Schowałam głowę w dłoniach, zastanawiając się, co jeszcze mnie dzisiaj spotka.
Po chwili się dowiedziałam.
Do krawężnika podjechał czarny SUV. Uchyliły się drzwi od strony pasażera. Za kierownicą siedział Ramirez. Jego szczękę porastała seksowna, jednodniowa szczecina. Oczy miał ciemne i niebezpieczne.
– Wsiadaj.
Wsiadłam. Z lekkim wahaniem, usadowiłam się w fotelu pasażera.
Wiem, wiem, jeszcze przed chwilą marzyłam o tym, by się zjawił i mnie zabrał, i tak się stało. Tyle że w idealnym świecie Maddie wyglądało to trochę inaczej. Wyobrażałam sobie, że mnie przytula i czule całuje w usta. Może nawet delikatnie włącza do akcji język, żeby dać mi do zrozumienia, jak bardzo za mną tęsknił i martwił się przez cały czas, kiedy siedziałam w areszcie). W zamian usłyszałam komendę: „Wsiadaj”. Nie o takich czułych słówkach marzy dziewczyna. Zaczęłam się zastanawiać, kim właściwie dla niego jestem. Dziewczyną? Podejrzaną? A może po prostu walniętą blondynką, która ciągle utrudnia mu prowadzenie śledztwa?
Ale, jak powiedziałam, nie protestowałam.
W milczeniu zapięłam pas. Ramirez ruszył.
– Dzięki, że mnie stamtąd wyciągnąłeś – powiedziałam, kiedy skręciliśmy za róg.
– Nie ma sprawy – odparł, a po chwili dodał: – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
– No wiesz – zaszczebiotałam, strugając wzór niewinności. Łypnął na mnie złowrogo. Wyraźnie nie był w nastroju do żartów.
– Gdzie jedziemy? – zapytałam, kiedy jechaliśmy ciemnymi ulicami.
– Do mnie.
Chociaż miałam zupełnie nieseksowny dzień, moje hormony nadstawiły uszu.
– Do ciebie?
– Aha. – Skinął głową. – Wyszłaś tylko dlatego, że udało mi się przekonać sędziego, by przekazał cię pod mój dozór. Tak więc – popatrzył na mnie stalowym wzrokiem – zabiorę cię tam, gdzie będę miał cię na oku.
– Chcesz powiedzieć, że mi nie ufasz? Uśmiechnął się lekko.
– Zgadza się.
Pewnie powinnam była się na niego obrazić, ale prawdę mówiąc, wcale mu się nie dziwię.
Milczałam, kiedy wiózł nas przez śródmieście, kończąc naszą wycieczkę dwie ulice od Las Vegas Boulevard, okolicy pełnej moteli, centrów konferencyjnych i tanich jadłodajni. Niesamowite, że zaledwie dwie przecznice od Strip można zjeść porządny stek za trzy dziewięćdziesiąt dziewięć.
Wjechaliśmy na parking przed Lucky Seven Lodge, dysponujący dwudziestoma pokojami motel, z którego odłaziła turkusowa farba, a wszystkie elementy z kutego żelaza były zardzewiałe. Zaraz przy ulicy znajdował się niewielki basen, z którego spuszczono wodę, a neon nad recepcją reklamował darmowe HBO. Czy raczej Darmowe HO [ho (ang). – slangowe określenie prostytutki (przyp. tłum,).]. B się zepsuło.
– Tu mieszkasz? – zapytałam, kiedy zaparkował i zgasił silnik.
– Cóż. Bruno nie zarabia kokosów.
– Ale ty tak naprawdę nie jesteś Brunonem. – Wzruszył ramionami.
– Ja też nie zarabiam kokosów.
Wysiedliśmy z samochodu i Ramirez zaprowadził mnie do pokoju numer 13, który znajdował się na piętrze z widokiem na parking. W sąsiednim pokoju głośno grała Metallica, trochę dalej imprezowali studenci college'u. Mało zachęcające otoczenie, ale i tak było to lepsze od spędzenia nocy w pościeli z pieczątkami „Własność więzienia okręgu Clark”.
Ramirez opadł na przykryte narzutą w pustynne motywy podwójne łóżko, które zajmowało większość pokoju, i wyciągnął komórkę.
– Sprawdzę wiadomości – powiedział, wprowadzając pin.
Ja też wygrzebałam komórkę z torebki. Bateria była już bardzo słaba, ale miałam nadzieję, że wytrzyma jeszcze rozmowę z Daną. Musiałam jej powiedzieć, gdzie jestem. Na szczęście, odebrała po pierwszym sygnale.
