Ridger zdecydowanym krokiem podszedł do baru i zapukał palcami w blat, ja podążałem za nim bez pośpiechu.
Nikt się nie zjawił. Ridger znowu zapukał, głośniej i dłużej, przez wahadłowe drzwi w głębi baru wkroczył młody jasnowłosy mężczyzna, wyraźnie spocony, nerwowo zakładał marynarkę.
– Dajcie nam chwilę – powiedział nadąsany. – Jest otwarte dopiero od pięciu minut. – Wytarł palcami spocone czoło i zapiął marynarkę. – Co mogę podać?
– A czy restauracja jest otwarta? – spytałem.
– Co? Jeszcze nie. Otwierają o dwunastej.
– A kelner od win już jest?
Barman spojrzał na zegar i pokręcił głową. – Do czego panu potrzebny? Podam wszystko, czego chce się pan napić.
– No to lista win – zacząłem delikatnie. – Czy mógłbym ją zobaczyć?
Wzruszył ramionami i wydobył spod lady szkarłatny folder w miękkiej oprawie. – Proszę wybierać – powiedział, podając mi listę.
Pomyślałem, że nie jest zdecydowanie niegrzeczny, raczej wytrącony z równowagi przez śmierć szefa. Doświadczony, leciutko zniewieściały, twarz miał pokrytą nieszczęsnymi pryszczami, a na przegubie srebrną bransoletkę z napisem „Tom”.
Wyczuwałem, że Ridger zaczyna się niecierpliwić, powiedziałem więc pojednawczo: – Czy mógłbym dostać szkocką?
Barman rzucił pełne rezygnacji spojrzenie na listę win, którą trzymałem w ręku, odwrócił się jednak i odmierzał odpowiednią ilość napoju ze standartowej butelki Bell’s.
– A co dla pana? – spytałem Ridgera.
– Sok pomidorowy. Bez sosu Worcester.
Barman postawił na ladzie moją whisky. – Coś dodać? – spytał.
– Nie, dziękuję.
Zapłaciłem za obydwa napoje i usiedliśmy przy stoliku najbardziej oddalonym od baru.
– Nie po to tu przyszliśmy – zaprotestował Ridger.
– Wszystko po kolei – odparłem, wąchając whisky. – Zaczynamy od dołu i posuwamy się do góry. Wypróbowana taktyka degustatorów win.
– Ale… – Zastanowił się chwilę i wzruszył ramionami. – W porządku. Niech pan robi po swojemu. Byle nie trwało to zbyt długo.
Wziąłem do ust niewielką ilość whisky i pozwoliłem jej spływać po języku. Nie da się ocenić smaku whisky za pomocą gruczołów na czubku języka przy przednich zębach, można to zrobić jedynie brzegami i środkiem języka. Pozwoliłem, by whisky rozwinęła swój bukiet do końca, zanim przełknąłem, czekając na posmak.
– No i? Co teraz? – dopytywał się Ridger.
– Trzeba zacząć od tego, że to nie jest Bell’s. Ridger wydawał się dziwnie zaskoczony.
– Jest pan tego pewien?
– Czy wie pan coś o whisky? – spytałem.
– Nie. Jestem zwolennikiem piwa. Od czasu do czasu wypiję jedną whisky z piwem imbirowym, i to wszystko.
– A chce pan się czegoś dowiedzieć? – Stuknąłem palcem w szklaneczkę. – Czy mam panu wytłumaczyć?
– A dużo czasu to zajmie?
– Niespecjalnie.
– To niech pan mówi.
– Szkocką robi się z jęczmienia. Jęczmień można słodować tak samo, jak to się robi z piwem. Pozwala się, by ziarna zaczęły kiełkować, przy czym kiełki nie powinny być dłuższe niż dwa-cztery centymetry. Następnie do wyrobu whisky wędzi się te kiełki, zwane słodem, nad płonącym torfem, dopóki nie przejdą smakiem torfu i dymu i nie zrobią się kruche. Wtedy miesza sieje z wodą i pozostawia, by fermentowały, następnie poddaje się destylacji i zostawia w drewnianych beczkach, gdzie całość dojrzewa przez wiele lat. Otrzymany produkt to czysta słodowa whisky, z pełną gamą rozmaitych smaków.
– W porządku. – Ridger skinął krótko ostrzyżoną głową, najwyraźniej głęboko skoncentrowany.
– Znacznie taniej jest zrobić masę jęczmienną, pomijając proces słodowania i wędzenia, jest to także proces szybszy, bo dojrzewanie wymaga kilku lat mniej. Ten rodzaj whisky zwany jest whisky zbożową i ma znacznie bardziej pospolity smak.
