Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sprawa dla jednego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sprawa dla jednego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zapadł zmierzch. Tego dnia wcześniejszy niż zazwyczaj, bo chociaż minęła dopiero połowa września, było chłodno, a czarne chmury wędrowały po niebie. Kilka razy dobrze popadało, lecz teraz, wieczorem, jezdnie i chodniki obeschły. Przy tak niepewnej pogodzie nikt bez wyraźnej potrzeby nie wychodzi z domu. Nic więc dziwnego, że na ulicy Wilczej, nawet na jej najruchliwszym odcinku, tym pomiędzy Marszałkowską a Kruczą, było dość pustawo.

Sprawa dla jednego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sprawa dla jednego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Andrzej Ciesielski powlókł się do swojego pokoju niczym zbity pies. Szymanek nie potrzebował pytać, jaki przebieg miała rozmowa z szefem.

– Spławił cię!

– Jeszcze mi porządnie nawtykał. Powiedział, że najgorszy fajtłapa ze wszystkich adwokackich aplikantów wyśmiałby na procesie nasze „poważne poszlaki”. Kategorycznie odmówił starań o ekstradycję Sto janowskiej.

Kazał szukać innych motywów. Najgorzej, że muszę mu przyznać rację.

– Zgadzasz się ze „starym”?!

– Przecież tak naprawdę nic nie wiemy. Irena mogła po prostu drapnąć z kochankiem. Postawiła męża w dość śmiesznej sytuacji, może uważała, że w ten sposób łatwiej wymusi zgodę na rozwód. A to, że wyjechała akurat w dniu morderstwa, mogło być zbiegiem okoliczności.

– A pogróżki? – Antoni Szymanek nie dawał za wygraną.

– Sam słyszałem przed paroma dniami, jak podporucznik Szymanek pijąc coca-colę w kasynie powiedział o kelnerce: „Ja tę babę kiedyś zamorduję, znowu przyniosła mi ciepłą butelkę”. I co, gdyby tę babę rzeczywiście ktoś zamordował, byłbyś pierwszym podejrzanym?

– Więc co robimy dalej? Masz jakiś pomysł?

– Pójdę do Dyrekcji Przedsiębiorstwa Robót Przemysłowych, a ty wybierzesz się na Tamkę do inżyniera Henryka Kowalskiego. Ale dopiero pojutrze. Jutro pójdziemy na pogrzeb Zygmunta Stojanowskiego.

– Uważasz za słuszne porzekadło, że zbrodniarz zawsze wraca na miejsce swojej zbrodni albo przychodzi na pogrzeb swojej ofiary?

– Coś w tym jest. Naturalnie nie zawsze, ale jak potwierdza milicyjna praktyka, przestępca rzeczywiście często uczestniczy w pogrzebie ofiary. Uważa, że samą obecnością na tych ceremoniach żałobnych odsunie od siebie podejrzenia. Albo też chce się przekonać, czy go nie podejrzewają. Zorientować się w klimacie panującym wokół jego osoby, jak na niego patrzą. Mówią, że taki facet chce się sprawdzić, czy potrafi zachować zimną krew w obliczu rodziny i znajomych. Gdybym był komendantem głównym MO to tam, gdzie chodzi o ofiary zbrodni, wszystkie pogrzeby kazałbym filmować!

– Całe szczęście, że nie jesteś. Dopiero byśmy się mieli z pyszna!

– Nie możemy filmować, ale na pogrzeb pójdziemy. Zjawimy się tam stosunkowo wcześnie i będziemy obserwować uczestników tej ceremonii. A także będziemy nastawiali ucha. Może usłyszymy coś ciekawego.

Przed kościołem na Powązkach panował duży ruch.

Z chwilą, gdy jedno nabożeństwo się kończyło, natychmiast grabarze ustawiali na katafalku następną trumnę i następny ksiądz wychodził odprawiać żałobne egzekwie. Można powiedzieć – „produkcja taśmowa”.

– Mój Boże – zauważył podporucznik – gdyby mnie ojciec posłał do seminarium duchownego, nie martwiłbym się dzisiaj, skąd wziąć trzy tysiące pięćset złotych na nowe dżinsy. Takie, jakie wczoraj widziałem na Bazarze Różyckiego.

– A nawet dobrze byłoby ci w sutannie – dorzucił Ciesielski. – Ale co z Hanką? Już nie mówiąc o tym tabunie dziewcząt sprzed małżeństwa.

– Hanka mogłaby być moją gospodynią.

– Zaraz cię zmartwię – śmiał się Andrzej. – O ile sobie przypominam wykłady prawa kanonicznego, gospodyni księżowska musi mieć skończone przynajmniej czterdzieści osiem lat.

– Naprawdę? – przestraszył się Szymanek.

– Raczej się nie mylę.

– To nie zostanę księdzem.

– Tymczasem zjawili się rodzice zmarłego w towarzystwie jakiejś przystojnej młodej kobiety. Nadchodziły także grupki osób nie znanych oficerom milicji. Przyszła pani Mierzejewska, a także pan Ksawery Rotocki. Kiedy gospodarz domu zauważył trzymających się nieco z boku obu milicjantów, natychmiast do nich podszedł i przywitał się jak ze starymi znajomymi.