– Cześć, to ja – rzuciłam.
– Boże, Maddie! Nic ci nie jeeeeest? – zapiszczała do telefonu. Odsunęłam komórkę od ucha, pewna, że wszystkie psy stąd do San Bernardino właśnie zaczęły ujadać. – Nie. Wszystko w porządku. – Tak jakby.
– Po tym jak zgarnął cię ten gliniarz, pojechaliśmy z Markiem prosto do Victoria i powiedzieliśmy o wszystkim Ramirezowi. Ale i tak strasznie się o ciebie martwiliśmy. Mów, co było dalej.
Opowiedziałam jej szybko o moim pobycie w areszcie, o tym, że znaleźli ciało Bobbiego i o moim przypuszczeniu, że mafia chce wrobić Larry'ego. Dana na zmianę wydawała okrzyki przerażenia i wciągała głośno powietrze (najbardziej wstrząsnął nią fakt, że skonfiskowali moje buty). Kiedy skończyłam, zapytała:
– To co teraz robimy?
– Nie wiem. – Naprawdę nie wiedziałam. Skończyły mi się pomysły. Nie tylko te dobre. Wszystkie.
– Mów gdzie teraz jesteś, to zaraz po ciebie przyjedziemy.
– Eee, widzisz, ja… – Zerknęłam na Ramireza, który nadal odsłuchiwał wiadomości, robiąc notatki na motelowej papeterii. – Właściwie to nadal znajduję się pod dozorem policyjnym.
Ramirez spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
No co? Może nie? Poza tym, byłam zmęczona. Bardzo zmęczona. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Pamiętając natomiast chrapanie Marca, niedowład szyi po spaniu na połówce i manto, jakie w środku nocy spuszczała Dana, uznałam to duże, podwójne łóżko za bardzo kuszące.
Naprawdę bardzo kuszące. (Choć przyznam, że seksowny gliniarz, który na nim leżał, też wyglądał nieźle).
– Och, okej – powiedziała Dana, choć słyszałam w jej głosie niewypowiedziane pytania. – Przekonałam Chudego Jima, żeby dał nam z Markiem pokój po niższej cenie, więc zadzwoń do mnie rano. Aha, czy wiesz coś o tym, że jutro mam z nim iść na występ Bette Midler?
Ups.
– Przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałam. Myślałam, że do tej pory już dawno nas tu nie będzie.
– Nie ma sprawy – odparła. – Może być całkiem miło. Zatkało mnie.
– Serio?
– No co? – zapytała oburzona. – Myślę, że mu się podobam. Raczej podobała mu się pewna część jej ciała. Jako że nie jestem odpowiednią osobą do udzielania randkowych porad, odpuściłam sobie temat, w zamian obiecując, że zadzwonię do niej rano.
Rozłączyłam się i zobaczyłam, że Ramirez mi się przyglądał. Odłożył telefon i leżał wsparty na łokciu. Jego oczy były ciemne i czujne, jak u drapieżnika. Drapieżnika, który w każdej chwili może się rzucić na blondynkę w minispódniczce.
Odchrząknęłam. Nagle w moich ustach zrobiło się sucho jak na Saharze.
– Chodź tu – powiedział, kiwając na mnie palcem.
Kim jestem, żeby sprzeciwiać się policjantowi? Usiadłam na łóżku, twarzą do niego.
Powoli wodził wzrokiem po mojej twarzy, przyglądając się jej centymetr po centymetrze, aż poczułam, że rumienię się jak dziewica. Uniósł rękę do mojego policzka i delikatnie zatknął mi za ucho kosmyk włosów.
– Co ja mam z tobą zrobić? – szepnął. Jego usta były tak blisko moich, że czułam kawę i gumę do żucia w jego oddechu.
Do głowy przyszło mi ze sto różnych rzeczy, które mógłby ze mną zrobić. Wszystkie sto nago.
Nie czekając na odpowiedź, zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta swoimi. Czułam, że zaczynam się topić. Przysięgam, że ten facet mógłby zrobić doktorat z całowania. Był naprawdę dobry. Tak dobry, że czułam, że jeszcze chwila i puszczami wszystkie hamulce.
Przesunął dłonie w górę mojego karku i zanurzył je we włosy. Jego szczecina ocierała się o mój policzek, wywołując uczucie mrowienia, które rozlewało się po moim ciele, ostatecznie lokując się gdzieś w podbrzuszu.
Читать дальше