– Właśnie chciałam to panu zaproponować; lubię czasem taką przechadzkę pomiędzy pierzejami rozkrzyczanych sklepów.
Opuściliśmy nasz cienisty przytułek i niebawem znaleźliśmy się na łuku mostu. Otoczyła nas atmosfera hali targowej. Wąską uliczkę między dwoma rzędami bazarów wypełniał skłębiony malowniczo tłum. Przeważały kobiety: smukłe, rasowe mieszczanki w charakterystycznych, czarnych szalach z frędzlami. Ich zgrabne, często w ogniste wstążki przystrojone główki pochylały się z zainteresowaniem nad próbkami towarów rozłożonymi na ławkach i ladach, a śliczne o wytwornym rysunku ręce z lubością gładziły postawy jedwabiu, satyny i perkalu; kapryśne, wybredne, brakujące 35 35 brakować (tu daw.) – wybierać towar. [przypis edytorski]
ręce.
Chaosowi barw wtórzył chaos woni: wśród ich zgiełku wybijał się na powierzchnię zapach tanich perfum, szorstki odór juchtu 36 36 jucht – wyprawiona bydlęca skóra. [przypis edytorski]
i wnętliwa 37 37 wnętliwy (daw.) – tu: dojmujący, drążący. [przypis edytorski]
symfonia zamorskich korzeni.
Szczególniejszymi względami cieszył się bazar z lalkami i sąsiadujący z nim sklep z przyborami tualetowymi; zwłaszcza ten ostatni był stale oblężony przez płeć piękną. Właściciel jego, barczysty, średnich lat mężczyzna, z parą melancholijnie opuszczonych ku dołowi wąsów, przynęcał weneckie strojnisie, przesuwając między opierścienionymi palcami sznury fałszywych pereł, korali i bursztynu lub przesiewając z dłoni w dłoń migotliwe przygarście kolczyków, broszek i manel 38 38 manela – daw. metalowa bransoletka. [przypis edytorski]
.
– Signor Giuliano robi jak zwykle świetne interesa – zauważyła, mijając bazar, donia Inez. – Umie zachwalać swój towar.
– Sama tandeta i surogaty – odpowiedziałem.
– Niekoniecznie – zaoponowała – można tu czasem wyłowić i prawdziwą perłę: trzeba tylko znać się na rzeczy i odróżnić ziarno od plewy. Buda Giuliana – to też rodzaj bric à brac 39 39 bric à brac (fr.) – rupieciarnia. [przypis edytorski]
starożytności. Powrócimy tutaj jeszcze kiedyś w porze poobiedniej, gdy na Rialto trochę przestronniej. A teraz proszę mnie odprowadzić do gondoli; muszę wracać do siebie.
Przesyceni gwarem i krzykiem zeszliśmy do łodzi. Beppo, pokrzepiony kilku szklanicami piwa i porcją makaronu w przybrzeżnej trattoria 40 40 trattoria (wł.) – gospoda. [przypis edytorski]
, odwiązywał raźno gondolę od palika na bulwarze. Gdy zdjąłem kapelusz i utkwiłem w donię Orpega oczy pełne niemej prośby o najbliższe spotkanie, pociągnęła mnie za sobą w głąb gondoli.
– Podwiezie mnie pan pod moje mieszkanie.
– Jaka pani dobra – szepnąłem, przyciskając ku ustom jej rękę.
Gondola pruła już dzióbem wody kanału. Płynęliśmy z powrotem w kierunku Cannareggio. Po drodze Inez wyznaczyła mi schadzkę tegoż dnia po południu.
– Pan tu jest nowicjuszem – mówiła, przechylając na ramię swą cudną główkę – chcę być pańskim cicerone 41 41 cicerone (daw., z wł.) – przewodnik. [przypis edytorski]
, chcę pokazać panu wszystkie osobliwości tego miasta. Sama ułożę porządek naszych wędrówek. Zgadza się pan?
– Z najgłębszą wdzięcznością. Od czego zaczniemy?
Uśmiechnęła się.
– To tajemnica. Dowie się pan po południu. Chcę panu zrobić niespodziankę. Proszę zatem oczekiwać mnie o czwartej na Ca d'Oro. Do widzenia!
Gondola przybiła do brzegu; łabędzia jej szyja położyła się na omszałych stopniach schodów, co wiodły pomiędzy kolumny jednego z tych cudnych pałaców, które odbija tak wiernie ciemna fala Canal Grande. Tutaj Inez wysiadła. Podał jej rękę czekający już lokaj, bo schody od pleśni zielone śliskie były i niepewne.
– Beppo, odwieziesz pana do S. Marcuola – poleciła na pożegnanie i posławszy mi czarujący uśmiech, zniknęła za kotarą w głębi krużganka.
