Jerzy Edigey - Walizka z milionami

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Edigey - Walizka z milionami» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Walizka z milionami: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Walizka z milionami»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jeden z napastników zatrzymał się przy wejściu. Drugi szybko przeszedł, a właściwie przebiegł przez salę i stanął w drzwiach skarbca. Trzebi brodacz wybrał miejsce na środku sali. Podniósł pistolet i dwukrotnie strzelił w sufit.
– Wszyscy wstać! Ręce do góry!- zakomenderował.
Wybuchła panika. Jedna z urzędniczek zaczęła krzyczeć. Napastnik skierował lufę swej broni w jej kierunku.
– Cisza! Bo strzelam – powiedział dobitnie.

Walizka z milionami — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Walizka z milionami», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie, nie! – Zygmunt Lipień prawie wykrzyczał te słowa.

– Więc co zrobisz? Chcesz tu czekać, aż przyjdą po ciebie i wezmą jak barana do rzeźni?

– Nie mogę, nie potrafię się tułać z miejsca na miejsce jak bezpański pies. Rzucić to wszystko, do czego przywykłem? Nie móc przez wiele łat, a może do końca ży cia spokojnie przejść się po Marszałkowskiej lub wstąpić do kawiarni? Nigdy nie zobaczyć się ze znajomymi i przyjaciółmi? To nie do wiary.

– A jednak konieczne. Tego wymaga twoje bezpieczeństwo. Jeżeli cię złapią, to i tak przez wiele, wiele lat nie zobaczysz przyjaciół. Zresztą oni natychmiast po twoim aresztowaniu przestaną się uważać za twoich bliskich.

– Nie mogę, nie mogę – Zygmunt opadł na stojący przy ścianie fotel i spuścił głowę.

– To było ryzyko, które każdy z nas podejmował, wchodząc do gmachu banku.

– Już lepiej naprawdę się zabić.

– Nie gadaj głupstw. Do tego zabrakłoby ci odwagi.

– Masz rację. Co ja teraz zrobię?

– Zygmunt, nie trać ducha, musimy sfingować twoje samobójstwo. Nie ma innej drogi.

– Boję się! Ja tego nie wytrzymam.

W tym momencie na tym samym piętrze zatrzymała się winda. Ktoś z niej wysiadł. Lipień cały drżący nasłuchiwał. Ale kroki poszły w innym kierunku.

– Tym razem to jeszcze nie oni – powiedział Majewski. – Ale bądź spokojny. Oni niedługo tu będą. Przyjadą windą, zadzwonią do drzwi, a jeżeli nie otworzysz, to je wyłamią. Im przecież wolno. Samochód będzie czekał na dole. Poprowadzą cię miedzy sobą, jak wczoraj prowadzili Antoniego Dobrawodę. Czekaj tu na nich spokojnie.

– Nie będę czekał. Sam do nich pójdę.

– Zwariowałeś!

– Słuchaj, Tadek, to jest najlepsze wyjście z naszej sytuacji.

– Też wymyśliłeś!

– Zastanów się – Lipień nagle odzyskał spokój. – Pieniędzy nie mamy. Nadzieja na ich odnalezienie prawie żadna. A jakie perspektywy? Żyć wiele lat w ciągłej obawie, że lada dzień wpadną na twój trop i postawią przed sądem? Żyć z takim mieczem Damoklesa aż do śmierci? To nie do pomyślenia. Potworne. Czy więc nie lepiej od razu z tym skończyć?

– Jak to?

– Iść do milicji. Szczerze się do wszystkiego przyznać. Naturalnie powiemy, że przywódcą był i namówił nas do udziału w akcji Kazimierz Strzelczyk. Będziemy pomagali milicji w odnalezieniu pieniędzy. Oni mają większe możliwości od nas, ale nasze wskazówki także są coś warte.

Tadeusz Majewski podszedł do stojącego na małym stoliczku radia i nacisnął klawisz.

– Dlaczego włączasz aparat?

– O szóstej będą komunikaty. Może coś powiedzą o naszej sprawie? Milicja lubi się chwalić. Aresztowanie Antoniego Dobrawody rozdmuchają, jak gdyby mieli w ręku nas wszystkich, walizkę i zabójcę tamtych dwojga. Ale mów dalej…

– Właśnie chodzi i o tamtą sprawę. Prowadzący dochodzenie na pewno przypuszcza, że to myśmy zabili Andrzeja Doberskiego i Jadwigę Rodzińską. Jak nas złapią, będą nam wmawiali te zabójstwa. Nie mamy żadnych kontrdowodów. Żadnego alibi. A jeżeli zgłosimy się dobrowolnie, uwierzą nam. Zresztą i tutaj nasza pomoc dla milicji może być dużo warta.

– Nie wiem, dlaczego mają nam wierzyć, kiedy sami się przyznamy, a nie wierzyć wówczas, gdy nas złapią?

– To jasne. Zabójca dobrowolnie nie zgłosi się do milicji. Co innego człowiek, którego podstępem wciągnięto do akcji na bank i który nawet nie miał broni w ręku.

– Jak to nie miał?

– Po prostu zeznamy, że tylko Doberski miał prawdziwy pistolet. Nam Kazik nie dowierzał i zaopatrzył jedynie w straszaki. Oddamy im te straszaki. A że wszystkie fakty należy tłumaczyć na korzyść oskarżonego, więc i to będzie dla nas okolicznością łagodzącą. Milicja i prokurator, szczęśliwi z zakończenia sukcesem tej sprawy, wdzięczni za pomoc w ujęciu mordercy i odnalezieniu pieniędzy, nie będą nastawali na surowy wyrok. Może nawet prokurator zgodzi się na nadzwyczajne złagodzenie kary? W ten sposób wykpilibyśmy się paru latami odsiadki. W ogóle nie spodziewam się, aby nam dali więcej jak po „piątce”. A za dobre zachowanie podarują jedną czwartą.