– Panowie służbowo?

– Raczej nie. Po prostu pogrzeb „naszego nieboszczyka”, więc odprowadzamy go w ostatnią drogę. Czy to Irena Stojanowska, ta przystojna koło matki?

– Nie. Ireny ciągłe nie ma. Panowie już przestali ogłaszać w telewizji?

– Nie ogłaszamy, bo nic nie pomogło.

– U nas w kamienicy wszyscy mówią, że to ona go zaciukała i uciekła. Czy to prawda? – dopytywał się dozorca.

– Bo ja wiem? – odpowiedział podporucznik.

– Nie mamy na to najmniejszych dowodów. – Andrzej Ciesielski w dalszym ciągu nie wierzył w winę Ireny Stojanowskiej. – Ale kim jest ta młoda kobieta?

– Barbara. Żona starszego brata. Przyjechała ze Śląska. Tylko ona. Ani rodzony brat, ani siostra nie zdobyli się na to, żeby zmarłemu oddać ostatnią przysługę. – W głosie Ksawerego Rotockiego wyraźnie zabrzmiało oburzenie.

Pod kościół podjechał duży autobus z napisem „Przedsiębiorstwo Robót Przemysłowych”. Z wozu wysiadło ze czterdzieści osób. Wyniesiono także dwa wieńce. Jeden nosił napis „dyrekcja”, drugi – „koledzy”. Zjawił się i główny księgowy, Stanisław Malinowski. Nie wszedł do świątyni, tylko spacerował po chodniku. Najwidoczniej czekał na kogoś. Rzeczywiście, w kilka minut później podjechała nysa. Wśród pracowników spółdzielni „Pomoc Bulowlanych” Ciesielski rozpoznał portiera i magazyniera. Portier trzymał wieniec, zaś Wiśniewski wręczył księgowemu wiązankę kwiatów, jakieś rachunki i pieniądze. Główny księgowy chwilę liczył, uznał, że wszystko się zgadza, schował rachunki do kieszeni, wziął wiązankę i skierował się do kościoła. Za nim kroczyli magazynier i portier z imponującym wielkością wieńcem.

Jako ostatni nadciągnęli dwaj panowie. Wyraźnie ciut, ciut zawiani. Forsując schody starszy tłumaczył:

– Franek, jeżeli usłyszysz jak ktoś obszczekuje Irenę, że ona przekręciła Zygmunta, od razu zapraw z łba popaprańca, żeby mu chrupawki wyprysły.

– Coś ty, ojciec – odpowiedział Franek. – Za to można dobrze w dołku pogarować.

– Za rodzinę nie hańba – tłumaczył senior Urbaniak. Obaj mężczyźni już mieli zniknąć za wrotami świątyni, kiedy porucznik położył rękę na ramieniu starszego.

– Chwileczkę, panie Urbaniak – powiedział.

– Czego?

– Jedno słówko. – Ciesielski pokazał trzymany w dłoni malutki kartonik granatowego koloru. Legitymację służbową oficera milicji.

– Cóż to, milicja nie daje się nawet pomodlić za duszę zięcia? – stary nie kapitulował. – Jakim prawem?

– Na modlitwy będziecie mieli jeszcze dużo czasu. A chyba lepiej tutaj parę słów zamienić, niż w tym „dołku”, o którym przed chwilą wasz syn wspominał.

– To tak, żartowaliśmy – poddał się starszy Urbaniak.

– Właśnie o to mi chodzi, żeby to były z waszej strony tylko żarty, bo ja dla odmiany żartować nie lubię. Żadnych rozrób.

– Pan władza będzie spokojny.

– A jeżeli macie jakieś podejrzenia, to proszę przyjść do Pałacu Mostowskich.

– My nic nie wiemy – jednogłośnie odpowiedzieli ojciec i syn.

– Nawet tego, gdzie jest Irena? Dlaczego nie ma jej na pogrzebie?

– Ja tam jej nie pilnuję, jest dorosła.

– Wyjechała na wczasy – rzucił Franek, który uznał widocznie, że nie należy się zbytnio stawiać milicjantom.

– Dokąd?

– Mówiła, że gdzieś w góry?

– Z kim?

– Pewnie z tym swoim frajerem, co się za nią ostatnio włóczył.

– Tym z samochodem? Z volvo?

– To nie volvo, a opel rekord.

– A ten facet? Jak się nazywa?

– Nie wiem. Widziałem go parę razy z Ireną, ale nigdy z nim nie gadałem.

– To cudzoziemiec?

– Też nie wiem. Chociaż samochód ma literę „S”. On mi co prawda na Szweda nie wygląda, no i słyszałem, że zagadywał do Ireny po polsku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sprawa dla jednego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sprawa dla jednego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Sprawa dla jednego»

Обсуждение, отзывы о книге «Sprawa dla jednego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x