Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Fatalnie – niecierpliwił się Orkney. – Już powinniśmy być na padoku. – Obrócił się gwałtownie i ruszył w tamtym kierunku, pewny, że Isabella, Flora i ja natychmiast podążymy za nim.

Isabella zdawała się znosić to ze stoickim spokojem. Flora rzuciła się w pościg za Orkneyem, ale chwyciłem ją gwałtownie za rękę, wiedząc o tym, że będzie ją bardziej, a nie mniej szanował, jeśli za nim nie popędzi.

– Powoli, powoli, jeszcze dżokeje nie wyszli.

– No dobrze. – Robiła wrażenie winnej, nie tylko zmieszanej, dreptała drobnymi szarpanymi kroczkami między długonogą Isabellą a mną.

Dołączyliśmy do Orkneya na padoku wcale nie później niż inne zespoły właściciel-trener.

Fatalny humor nie opuścił Orkneya nawet wtedy, gdy w końcu na padoku pojawił się Breezy Palm, pięknie wybłyszczony. Zbliżający się do konia dżokej, który wydawał mi się pogrążony jeszcze w poprzednich doświadczeniach, został sarkastycznie pouczony, aby nie czekał ze zwycięskim zrywem tak długo jak ostatnim razem, i żeby przypadkiem nie zasnął w boksie startowym, jeśli nie zrobi mu to różnicy.

Dżokej wagi piórkowej słuchał z twarzą pozbawioną wyrazu, wpatrywał się w ziemię, ciało miał wyraźnie rozluźnione. Wszystko to już słyszał, pomyślałem, i po prostu się nie przejmuje. Zastanawiałem się, czy gdybym był dżokejem, przykładałbym się całym sercem do wygrania wyścigu dla właścicieli, którzy w ten sposób mnie traktują. Doszedłem do wniosku, że chyba nie. W tym momencie niepewne widoki Breezy Palm stały się dla mnie zupełnie jasne. Ciekawe, jak zachowa się przegrany Orkney, skoro jest tak paskudny, kiedy żyje nadzieją.

Odezwał się gong wzywający dżokejów do zajęcia miejsc. Dżokej dosiadający Breezy Palm skinął Orkneyowi głową i odjechał, choć Orkney nadal mu powtarzał, że jeśli nadużyje bata, będzie miał do czynienia z komisją regulaminową.

Flora trzymała się blisko mnie, niemal się do mnie kleiła. Kiedy Orkney obrócił się na pięcie i odmaszerował z padoku, nawet się nie oglądając na Isabellę ani na swojego konia, powiedziała do mnie drżącym głosem: – Jack sobie z nim radzi, aleja nie. Jack nie pozwala na takie chamstwo wobec dżokejów. Jeden z nich odmówił jazdy na jego koniach, wyobrażasz sobie?

– Mmm. Czy musimy wracać do loży, żeby obejrzeć gonitwę?

– O Boże, oczywiście – odparła kategorycznie. – W każdym razie ja muszę… ty możesz zostać… pójdę sama.

– Nie wygłupiaj się.

Rozejrzałem się za dekoracyjną Isabellą, ale ona także zniknęła.

– Poszli oboje robić zakłady – wyjaśniła z ciężkim westchnieniem Flora. – Jack mówił, że konkurencja jest silna… Tak się boję, że Breezy Park nie wygra.

Pojechaliśmy windą do pustej loży. Kanapki i ciasteczka nadal były zapakowane, ale poziom dżinu w butelce znacznie się obniżył od chwili naszego przybycia na wyścigi. Pomyślałem, że dżin u niektórych osób powoduje straszliwy humor, to rzecz powszechnie znana.

Wyszliśmy z Florą na balkon, żeby obserwować konie podążające na start, Orkney wpadł bez tchu, bez słowa przeproszenia wepchnął się przed nas i przyłożył do oczu lornetkę, żeby się przekonać, jakie też błędy dżokej zdążył już popełnić. Isabellą przybyła dostojnie z garścią zakładów, a ja spojrzałem na błyskające światła tablicy, aby się przekonać, jakie szanse ma Breezy Palm. Siedem do jednego, w żadnym razie nie faworyt, ale nieźle obstawiony.

Startowało osiemnaście koni, wiele z nich zwyciężyło w innych biegach. Breezy Palm wszedł do boksu startowego spokojnie i nic nie wskazywało na to, że zamierza ponownie zaatakować pomocnika startera. Nieco histeryczna ruchliwość Orkneya przerodziła się nagle w koncentrację. Ciemnozielone bramki startowe otwarły się równocześnie i wyrzuciły nabierającą szybkości tęczę barw.

