– Jednak odgrażał się Zygmuntowi Stojanowskiemu.
– Wiem. Klepał, co mu ślina na język przyniosła. Poza tym przy każdej okazji podkładał świnię mężowi.
– A Stojanowski jemu?
– Naturalnie. Skończyło się tym, że obu wylano z pracy. Zygmunta najpierw, Kowalskiego nieco później.
– Pani rodzinka także się odgrażała Zygmuntowi.
– Tego pan chyba nie bierze poważnie? Kiedy ojciec dowiedział się, że Zygmunt ma zamiar ożenić się ze mną, chciał jak najlepiej przehandlować córkę. A przynajmniej mieć stałą metę, gdzie zawsze można te dwie setki na wódkę dostać. Mąż z tym radykalnie skończył. Zresztą w tej kwestii oboje byliśmy zgodni. Sam pan wie, poruczniku, że ludzie z Targówka po pijaku, w bójce, potrafią kogoś dźgnąć nożem. Nie zawsze żyją z uczciwej pracy. Ale nie idą na mokrą robotę. Nie ma też wśród nich płatnych morderców.
– Takich na szczęście w ogóle w Polsce nie mamy – dorzucił podporucznik.
– Więc kto i dlaczego zabił pani męża? – zapytał Ciesielski.
– Żebym to ja wiedziała? W pierwszej chwili, kiedy pan Rotocki powiedział mi o tym morderstwie, nie bardzo wiedziałam, o co w ogóle chodzi. Zygmunt był człowiekiem ciężkim, zarówno w pożyciu małżeńskim, jak i w pracy. Nie miał prawdziwego przyjaciela. Ogólnie go nie lubiano. On nawet w domku swoich rodziców, w Wiązownej, przestawiał meble według swojej woli, a nie tak, jak starzy państwo chcieli. On decydował, na której grządce posieją rzodkiewkę, gdzie posadzą pomidory, a gdzie sałatę. Po pewnym czasie każdy będzie miał dosyć takiego człowieka. Ale od nielubienia do zabójstwa przecież daleka droga. Z drugiej strony mąż znał się na robocie. Przecież ta cała „smarówka” stała w obliczu plajty. Dopiero Zygmunt uruchamiając nową produkcję i zaprowadzając tam jaki taki porządek, wyprowadził spółdzielnię na spokojne wody. Ale od kiedy stamtąd odszedł, na Ziemowita powrócił stary bałagan.
– Czy Stojanowski kiedykolwiek wspominał o tym, że ma wrogów lub, że się kogoś boi?
– Nie. Przeciwnie, lubił się chwalić swoimi sukcesami. Nieraz się przechwalał, że wyłącznie dzięki niemu Trasa Łazienkowska została wykonana w terminie. Ostatnio, chociaż żyliśmy jak pies z kotem, także dużo opowiadał, jak to świetnie sobie daje radę przy budowie Trasy Toruńskiej. Nie sądzę, żeby to były tylko czcze przechwałki. A kogo i czego miałby się bać?
– Właśnie. Czego? Nie możemy znaleźć motywu popełnionej zbrodni. Komu przeszkadzał?
– Zdaję sobie sprawę – odpowiedziała piękna pani – że motywy miałam jedynie ja. Tylko ja wygrywam na tym morderstwie. Uwalniam się od nie kochanego męża, który odmawiał zgody na rozwód i zyskuję ładne mieszkanie w samym centrum stolicy. Wolność i mieszkanie, to przecież wielki skarb. Ale ja tego.nie zrobiłam, chociaż rozumiem, że dla panów pozostanę główną podejrzaną, aż do czasu całkowitego wyjaśnienia i znalezienia prawdziwego mordercy.
Porucznik milczał. Nie próbował zaprzeczyć. Ta kobieta miała rację.
– Dlatego też – dodała Stojanowska – mnie również zależy na szybkim rozwiązaniu tej zagadki. Jeśli w czymkolwiek mogę panom pomóc, proszę mną rozporządzić.
– Na razie dziękujemy pani za udzielone nam wyjaśnienia – porucznik kończył przesłuchanie. – Oto klucze od mieszkania. Pokwituje pani ich odbiór, a jutro o dziesiątej proszę przyjść do nas. Wtedy zostanie pani oficjalnie przesłuchana. Może też do jutra przypomni pani sobie jakieś szczegóły. Mogą być ważne dla dalszego śledztwa. A teraz spróbuję znaleźć jakiś samochód, który by panią odwiózł na Wilczą, bo o taksówkę w tym punkcie Warszawy dość trudno.
