Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zdjęcie gipsu podczas sekcji potwierdziło tożsamość zmarłego: Feydor Zaracievesa, Brytyjczyk słowiańskiego pochodzenia, znany jako Zarac. Pracował w „Silver Moondance” jako kelner od win od osiemnastu miesięcy, choć sama restauracja funkcjonowała już prawie trzy lata. Wkrótce odbędzie się rozprawa ustalająca przyczyny zgonu, a tymczasem policja kontynuuje śledztwo.

Powodzenia, pomyślałem. Kontynuujcie.

We wtorek, środę i czwartek pani Palissey wyjeżdżała o czwartej wraz z Brianem rozwieźć zamówienia, a ja mniej więcej o czwartej trzydzieści zawieszałem na drzwiach tabliczkę: „Otwarte od 18 do 21” i przejeżdżałem przez wzgórze, żeby odbyć z Florą obchód stajni.

Zawsze uważałem, że godziny otwarcia sklepu to sprawa umowna, i przekonałem się, że nieważne jest, co się robi, jeżeli tylko informuje się o tym. Pory, kiedy przychodziło najwięcej i najmniej klientów, w zasadzie nie zmieniały się: rano duży ruch, przeważnie kobiety, nieliczni klienci obojga płci po południu i porządny ruch wieczorem, głównie mężczyźni.

Kiedy żyła Emma, otwieraliśmy sklep wieczorem tylko w piątki i soboty, ale odkąd zostałem sam, dorzuciłem jeszcze wtorki, środy i czwartki, nie tyle ze względu na dodatkowe zyski, ile na towarzystwo. Lubiłem wieczory w sklepie; większość tych klientów przychodziła po wino, a najlepiej lubiłem sprzedawać właśnie wino: butelka do kolacji, szampan z powodu awansu w pracy, prezent dla gospodarzy przyjęcia.

Było to życie na niewielką skalę. Nie było w nim niczego, co mogłoby zmienić historię albo księgi rekordów. Przejście przez czas w normalnych śmiertelnych wymiarach, tyle że u boku Emmy przynosiło satysfakcję.

Nigdy nie miałem szczególnych ambicji, co smuciło moją matkę i wyraźnie irytowało nauczycieli w szkole Wellington. Jeden z nich podczas ostatniego semestru napisał zjadliwie: „Wyjątkowa inteligencja Beacha mogłaby go zaprowadzić daleko, gdyby tylko zadał sobie trud obrania kierunku”. Moja niezdolność zdecydowania, kim chciałbym być (byle nie żołnierzem), sprawiła, że w sumie robiłem niewiele. Zdałem te egzaminy, które miałem zdać, ale nie pociągał mnie uniwersytet. Francuski, mój najlepszy przedmiot, nie mógł być zawodem. Nie czułem powołania, by zostać maklerem czy podjąć jakieś wygodne zajęcie w City. Nie miałem zacięcia artystycznego. Ani ucha do muzyki. Nie potrafiłem sobie wyobrazić życia za biurkiem, a nie jeździłem zbyt odważnie, by startować w wyścigach. Jako nastolatek miałem tylko jeden wyraźny talent: potrafiłem określić markę każdej czekolady z zawiązanymi oczami, co wówczas nie wydawało się obiecującą zapowiedzią dochodowego zajęcia.

Pół roku po skończeniu szkoły pomyślałem, że mógłbym na jakiś czas pojechać do Francji, pozornie po to, by lepiej opanować język. Jednak ze smutkiem przyznawałem w duchu, że był to jedyny sposób, żeby w domu nie rzucać się w oczy jako wyjątkowy nieudacznik. To rozczarowanie mogłem znieść dużo lepiej w samotności.

Zupełnym przypadkiem za pośrednictwem przyjaciół mojej zdesperowanej matki zostałem wysłany jako płatny gość do pewnej rodziny w Bordeaux. Początkowo nie miało dla mnie żadnego znaczenia to, że mój gospodarz był kupcem winnym. To właśnie monsieur Henri Tavel odkrył, że potrafię odróżnić jedno wino od drugiego, wystarczy, żebym tylko raz spróbował. Był jedynym znanym mi dorosłym, na którym wywarła wrażenie moja sztuczka z czekoladą. Bardzo się uśmiał i co wieczór wystawiał mnie na próbę z testowaniem win. Im lepiej mi się to udawało, tym większej nabierałem pewności siebie.