– Rozumiem. I co dalej?
– Dobre standardowe szkockie jak Bell’s to mieszanki whisky słodowej i zbożowej. Im więcej w niej słodu, tym bardziej zróżnicowany i subtelny smak. Płyn w tej szklaneczce ma bardzo niską zawartość słodowej whisky albo nie majej w ogóle, co nie ma większego znaczenia, jeśli chce sieją zmieszać z piwem imbirowym, które i tak zabije smak słodu.
Ridger rozejrzał się po pustym pomieszczeniu. – Kiedy jest tu pełno ludzi, pełno dymu, zapachu perfum i imbirowego piwa, kto się na tym pozna?
– Tylko wielki spec – przyznałem z uśmiechem.
– I co dalej?
– Możemy wylać szkocką do pańskiego soku z pomidorów. – Mój gest napełnił go absolutną zgrozą. – Nie mogę tego wypić – wyjaśniłem. – Potrzebny panu pijany kiper? Byłby zupełnie bezużyteczny.
– Pewnie ma pan rację. – Jak na siebie, powiedział to niezbyt pewnie, a ja poszedłem zapytać barmana, czy ma jakąś słodową whisky.
– Jasne – odparł, wskazując ręką cały rząd butelek. – Na przykład Glenfiddich tam na końcu.
– Mmm – mruknąłem z powątpiewaniem. – A ma pan Laphroaig?
– La… co?
– Laphroaig. Mój przyjaciel pił tutaj tę whisky. Twierdził, że była wspaniała. Mówił, że skoro lubię słodową whisky, absolutnie powinienem jej spróbować.
Barman popatrzył na swoje zapasy i pokręcił głową.
– Może jest w restauracji – zasugerowałem. – Chyba wspominał, że pił ją po kolacji. Może jest na tacy z drinkami…
Wyciągnąłem portfel i otworzyłem go wyczekująco, barman obrzucił zaciekawionym spojrzeniem widoczne w nim banknoty i postanowił wyruszyć na poszukiwanie. Wkrótce powrócił z autentyczną butelką Laphroaig i zażądał astronomicznej ceny za niewielki łyk, co zresztą zapłaciłem bez mrugnięcia powieką, dorzucając jeszcze napiwek.
Poszedłem ze szklaneczką w ręku do odległego stolika, gdzie siedział Ridger.
Patrzył, jak smakuję pierwszy łyk.
– No i co? – zapytał w końcu.
– To nie jest Laphroaig.
– Jest pan pewien?
– Absolutnie. Laphroaig ma bardzo dymny smak. Najczystsza słodowa. A w tym, co przed chwilą spróbowałem, w ogóle nie ma słodu. To ta sama whisky co poprzednio.
– Bardzo dziękuję, panie Beach – powiedział z wyraźną satysfakcją. – To wspaniale.
Wstał, podszedł do baru i poprosił o butelkę, z której przed chwilą barman nalał whisky. Barman uprzejmie przesunął butelkę po ladzie, Ridger przytrzymał ją, a drugą ręką wyjął swój identyfikator. Rozwścieczony barman zaczął coś krzyczeć.
Ridger miał w kieszeni radio. Zadzwonił do jakiegoś niewidocznego dowództwa, dostał metalicznie skrzeczącą odpowiedź i oznajmił barmanowi, że policja wstrzyma sprzedaż jakiegokolwiek alkoholu w „Silver Moondance” co najmniej do końca dnia, w czasie kontrolowania zapasów.
– Pomyleniec – wrzasnął barman, a do mnie syknął wściekle: – Oszust!
Dźwięk jego podniesionego głosu sprowadził pomagierów w postaci zatroskanego człowieczka w ciemnym garniturze, który robił wrażenie niezbyt sprawnego pomocnika, i dziewczyny w krótkim, wyzywającym uniformie kelnerki. Miała szkarłatną tunikę, długie smukłe nogi i szkarłatną opaskę na włosach.
Ridger przyjrzał się opozycji i poczuł się w swoim żywiole.
Niezbyt rozgarnięty młodzieniec przedstawił się jako zastępca kierownika, co wywołało spojrzenia pełne pogardy i rozbawienia ze strony kelnerki i barmana. Domyślałem się, że chodzi raczej o zastępcę zastępcy. Ridger raz jeszcze wyjaśnił zdecydowanym tonem, że nie ma mowy o sprzedawaniu alkoholu, dopóki nie zakończy się śledztwo, a cała trójka zgodnie stwierdziła, że nie mają o niczym najmniejszego pojęcia i czy nie moglibyśmy porozmawiać z… no… z…
Читать дальше