Flora podniosła swoją niewielką lornetkę, ale wątpię, czy mogła cokolwiek zobaczyć, tak jej drżały ręce. Zresztą przy biegach na dystans trzy czwarte mili trudno się było zorientować na tak wczesnym etapie, bo konie były na dalekiej prostej i biegły prosto na widzów, mnie samemu sporo czasu zajęło wypatrzenia dżokeja w czerwono-szarych barwach Orkneya. Komentator żonglował imionami, ale do półmetka nawet nie wspomniał Breezy Palm, którego widziałem pośrodku stawki; ani nie wychodził do przodu, ani nie zostawał w tyle. Na tym etapie udowadniał po prostu, że nie jest ani lepszy, ani gorszy od swoich konkurentów.

Flora zarzuciła zmagania z lornetką, opuściła ją i na końcówkę biegu spoglądała jedynie z niepokojem. Grupa koni, która dotychczas poruszała się wolno, nagle zdawała się frunąć, niewielkie odległości między pierwszym a ostatnim wyciągnęły się na naszych oczach na całą długość, ukazując możliwych i pewnych zwycięzców. Młode ogiery wyciągały szyje, starając się wyprzedzić wszystkich, tak jak robiłyby w dzikim stadzie na równinie bez barier, pierwotny instynkt w niezmienionej postaci dochodził do głosu na cywilizowanym torze. Cała istota wyścigów, pomyślałem. Nieoswojona siła, która to umożliwia. Podniecająca, wzruszająca… piękna.

Breezy Palm dysponował w pełni tym starym instynktem. Bez względu na to, czy dżokej zmuszał go do pełnego wysiłku, czy nie, sunął do przodu z pasją, nogi pod niedojrzałym tułowiem zdawały się kanciaste, ruchy pospieszne i nieskoordynowane, żądzy zwycięstwa nie dotrzymywały kroku nie w pełni rozwinięte umiejętności techniczne.

Cała sztuczka startu w wyścigach, jak kiedyś powiedział mój ojciec, polega na rozbudzeniu naturalnej u konia paniki i kontrolowaniu jej. Oczywiście mój ojciec ani przez chwilę nie wątpił, że potrafi i jedno, i drugie. To ja, jego syn, nie umiałem ani tego, ani tego. A szkoda…Naturalna panika Breezy Palm, kontrolowana przez dżokeja do tego stopnia, że pozwolił mu podnieść głowę i trzymał na wodzy, sprawiała, że koń dalej starał się znacznie powyżej swoich możliwości. Orkney patrzył na to w pełnym koncentracji milczeniu. Flora zdawała się wstrzymywać oddech. Stojąca za mną Isabella powtarzała pod nosem „No biegnij, ty draniu, dalej”, co jak dotychczas stanowiło jej najbardziej ludzką reakcję. Breezy Palm, niczego niepomny, utkwił wzrok w trzech koniach biegnących przed nim i przez ostatnie sto metrów biegł tak, jakby wielki bożek Pan następował mu na pięty.

Konie mogą jedynie starać się jak najlepiej. A tego dnia w przypadku Breezy Palm oznaczało to, że nie mógł przegonić zwycięzcy, który wygrał o całą długość, ani drugiego, który wyprzedził go dość znacznie, przyszedł jednak tak blisko za trzecim zwycięzcą, że z loży Orkneya nie dało się stwierdzić, jaka naprawdę jest kolejność. Głośniki obwieściły, że sędzia prosi o zdjęcie z fotokomórki.

Nadal milczący Orkney opuścił lornetkę i patrzył na tor, gdzie jego zmęczonego konia sprowadzano z powrotem w dwudziesty wiek. Nie powiedział ani słowa, odwrócił się i pospiesznie odszedł, pozostawiając resztę towarzystwa.

– Chodź, skarbie – Flora ciągnęła mnie za rękaw. – My też musimy zejść na dół. Jack powiedział, że to konieczne.

Wszyscy troje staraliśmy się znaleźć na dole możliwie jak najszybciej. Breezy Palm przebierał nogami w zagrodzie przeznaczonej dla zdobywcy czwartego miejsca, dżokej rozpinał popręg, a Orkney zrzędził.

– O Boże – powtórzyła Flora. – Dżokeje zawsze wiedzą… jednak nie zajął trzeciego miejsca.

Potwierdziły to ogłoszone niebawem wyniki po sprawdzeniu zapisu fotokomórki: Breezy Palm przyszedł czwarty. Odległości: długość, dwie długości, niecały łeb.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x