Jednak traktowałem to jak zabawę i po upływie przewidzianych trzech miesięcy wróciłem do domu, nadal bez najmniejszego pomysłu, co robić dalej. Mama podziwiała mój francuski akcent, stwierdziła jednak, że trudno go uznać za życiowe osiągnięcie. Starałem się schodzić jej z oczu, ilekroć było to możliwe.

Musiała więc mnie szukać, kiedy przyszedł list, mniej więcej miesiąc po moim przyjeździe. Trzymała go przed sobą i marszczyła brwi, jakby tekst listu był dla niej kompletnie niezrozumiały.

– Pan Tavel proponuje, żebyś do nich wrócił. Chce cię uczyć. Ale czego niby miałby cię uczyć, mój skarbie?

– Wszystkiego o winie – odpowiedziałem, odczuwając po raz pierwszy od dawna lekki przypływ zainteresowania.

– Ciebie? – Mama wydawała się raczej zaskoczona niż rozbawiona.

– Pewnie chce mnie nauczyć handlu winem.

– Wielkie nieba!

– Mogę pojechać? – spytałem.

– A chcesz? – dopytywała się zdumiona. – Czyżbyś naprawdę odkrył coś, czym chcesz się zająć?

– Wydaje się, że nie potrafię nic innego.

– No nie – zgodziła się rzeczowo. Znowu zapłaciła za moją podróż, wikt i opierunek plus wysokie honorarium dla pana Tavela za naukę.

Monsieur Tavel przez rok udzielał mi intensywnych nauk, zabierając mnie wszędzie, pokazywał mi każdy etap produkcji i transportu wina, uczył mnie w szybkim tempie tego, o czym sam zdobywał wiedzę przez całe życie, ale spodziewał się, że niczego nie będzie musiał powtarzać mi dwa razy.

Przy Quai des Châtrons czułem się jak w domu; liczne drzwi do magazynów były tu za wąskie dla nowoczesnych ciężarówek – pozostałość dawnych przepisów podatkowych; żadnego wina nie można też było składować bliżej niż sto metrów od ulicy, uważano bowiem, że zaszkodzą mu wibracje bruku pod końskimi kopytami. We wnętrzu magazynu de Luze’a, który rozciągał się w głąb niemal na długość pół mili, pracownicy przemieszczali się na rowerach.

Długie autobusy miejskie miały przeguby w środkowej części, by skręcać pod ostrym kątem w wąskie uliczki, a w marcu kwitły na ulicach puchowe wiejskie mimozy, i wszędzie, codziennie, o każdej porze słychać było rozmowy o winie i czuć było jego zapach. Kiedy wyjeżdżałem, Bordeaux stało się moim duchowym domem. Henri Tavel uściskał mnie ze łzami w oczach, powiedział, że może mnie urządzić u de Luze’a lub u innego z największych négociants, jeśli zostanę. Od tamtego czasu już wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego tego nie zrobiłem.

Po powrocie do Anglii, wyposażony w nazbyt pochlebne rekomendacje Tavela, znalazłem pracę w hurtowni win, ale byłem zbyt młody, by robić cokolwiek prócz papierkowej roboty, co po intensywnym życiu w Bordeaux wkrótce mnie znudziło. Kierowany impulsem wszedłem pewnego dnia do sklepu z winem, na którym widniał napis „Potrzebna pomoc”, i zaproponowałem swoje usługi. W krótkim czasie rozpocząłem błyskotliwą i nieprzerwaną karierę przemieszczania skrzynek z napitkami z miejsca na miejsce.

– Tony pracuje w sklepie – mówiła bohatersko moja mama. Mama naprawdę była dzielna. Wysokie płotki należy brać bez lęku. W odpowiednim czasie udzieliła mi też bezprocentowej pożyczki na podstawowe zapasy towaru do własnego sklepu, odmówiła przyjmowania spłat, kiedy już mogłem sobie na nie pozwolić. Prawdę mówiąc, w porównaniu z innymi matkami moja nie jest wcale taka zła.

Flora, w zasadzie bardzo macierzyńska dama, z dnia na dzień stawała się mniej wyczerpana i przygnębiona. Noga Jacka goiła się dobrze, a życiu Jimmy’ego już niemal nic nie zagrażało, choć trudno mieć taką pewność po dwóch tygodniach od przebicia płuca.

Według słów Flory Jimmy nie pamiętał absolutnie niczego z całego przyjęcia. Nie pamiętał, że oprowadzał szejka po stajni. Ostatnia rzecz, jaka zachowała się w jego pamięci, to rozmowa ze mną o whisky Laphroaig; wiadomość o śmierci Larry’ego Trenta była dla niego szokiem.

– A samopoczucie Jacka? Jak z nim?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x