– Dziękuję, ale nie skorzystam z pańskiej grzeczności. Gdyby mnie odwieziono milicyjnym wozem, byłoby jeszcze więcej gadania. Wyobrażam sobie, jak tam na Wilczej babskie jęzory pracują! Dam sobie radę samą. Zresztą mam tramwaj prawie pod sam dom, a walizka, chociaż taka duża, nie jest zbyt ciężka.
– Jaka to piękna kobieta – powiedział z zachwytem Antoni Szymanek, kiedy za Ireną Stojanowską zamknęły się drzwi.
Porucznik Ciesielski nie odpowiedział. Był zajęty układaniem swoich papierosów.
– A jak ona strzelała tymi zielonymi oczyma na pewnego oficera milicji – monologował dalej podporucznik.
I tym razem Ciesielski nie podjął rękawicy.
– A ten ton jakim mówiła. „Jestem pana dożywotnią dłużniczką”. Ileż on obiecywał! Ja rozpracowałem Mariana Zalewskiego, ale mnie nikt nie deklarował wdzięczności. Widocznie zobaczyła na mojej ręce obrączkę domyśliła się, że ten drugi, ważniejszy i przystojniejszy, jest do wzięcia. Cwana bestia.
Porucznik ciągle był zajęty układaniem papierosów.
– A mój Andrzejek, jak to on powiedział? „Wcale pani nie potępiam”. A zdawałoby się taki cichy, porządny chłopak – kpił dalej Szymanek. – Hanka go od chyba dwóch lat bezskutecznie swata, a tu wystarczył jeden strzał zielonych oczu. Gdybym był Mniszkówną albo Vicki Baum, zaraz bym napisał romans pod tytułem: „Piękna morderczyni i stalowe oczy porucznika milicji”.
– Nudzisz mnie.
– No, przyznaj, Jędruś, podobała ci się ta cizia?
– Owszem, ładna dziewczyna – niechętnie przyznał porucznik.
– Powiadam ci, masz u niej szanse.
– Tak mielesz tym jęzorem, że nawet notatki służbowej z dzisiejszej rozmowy nie mogę zrobić.
– Podobała ci się – powtórzył Antek. – Kiedy tu jutro przyjdzie na przesłuchanie, ja na chwilę wyjdę z pokoju. Ty się wtedy z nią umów na randkę. Nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia. Po prostu jeszcze jedna metoda prowadzenia dochodzenia przez naszego milicyjnego asa. Nawet „staremu” możesz o tym zameldować. Jemu tak zależy na wyświetleniu tej sprawy, że z góry udzieli ci błogosławieństwa.
– Głupi jesteś – zdenerwował się Ciesielski. Złożył papiery do teczki i powiedział: – Idę do pułkownika. Muszę go zawiadomić o powrocie Ireny Stojanowskiej do kraju i o tym, że jutro ją przesłuchamy. Może „stary” będzie chciał być przy przesłuchaniu?
Ciesielski wyszedł, a rozbawiony podporucznik pomyślał, że w tym, co mówił przyjacielowi, jest jednak ziarnko prawdy.
Upłynął znowu tydzień. Śledztwo nie posunęło się ani o krok. Dreptano po prostu w miejscu. Oficjalne przesłuchanie Ireny Stojanowskiej nie dało żadnego rezultatu. Piękna pani nie miała nic do dodania ponad to, co już przedtem wyjawiła obu oficerom. Ku pewnemu zawodowi podporucznika Antoniego Szymanka jego przyjaciel nie próbował się umówić na randkę z przystojną wdówką. Nie pomogło nawet dwukrotne wychodzenie z pokoju; Andrzej Ciesielski jakoś nie chciał skorzystać z okazji.
Podrzucono na Trasę Toruńską dwóch, bodaj najsprytniejszych wywiadowców, jakimi rozporządzała Stołeczna Komenda MO. Robotnicy chętnie i dużo rozmawiali na temat niedawnej zbrodni. Inżynier Stojanowski rzeczywiście nie był zbyt lubiany na budowie. Dał się we znaki swoją „twardą ręką”. Ale ci, którzy z nim pracowali bezpośrednio, podkreślali jego dbałość o ludzi i jego starania, aby każdy za dobrą pracę dostał dobre pieniądze.
– U Stojanowskiego – tłumaczył jeden z robotników – nie było nigdy przestojów. Gdzie indziej robotnicy siedzieli i palili papierosy, bo a to szalunków nie przygotowano na czas, a to betonu z wytwórni nie przywieźli. Z inżynierem takie numery nie przechodziły. U niego wszystko musiało iść jak w zegarku. Toteż, mimo że był ostry, ludzie chętnie do niego szli. Wiedzieli, że dobrze zarobią, chociaż w czasie pracy dużo papierosów nie wypalą.
Читать дальше