– Brzmi perwersyjnie.
– To żadna perwersja, tylko bezprawne uwięzienie. I przestań się śmiać! Zdaje się, że prychnął.
– Gdzie jest ten samochód?
– Na parkingu dla pracowników Victoria Club.
– Daj mi pięć minut.
– Nie, Bruno zaraz… – Ale Felix już się rozłączył.
Wcisnęłam dużym palcem guzik rozłączenia. To by było na tyle, jeśli chodzi o moją randkę z ciasteczkami elfami.
Patrzyłam, jak przesuwają się wskazówki zegara na desce rozdzielczej, jednym okiem cały czas obserwując drzwi na tyłach Victorii. Jeśli Ramirez wróci, zanim dotrze tu Felix, na pewno spełni swoją obietnicę i wsadzi mnie w pierwszy samolot do domu, tym samym pozbawiając mnie być może jedynej szansy zobaczenia się z Larrym. Byłam ciekawa, co takiego chciał mi powiedzieć Larry. Miałam nadzieję, że coś obciążającego Monalda. Bardzo obciążającego. Tak bardzo, żeby federalni wsadzili łotra za kratki, a moje życie, które nagle zamieniło się w połączenie Ojca chrzestnego z Tootsie, wróciło do normy. Chciałam już wrócić do normalności, do prawdziwego życia, gdzie moim największym zmartwieniem było skończenie na czas projektów plastików z Rainbow Brite (im dłużej byłam w Vegas, tym bardziej się tym martwiłam), tkwienie w korku na Czterystapiątce czy zastanawianie się, kiedy śliczne sandały na koturnie będą na wyprzedaży w Macy's. Próbowałam właśnie przypomnieć sobie, co mówił sprzedawca na temat możliwego terminu przeceny, gdy na parking wjechał niebieski dodge neon. Zamachałam gorączkowo stopą (moje unieruchomione dłonie już kompletnie zdrętwiały) i w końcu Felix mnie zauważył. Zatrzymał samochód na pustym miejscu obok SUV – a i wysiadł. Z kpiącym uśmieszkiem, nacisnął na klamkę. Rzecz jasna, drzwi się nie otworzyły.
– Są zamknięte! – krzyknęłam przez przyciemnioną szybę.
Felix skinął głową. Poszedł do swojego samochodu i wrócił z czymś, co przypominało długi pilnik do paznokci. Musiał trochę pomanewrować, zanim wcisnął go pomiędzy ramę drzwi a szybę od strony pasażera. Przez cały ten czas nie spuszczałam z oka tylnego wyjścia z klubu, wiedząc, że jeśli Ramirez przyłapie go na majstrowaniu przy SUV – ie, będzie po Feliksie.
Pilnik mszał się i wyginał, parę razy rozległo się podejrzane zgrzytnięcie. (Modliłam się, żeby nie był to dźwięk odchodzącego czarnego lakieru). W końcu, zamek ustąpił. Byłam tak szczęśliwa, że chciało mi się śmiać.
Felix otworzył drzwi. Zobaczył kajdanki i parsknął śmiechem.
– To nie jest śmieszne.
– Nie, wcale – odparł, parskając.
– Po prostu mnie uwolnij, mądralo.
Wyciągnął z kieszeni spodni scyzoryk i go otworzył. Ku mojemu zaskoczeniu, nie było w nim nożyczek ani otwieracza do butelek, tylko mnóstwo pilniczków w najrozmaitszych rozmiarach. Felix włożył jeden do dziurki od kluczyka w kajdankach i trochę nim pokręcił, tak jak wcześniej zrobił to dużym pilnikiem. W końcu jedna z metalowych bransoletek puściła.
Miałam ochotę go uściskać. Tyle że nie miałam czucia w lewej ręce. Potrząsnęłam dłonią, czując jak niewidzialne igiełki wbijają mi się w skórę, kiedy wracało krążenie. Felix szybko uporał się z drugą bransoletką. Wreszcie wolna, wyskoczyłam z SUV – a i przesiadłam się na fotel pasażera w neonie.
– Jedźmy! – zawołałam, kiedy Felix chował swój podręczny zestaw łomów z powrotem do kieszeni. – Wierz mi, nie chcesz tu być, kiedy Bruno to zobaczy. – Lakier co prawda się nie porysował, ale jedna z gumowych uszczelek między drzwiami a szybą trochę się poluzowała. I wybrzuszyła. Zdaje się, że na szybie też zostały jakieś małe, maciupeńkie ślady. To plus kajdanki, zwisające samotnie z zagłówka, wystarczyło, żeby Zły Glina wpadł w naprawdę zły humor. Może nawet wystarczająco zły, żeby chcieć wsadzić kogoś za kratki. Nie chciałam się o tym przekonać.
