Ukrył swój wykres w sekretnym miejscu pod mapą i wytarł ręce o spodnie, jakby uwalniał się od perfidii własnego syna.
– Ale cysterny nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa – zauważył. – Chce pan je zobaczyć?
Zgodziłem się, bo najwyraźniej stanowiły przedmiot jego dumy. Wyszliśmy z biura, a on starannie zamknął drzwi na klucz. Prowadził nas korytarzem, po którego obu stronach znajdowały się drzwi do biur. Na końcu były potężniejsze drzwi, również zamknięte na klucz. Stamtąd wchodziło się bezpośrednio do dużego pomieszczenia, gdzie przeprowadzano konserwację i czyszczenie całej srebrnej floty. Były tu wszystkie akcesoria samochodowego warsztatu; kanał, lewary, nakrętki ze śrubami, wyposażenie do spawania, stojak z gigantycznymi nowymi oponami. Z sufitu zwisały łańcuchy i podnośniki. W pomieszczeniu tym stały dwie cysterny, którymi zajmowali się mężczyźni w brązowych kombinezonach. Z ich zachowania można było wywnioskować, że wiedzieli o obecności Chartera w firmie w niedzielne popołudnie. Gerarda i mnie obrzucili pobieżnym, pozbawionym ciekawości spojrzeniem.
– Tam – wskazał ręką Charter – w tej zagrodzonej części myjemy zbiorniki, pompy, zawory i węże. Z wierzchu robi to myjnia na zewnątrz.
Ruszył przez warsztat, oczekując, że pójdziemy za nim. Jeden z mechaników zwrócił się do niego po imieniu i powiedział, że są kłopoty z ośką. Ja z ciekawością przyjrzałem się bliżej pierwszej z cystern, która wydała mi się olbrzymia.
Cysterna w przekroju była owalna, wspierała się mocno na ramie, domyślałem się, że miała nisko umieszczony punkt ciężkości, co czyniło ją trochę niebezpieczną na zakrętach. Niska drabinka przyczepiona z tyłu pozwalała wejść na szczyt, gdzie widać było kształty luków i urządzeń ładowniczych. Srebrny metal był niepomalowany, nie zawierał też żadnej informacji o właścicielu, były tam jedynie słowa „Łatwopalny płyn” wypisane niewielkimi czerwonymi literami w pobliżu tyłu cysterny.
Na karoserii szoferki pomalowanej na czerwonawy brąz również nie było żadnego nazwiska, telefonu ani adresu. Cysterna była całkiem anonimowa, podobnie jak wszystkie pozostałe, o czym przekonałem się później. Zabezpieczenia Kennetha Chartera przez lata chroniły ich przed każdym drapieżnikiem poza zdrajcą wewnętrznym.
– Dlaczego on to zrobił? – powiedział Charter zza mojego ramienia, a ja pokręciłem głową w pełnej niewiedzy.
– Jako mały chłopiec zawsze był zazdrośnikiem, ale sądziliśmy, że z tego wyrośnie. – Westchnął. – Im robił się starszy, tym gorsze miał humory, zawsze ponury i cholernie leniwy. Starałem się zwracać do niego łagodnie, a on odpowiadał po chamsku, więc czasami musiałem wychodzić z pokoju, żeby go nie uderzyć. – Zamilkł, zastanawiając się niewątpliwie po raz tysięczny, czy sam nie ponosi winy, choć było to bezpodstawne. – Nie chciał pracować. Zdawał się myśleć, że świat winien mu utrzymanie. Wychodził, ale nie chciał powiedzieć dokąd, nie ruszył nawet palcem, żeby pomóc matce w domu. Cały czas wyśmiewał rodzeństwo, brata i siostrę, urocze dzieciaki. Zapłaciłem za jego podróż do Australii, dałem mu nawet trochę pieniędzy na wydatki. Zgodził się pojechać. Miałem nadzieję, że tam mu wbiją trochę rozumu do głowy. – Wysoką postacią wstrząsnął nieznaczny dreszcz. – Nie miałem pojęcia, że dopuścił się jakiegoś przestępstwa. Był nadzwyczaj trudny… Czyż nie zdawał sobie sprawy, że mnie zrujnuje? Czy to go w ogóle obchodziło?
Wydawało mi się, że syn nie rokował najmniejszych nadziei i ze względu na resztę rodziny Chartera spodziewałem się, że już nigdy nie wróci, ale życie nigdy nie układa się tak grzecznie.
– Pan McGregor może ocalić pańską firmę – powiedziałem, a on roześmiał się głośno w wyniku jednej z tych swoich nagłych zmian nastrojów.