– Nie wiem tylko, którym twoim słowom uwierzą.

– O co ci chodzi? – zapytał Zygmunt.

– Mają przecież zeznania Rodzińskiej. Sam ją uczyłeś, co ma mówić. Czy nie powiedziała, że człowiek podający się za przywódcę bandy i organizatora napadu terroryzował ją pistoletem? Dwa razy numer ze straszakiem nie przejdzie.

– Powiemy, że Rodzińska zmyślała, a w rzeczywistości sama nawiązała ze mną kontakt, bo uważała, że jej się należy milion po Kaziku.

– Głupstwa, gadasz.

– Jestem całkowicie zdecydowany, aby zrobić, jak mówiłem. To dla mnie najlepsze wyjście. Chodźmy od razu dzisiaj.

– Tak bez przygotowania?

– Masz rację. Choćby te straszaki. Trzeba się o nie

postarać. Usunąć prawdziwą broń. Muszę też napisać list do brata i wszystko mu wyjaśnić. Pójdziemy jutro, zgoda?

– Nie!

– Dlaczego?!

– Pomysł dobry dla ciebie. Małego urzędniczka w ministerstwie. Ale nie dla mnie, z moją pozycją społeczną. Poza tym ty jesteś samotny. Nie musisz się o nikogo troszczyć. A kto da jeść mojej rodzinie przez te, jak optymistycznie sądzisz, pięć lat? Jak ta rodzina będzie żyła z piętnem ojca i męża bandyty?

– Szkoda – ironicznie uśmiechnął się Zygmunt – że wcześniej nad tym się nie zastanawiałeś. Teraz trochę za późno.

– Może nie za późno? – wciąż stojący przy aparacie radiowym Tadeusz przekręcił gałkę. Z głośnika buchnęła głośna muzyka.

– Za głośno – zauważył Lipień. – Ścisz trochę!

– Obaj tak krzyczymy, że sąsiedzi mogą coś usłyszeć. Lepiej niech słyszą muzykę.

– Jeżeli uważasz, że nie możesz iść ze mną, pójdę sam. Może masz i rację. W bezpośrednim niebezpieczeństwie znalazłem się tylko ja. Tobie na razie nic nie grozi. Nie pisnę o tobie ani słówka. Zeznam, że Kazik tak zorganizował grupę, iż wzajemnie nie znaliśmy się i spotkaliśmy się pierwszy i ostatni raz w życiu dopiero w Łowiczu.

– Myślisz, że ci uwierzą?

– Naturalnie. Będą szczęśliwi, że się zgłosiłem. Nie mogą zwątpić w moje słowa. Jestem o tym przekonany.

Majewski jeszcze bardziej przekręcił regulator natężenia głosu. Muzyka była coraz głośniejsza.

– Ścisz trochę, bo nam bębenki w uszach popękają – oprosił Zygmunt.

– Spojrzyj w okno.

Lipień odwrócił się w stronę okna.

– Gdzie? Nic nie widzę. O co ci chodzi?

– Już o nic – odpowiedział Tadeusz dziwnym głosem.

Zygmunt stanął tyłem do okna i wtedy zauważył pistolet w ręku przyjaciela.

– Tadek… – wyjąkał. – Tadek… Błagam cię… Nie… Nie!

Padł strzał. Za nim drugi i trzeci. Zygmunt Lipie: miękko osunął się na podłogę. A radio grało głośno.

ROZDZIAŁ XIV

Nie ten pistolet

Tadeusz Majewski schował broń do kieszeni. Pochylił się nad leżącym, ale go nie dotykał. Nie ulegało wątpliwości, Zygmunt Lipień już nie żył. Zabójca podszedł do stołu i kolejno wypił dwie wódki. Następnie wrócił do przedpokoju, włożył płaszcz i naciągnął rękawiczki. Z kieszeni wyjął czystą chusteczkę. Podszedł do aparatu radiowego i dokładnie przetarł wszystkie gałki i klawisze. Nawet te, których nie dotykał. Nie bawił się w wycieranie kieliszków i butelki. Po prostu włożył je do kieszeni płaszcza.

Z kolei oczyścił klamkę drzwi wiodących z przedpokoju do pokoju, w którym leżał trup. Po starannym przetarciu zamków drzwi wejściowych Tadeusz Majewski gotowy był do wyjścia. Uważnie nasłuchiwał, ale na schodach panowała kompletna cisza. Szybki, lecz cichy ruch drzwiami i morderca przyjaciela znalazł się na klatce schodowej. Wytarł jeszcze klamkę i cicho, prawie na palcach wbiegł na wyższe piętro. Tu spokojnie nacisnął taster windy. Zjechał na dół i wyszedł na ulicę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Walizka z milionami»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Walizka z milionami» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie
Jerzy Żuławski
Jerzy Pilch - The Mighty Angel
Jerzy Pilch
Jerzy Kosiński - The Painted Bird
Jerzy Kosiński
Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego
Jerzy Edigey
Edigey Jerzy - Król Babilonu
Edigey Jerzy
Jerzy Andrzejewski - Ład Serca
Jerzy Andrzejewski
Jerzy Pilch - Miasto utrapienia
Jerzy Pilch
Jerzy Andrzejewski - Miazga
Jerzy Andrzejewski
Jerzy Żuławski - Zwycięzca
Jerzy Żuławski
Отзывы о книге «Walizka z milionami»

Обсуждение, отзывы о книге «Walizka z milionami» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x