Felix wskoczył szybko za kierownicę i odpalił silnik. Wpatrywałam się w wyjście z klubu, powtarzając pod nosem: „Proszę, nie otwierajcie się, proszę, nie otwierajcie się, proszę, nie otwierajcie się”, kiedy wyjeżdżaliśmy z parkingu.
Na Fremont odetchnęłam z ulgą Victoria robiła się coraz mniejsza we wstecznym lusterku. Byłam zadowolona, że choć jedna rzecz mi się dzisiaj udała.
– Wszyscy reporterzy są tacy zdolni? – zapytałam, pocierając moje powracające do życia dłonie.
– O co ci chodzi?
– O włamywanie się do samochodów. Otwieranie zamków. Uśmiechnął się.
– Może – odparł wymijająco.
– Nie żebym cię osądzała. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem. Wiem, jak trudno jest otworzyć zamknięte na zamek drzwi. Wierz mi, ta sztuczka z kartą kredytową którą pokazują w telewizji, wcale nie działa.
Felix uniósł brew.
– Czyżbyśmy się gdzieś ostatnio włamywali? Wzruszyłam ramionami.
– Może – odpowiedziałam tajemniczo.
– Remis – powiedział.
– To gdzie się tego nauczyłeś? – W Liverpoolu.
Spojrzałam na niego pytająco, zachęcając gestem, żeby rozwinął swoją odpowiedź.
– Mam dla ciebie propozycję – oznajmił, zwracając się twarzą do mnie, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach. – Odpowiem na twoje pytanie, jeśli ty odpowiesz na moje.
Oho. Czy było rozsądnie wchodzić w układy z reporterem brukowca? Z drugiej strony, co miałam do stracenia? Facet już i tak wszystko o mnie wiedział. Poza tym, nie co dzień spotykasz kogoś, kto nosi przy sobie podręczny zestaw do otwierania zamków. Takie rzeczy widuje się tylko w HBO. Przyznaję, że moja ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. (Tak, wiem, że to nie pierwszy raz).
– Umowa stoi – odparłam.
Zapaliło się zielone i Felix odwrócił głowę.
– W porządku. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec mojego kumpla, Rodneya, prowadził warsztat samochodowy. Kiedy się nudziliśmy, pożyczaliśmy jego narzędzia i włamywaliśmy się do zaparkowanych samochodów.
– Jesteś złodziejem samochodów? – Wiedziałam, że reporterzy brukowców to niezłe gagatki, ale nie przyszło mi do głowy, że jadę sobie w najlepsze z kryminalistą.
– Nie, nie, nie. – Pokręcił głową. – Tylko je pożyczaliśmy. Na trochę. Potem zawsze je odstawialiśmy.
– Aha, nie złodziejem, tylko pożyczaczem? – Właśnie.
– Złapali was kiedyś?
Felix pogroził mi lekko palcem, kląskając przy tym językiem.
– To już drugie pytanie, skarbie.
– Hm… – Opadłam plecami na oparcie, wiedząc już, że nie wyciągnę z niego reszty tej historii.
– Moja kolej – powiedział Felix z błyskiem w oku.
– Co chcesz wiedzieć?
– Ty i Bruno. Co tak naprawdę jest między wami?
– Nic – odparłam, odrobinę za szybko.
– Nic? – Felix spojrzał na mnie z ukosa.
– Absolutnie nic – powtórzyłam. Co było prawie prawdą. (Prawie). Między mną i Ramirezem nie było seksu, zaufania, szacunku… Widzicie? Nic.
– Czyli – ciągnął Felix, równie nieusatysfakcjonowany moją odpowiedzią, jak ja jego – takie słowa, jak „chłopak” czy „randki” w ogóle nie pasują do tej sytuacji?
Pokręciłam głową tak gwałtownie, że aż smagnęłam się po policzkach włosami.
– Zgadza się. Nie pasują. – Tym razem mówiłam całą prawdę i tylko prawdę. Czułam, że musiałby się wydarzyć cud, żebym doczekała się tych słów od Ramireza. Zły glina nie miał „I żyli długo i szczęśliwie” w swoim repertuarze. Do diabła, nie potrafiliśmy nawet „szczęśliwie” się ze sobą przespać.
– Hm… – mruknął Felix, przenosząc wzrok z jezdni na mój obcisły top, gdzie go na chwilę zatrzymał. Dłuższą chwilę. – Ciekawe.
Читать дальше