Gabriela Zapolska - Kobieta bez skazy

Здесь есть возможность читать онлайн «Gabriela Zapolska - Kobieta bez skazy» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, literature_19, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kobieta bez skazy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kobieta bez skazy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Kobieta bez skazy — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kobieta bez skazy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Maryla, która także często otwiera komnaty Safony, a lękam się, czy nie jest na punkcie zgubienia do nich klucza, przeraża się.

– No… ależ tak… tak…

– Więc cóż ten Halski?

– Wyjechał.

– Gdzie?

Nach Warschau .

Widzę, że jej okrągła bródka dygoce. Ma ochotę powiedzieć mi coś przykrego.

A ja mam ochotę to usłyszeć.

– Po co?

– No… z odczytem.

– A!

– Ale i…

– No… no…

Z pruderją usta sznuruje. Wiem, że to będzie coś z szóstego przykazania.

– Bo… Halski ma tam stałą metresę.

– Co?

– No… kogoś… jakąś damę.

Całą siłą woli jestem zimna i nieposzlakowanie zacna.

– Moja droga – taka istota przedewszystkiem nie może być damą…

– Przepraszam cię, mówią, że to zupełnie uczciwa osoba…

– Skoro to mówią, to już nie jest uczciwa. O mnie, o tobie tego nie mówią, bo jest to rzecz tak pewna, jak się nie mówi, że o świcie słońce wschodzi. Ta osoba nie zasługuje na to, abyśmy się nią zajmowały.

– Tak, my… ale Halski?

– Ach, moja droga, i on w takim wypadku nie zasługuje na zajmowanie się nim.

I mrużę oczy.

I mówię:

– Niezły twój turban! Gdzie kupiony? Czy sprowadzony?…

Ale ona nie daje za wygranę.

– Bo widzisz – ciągnie już rozzuchwalona – Halski to jest właściwie rozpustnik.

– ?…

– Tak. Wiem, jakie wyznaje zasady.

– Mówi zawsze, że dla niego kobieta zaczyna być kobietą dopiero od tej, która choćby raz upadła.

– Nic podobnego nie słyszałam z ust tego pana.

(Kłamię, bo mówił mi to rzeczywiście niezliczoną ilość razy).

Ale dodaję z uśmiechem:

– Widzisz więc, że jeżeli ta… pani… w Warszawie…

– Ta jego metresa?

Oglądam się dokoła.

– Pst! Nie mów tak głośno takich wyrazów. – Jeżeli więc mówię, ta pani go rzeczywiście pociąga, to w takim razie musi być z nią tak, jak ja przed chwilą mówiłam.

– To jest…

– Nie może być uczciwa. Musiała bowiem (prawie szeptem): – Upaść…

– No tak… ale z nim.

– Więc?

– No to…

I Maryla sama nie wie, co powiedzieć.

Nagle dodaje bardzo szybko:

– A kto wie… może pomimo to być bardzo uczciwa.

Tu już – rozumiesz, Helu – naprawdę się oburzyłam. Jak widzisz, mam rację, pisząc, iż Maryla jest na drodze zgubienia klucza do komnat Safony.

– Nie rozumiem cię! – mówię z wyniosłym chłodem, który naprawdę pochodzi z głębi mych niewzruszonych przekonań. – Czy usprawiedliwiałabyś kobietę, mogącą się zapomnieć aż do tego stopnia?

Na pucołowatą twarz Maryli wybiega rumieniec.

– Skoro kocha…

Jest komiczna, bo silnie zapudrowuje swoją dawno przekroczoną trzydziestkę. A wymawia tak nieśmiało, tak jakoś dziwnie to „skoro kocha”…

Mam właściwie ochotę parsknąć śmiechem, ale to jest mgnienie oka. Oburzenie moje wzrasta. I to naprawdę, Helu. Tak we mnie coś drga, coś nerwowo drga. Gdy zaczynam mówić, nie poznaję mego głosu. Brzmi twardo, jakby ktoś siekł kwiaty szpicrutą.

– Nic nie usprawiedliwia kobiety z podobnego kroku. Nic. A miłość tembardziej. Skoro kocha, więc kocha bez skazy. Rozumiesz mnie, Marylo?

I szybko, wyniośle odchodzę od niej, bo czuję, że nie powiem nic więcej, że coś ze mnie, z mego serca, wypełza i dławi mnie. Nie chcę bowiem dyskutować o formach namiętności w tej właśnie chwili. Czynię to chętnie, ale z mężczyznami i gdy mi to przynosi pewną miłą senzację – tak, bezużytecznie wznieca we mnie to tylko gniew, jakiś bezrozumny prawie…

Lecz – przeciw komu?