Mocno poklepał mnie po ramieniu. – Panie McGregor, pan mi tu przywiózł polityka. Tak jest, chłopcze, może nawet to zrobi za takie honorarium, jakie mu płacę!
Gerard uśmiechnął się pobłażliwie, kiedy szliśmy przez pomieszczenie służące do konserwacji, a potem przez drzwi na jego końcu. Na zewnątrz, tak jak zapowiadał Charter, znajdowała się wysoka myjnia samochodowa. Jednak Charter zaprowadził nas za róg budynku, gdzie stał cały rząd cystern.
– Niektóre są w drodze – wyjaśnił. – Muszę załatwiać olbrzymie ubezpieczenie dla każdej z nich osobno, co zżera nasze zyski. Moi kierowcy siedzą w domu przed telewizorami, a klienci idą gdzie indziej. Nie możemy przewozić alkoholu, Urząd Ceł nam zabronił. Firma nie będzie mogła działać legalnie, jeśli nie może zapłacić pracownikom ani zwrócić długów. Myślę, że uda nam się funkcjonować na rezerwie jeszcze przez dwa tygodnie, przy odrobinie szczęścia. Możemy zostać zamknięci w ciągu pięciu minut, gdyby bank zdecydował się zająć cysterny, co niechybnie się stanie. Połowa cystern zawsze jest kupiona na kredyt, a jeśli nie możemy obsługiwać kredytów, jesteśmy skończeni. – Pogłaskał pieszczotliwie błyszczącego potwora. – Bardzo by mnie to przygnębiło, nie ukrywam.
Szliśmy we trzech wzdłuż imponującego szeregu, aż znaleźliśmy się przy wejściu, obok samochodu Gerarda.
– Dwa tygodnie, panie McGregor – powiedział Kenneth Charter. Energicznie uścisnął nam dłonie. – Niezbyt duże szanse, co?
– Postaramy się o wyniki – zapewnił go Gerard głosem maklera giełdowego.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
– Masz jakieś pomysły? – zapytał McGregor natychmiast, jeszcze zanim wyjechaliśmy z terenów przemysłowych.
– Właściwie tylko jeden. Po co w ogóle jestem ci potrzebny?
– Ze względu na swoją wiedzę, jak już powiedziałem. A także dlatego, że ludzie z tobą rozmawiają.
– Co masz na myśli?
– Kenneth Charter powiedział ci znacznie więcej niż mnie na temat swojego syna. Flora twierdzi, że lubi mówić do ciebie, bo słuchasz. Mówi, że słyszysz nawet to, co nie zostało powiedziane. To mnie szczególnie uderzyło. To najbardziej przydatna cecha u detektywa.
– Nie jestem…
– Nie. Jeszcze jakieś spostrzeżenia?
– No… czy widziałeś cały notes syna podczas poprzedniej wizyty?
– Owszem. Z jakiegoś powodu Charter nie chciał mi go dać, więc odbiłem na jego kopiarce każdą stronę, na której były zapiski. Tak jak powiedział, były tam jakieś numery telefonów i kilka notatek dotyczących spraw do załatwienia. Sprawdziliśmy te numery, ale wydają się niegroźne. Mieszkania przyjaciół, lokalne kino, klub bilardowy i fryzjer. Żadnych poszlak co do tego, jak poznał Zaraca, jeśli to miałeś na myśli.
– Tak.
– Zaraz ci pokażę te odbitki. Zobaczymy, czy zauważysz coś, co nam umknęło.
Mało prawdopodobne, pomyślałem. – Czy on rzeczywiście jest w Australii?
– Syn? Tak. Pierwszą noc po przyjeździe spędził w motelu w Sydney. Ojciec zarezerwował miejsce, a syn z niego skorzystał. To sprawdziliśmy. Potem jednak zgubiliśmy trop, wiemy jedynie, że nie wykorzystał biletu powrotnego. Możliwe, że nie wie o śmierci Zaraca. A jeśli wie, to niewykluczone, że postara się zniknąć jeszcze dalej z pola widzenia. W każdym razie Kenneth Charter polecił nam, żeby go nie szukać i podporządkujemy się temu. Mamy przyjąć „Silver Moondance” jako punkt wyjścia, co mówiąc szczerze, po śmierci Zaraca nie jest takie łatwe.
Zastanowiłem się chwilę i zapytałem: – Czy możesz się czegoś dowiedzieć od policji?
– Czasami. To zależy.
– Będą szukali Paula Younga – wyjaśniłem.
– Kogo?
Читать дальше