––
Nie mogłem doczekać się utęsknionej godziny. Stan podniecenia, w który mnie wprawiła radosna przygoda, był tak silny, że zapomniałem o obiedzie i nie wróciłem do swego mieszkania obok dworca kolejowego, lecz wałęsałem się nad kanałem w okolicy Złotego Domu 42 42 Złoty Dom – Ca d'Oro, pałac uważany za najwspanialszy nad Canale Grande. [przypis edytorski]
; nie mogłem dopuścić do tego, by jakakolwiek banalna czynność przerwała mi rozkoszną ciągłość marzenia o niej ; nie chciałem pozwolić na to w żaden sposób, by pomiędzy pierwsze a drugie spotkanie z ukochaną wcisnęło się jakiekolwiek prozaiczne zdarzenie. Dlatego wolałem krążyć w pobliżu miejsca wyznaczonego przez nią na schadzkę. Gdy po paru godzinach uczułem dotkliwy głód i zmęczenie, odszedłem na chwilę od przystani Ca d'Oro ciemną, ciasną vicoletto 43 43 vicoletto (wł.) – uliczką. [przypis autorski]
i dopadłszy jakiejś podrzędnej kawiarenki na rogu ulicy Vittorio Emanuele, wychyliłem duszkiem szklankę kawy. W parę minut potem stałem znów na bulwarze i zapuszczałem niecierpliwe spojrzenie w stronę, skąd miała nadpłynąć gondolą Ineza.
W końcu nadpłynęła. Słodka, smagława, oszałamiająca. Gdy chciałem jej pomóc przy wysiadaniu, potrząsnęła przecząco głową:
– Pojedziemy dalej gondolą. Proszę usiąść tu przy mnie.
I wskazała mi miejsce w łodzi.
– Beppo, cava il felze ! 44 44 cava il felze (wł.) – odsłoń kabinę. [przypis autorski]
– rozkazała gondolierowi.
I podczas gdy sługa spełniając polecenie zwijał ponad naszymi głowami jedwabny baldachim, ona opierając się o moje ramię i zaglądając mi filuternie w oczy, zapytała:
– Czy też pan choć raz pomyślał o mnie od chwili naszego pierwszego rozstania?
– Seniora – odparłem, tonąc oczyma w jej oczach – jestem panią oczarowany.
– Tak trzeba, tak być powinno. Avanti , Beppo!
– Dokąd płyniemy? – rzuciłem odruchowo pytanie.
– W stronę Fondamente Nuove systemem kanałów poprzecznych. Lubię przesuwać się na gondoli po tych cichych ścieżkach wodnych, wijących się pomiędzy starymi, przesiąkniętymi ich wilgocią domami.
Odbiliśmy od przystani. Kierowana wprawnym wiosłem gondoleria łódź trzymała się blisko brzegu, by wkrótce, po dokonaniu zręcznego półobrotu w prawo, porzucić Canal Grande i wcisnąć się we wąską szyję Rio di S. Felice.
– A – oel! – rozległo się ostrzegawcze wołanie wioślarza. – A – oel! Sia stali! 45 45 A, oel! Sia stali! (gw. weneckich gondolierów) – Uwaga! Na prawo! [przypis edytorski]
Gondola prześmignęła popod 46 46 popod – dziś: pod. [przypis edytorski]
łękiem mostku łączącego ulicę Wiktora Emanuela z placem św. Feliksa i skręciła znów na prawo w Rio di S. Sofia. Zasłuchani w plusk wiosła, rozkoszowaliśmy się w milczeniu żeglugą.
A miała ta przejażdżka pomiędzy kamienicami szczególny urok. Mimo całej życiowej prozy wyzierającej z tych kilkupiętrowych starych, obdrapanych domostw z suszącą się tu i tam na żerdziach i sznurach bielizną było coś tajemniczego w ich atmosferze. Coś taiło się w tych mrocznych, skąpo rozświetlonych językami gazu podsieniach, coś drzemało w ciemnych, gdzieniegdzie przeglądających przez wykroje bram podwórzach, czaiło się w brudnych, zatęchłych od lat basenach. Czasem wychyliła się z okna jakaś ludzka głowa, wyjrzała para oczu namiętnych, południowych i znikała jakby spłoszona widokiem obcych; czasem z głębi zagadkowych wnętrz wypłynęła cudna, tęsknotą wezbrana piosenka, zawibrowała między ścianami domów rozełkanym arpeggio 47 47 arpeggio (wł., muz.) – wykonanie akordu, polegające na zagraniu kolejnych dźwięków kolejno w szybkim tempie. [przypis edytorski]
i milkła zawstydzona niewczesną swą urodą.
Читать дальше