
– Najlepiej od początku. Od tego momentu, gdy rozstałyśmy się na stacji w Lejnicach.
Mikaela podniosła wzrok i przez krótką chwilę patrzyła jej prosto w oczy. Potem wzięła głęboki oddech.
– Najpierw poszło tak, jak sobie zaplanowałam – zaczęła opowiadać, wolno splatając dłonie przed sobą na stole – jakby tę umiejętność nabyła niedawno i jeszcze miała trudności z jej wykonywaniem, zdążyła pomyśleć Moreno.
– Pojechałam do tego zakładu i spotkałam się z tatą. To było… strasznie dziwne, że wchodzę do jakiegoś pokoju i widzę zupełnie obcego człowieka, który jest jednak moim tatą. Myślałam oczywiście o tym wcześniej, próbowałam to sobie wyobrazić, ale w rzeczywistości wrażenie było dużo dziwniejsze… on był taki mały, obcy i taki… chory. Przypominał mi ptaka. Mój ptasi tata, pomyślałam. A jednak zrozumiałam, że jest moim tatą, jak tylko go zobaczyłam, nie umiem tego wyjaśnić, ale w jakiś sposób było to oczywiste.
Jej głos nabrał nieco pewności, gdy weszła w rytm opowiadania, odnotowała Moreno.
– Mów dalej.
– Pani zna tę… historię?
Moreno kiwnęła głową.
– Nie powiedziałam w pociągu wszystkiego, co wiedziałam, chyba się trochę wstydziłam. Mój tata miał romans z uczennicą, ona miała tylko szesnaście lat… ja wtedy dwa. Tak było, nie da się tego zmienić. Dziewczyna została zabita, a tatę skazano za morderstwo. Ale niesłusznie. Powiedział mi tamtego dnia, że to nie on zepchnął Winnie Maas na tory… dwie godziny trwało, zanim to z siebie wydobył. Dał mi też list, w którym napisał to samo. Miał romans z dziewczyną, ale jej nie zabił… strasznie się wstydził o tym mówić, ale go zmusiłam. Tata nie jest silny, jest jak ptak. Jak chory ptak, tak mi go żal…
Przerwała, spoglądając pytająco na Moreno. Ta dała jej znak, żeby mówiła dalej.
– Płakałam, kiedy stamtąd wyszłam. Zatrzymałam się w schronisku, było przepełnione, o mały włos w ogóle nie dostałabym łóżka, ale w końcu jakieś się znalazło. Właściwie nie wiedziałam, co mam zrobić, ale przecież uwierzyłam tacie, kiedy powiedział, że jest niewinny, że nie zabił tej dziewczyny, więc po namyśle postanowiłam odszukać jej mamę… jeśli mieszkała jeszcze w Lejnicach, i powiedzieć jej o tym. Może też zapytać o parę rzeczy. W zasadzie poszło bez problemów. Odwiedziłam ją w niedzielę, nie była specjalnie miła, chyba trochę alkoholiczka, pokazała mi nawet, że ma rewolwer, żeby się bronić… nie bardzo wiem, przed czym. Na pewno mi nie uwierzyła, kiedy powiedziałam, że tatę skazano niewinnie. Nazwała go skurwysynem, mordercą i w ogóle wyzywała od najgorszych, mówiła, że zniszczył jej życie. Oczywiście jej też było mi żal, to przecież musi być okropne przeżycie, kiedy dziecko umiera w taki straszny sposób…
Podano jedzenie, ale Mikaela najwyraźniej nie chciała przerywać, kiedy już na dobre weszła w rytm opowiadania.
– Kiedy tam siedziałam w tym zapuszczonym mieszkaniu pani Maas, zaczęłam się poważnie zastanawiać, jak zginęła jej córka – tata powiedział tylko, że nie on ją zabił – i przyszło mi do głowy, że mogłabym porozmawiać jeszcze z innymi ludźmi, skoro już byłam na miejscu. Żałuję, że tak pomyślałam, Boże, jak żałuję.
– Nie brałaś pod uwagę, że dziewczyna mogła sama skoczyć z wiaduktu?
Mikaela potrząsnęła głową.
– Zastanawiałam się nad tym, ale zarówno tata, jak i pani Maas byli przekonani, że nie.
Читать дальше