Czy przeciw Maryli, czy przeciw tym dwojgu tam w Warszawie? Właściwie nie powinnam nawet myślą ku nim podążać. To mnie już kala i dręczy. Są to czyste objawy zezwierzęcenia, a tylko obłudnicy wmawiają w otoczenie, iż jest to godzina Cudu i tym podobnemi fioriturami upiększają najszpetniejsze zbrodnie przeciw anielskiej linji naszej, kobiecej Piękności. Pomijam już Dostojność skromności kobiecej, dalej Majestat nieskalanej cnoty, która jedna rzeczywiście musi stanowić istotny czar i urok w miłości. Ci, którzy mówią inaczej, czerpią swe argumenta w samolubnej rozpuście, w niczem więcej…

Tak muszą rezonować w tej chwili Halski i ta jego metresa.

Z jakąś dziką nienawiścią piszę te słowa, Helu…

Ciekawe. Nienawidzę w tej chwili Halskiego. Tembardziej, że muszę go wykreślić już zupełnie z listy możliwych kandydatów do mej ręki…

Cofam się zatem w cień i – czekam.

Fatalne!

Twoja Rena

List dziesiąty

Co? Każesz mi właśnie walczyć? Mówisz, że tą moją cnotą zwyciężę? Ależ, Helu, na to trzeba kochać, a ja go nie kocham. Nie rozumiem, dlaczego tak koniecznie chcesz mnie wydać za tego mizernego profesorzynę, nie bardzo tak znowu błyszczącego intellektualnie, rozpustnika i o niepewnym charakterze. Przyznam ci się, że nic mnie do niego nie pociąga, a ta jego piękność fizyczna tak z oddalenia wydaje mi się nawet problematyczna. Odkrywam w jego twarzy doprawdy stygmaty tej nieokiełzanej zmysłowości, jakby zastygła pod maską, która musi w danej chwili przekształcić jego śliczne greckie rysy w szpetotę maszkarona jakiego średniowiecznego tumu. I nie winszuję tego objawieniaowej metresie, więżącej go już cały tydzień tak silnie, że nawet ani słowem się ku mnie nie zwróci. Najlepiej zatem zrobisz, nie pisząc mi o nim wcale. – Drogi moje i jego rozchodzą się zupełnie. Ja patrzę w słońce i gwiazdy, on czołga się po ziemi…

A więc przestaje istnieć dla mnie.

Wyobraź sobie – Ali Kaswin zasypuje mnie kwiatami i sonetami. Właściwie powinnam być z tego więcej niż rada. To jest mój genre . Słodki zapach tuberoz, przystrojonych w bladolila papiery, wita mnie co ranka. Często dołączony bywa sonet. W mussetowskim stylu. Chcesz? Ostatni.

Proszę, niech Pani przyjmie jeszcze raz te kwiaty.
Żal mi, żem Panią wierszy mych czytaniem męczył,
I odkąd list od Panim dostał, myśl mnie dręczy,
Że nie prędko Pani salon, cudny, popielaty

Ujrzę utkany jasno w wzorzyste makaty
I ciche sny złociste, by z siatki pajęczej…
Pozwól, niech, gdy tam jutro jak ten pazik z Tęczy
Znów przyjdę Cię przeprosić z racji czasu straty

I żegnać – niechaj zostanie Pani po tej chwili
Pamięć. A gdy odejdę, niech Ci, Pani, w ciszy
Kwiat ten opowie wszystkie mego życia bole…

Może – gdy Pani czasem nad nim się pochyli,
W tym kwiecie Pani cichej skargi ton usłyszy
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Weź Pani go – i postaw u siebie na stole!

Ot – cacko! Jak i ten Ali. Delikatne chłopię o wielkich, szafirowych oczach. Sądziłam, że już takiego coś niema na świecie, zwłaszcza w obecnem społeczeństwie. I patrz – jest. I patrz – przyplątało się to do mnie, smukłe, ciche, bardzo nie kabaretowe, piszące poezje i kochające nie mnie, ale potrzebę kochania. Przyglądam się temu ze ździwieniem i pewnem nabożeństwem. Tak się to rumieni pod moim wzrokiem, choć, daję ci słowo, nawet używam ten wzrok „na codzień”, bez żadnych domieszek. I nigdy przy Alim nie potrącę o oddrzwia komnat Safony. Bo to niepotrzebne. On i tak cały płonie, jak ten stos ofiarny. Gra we mnie często przekorna chęć wydobycia z niego ohydnych jakichś strun, które przecież musi mieć na dnie. Ale siedzi ciągle przedemną w ekstazie, jakby miał jeszcze mundurek studencki, i mówi:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kobieta bez skazy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kobieta bez skazy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Gabriela Zapolska - Szakale
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska - Papuzia
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska - Koteczek
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska - Gołąbki
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska - Małpa
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska - Kundel
Gabriela Zapolska
Gabriela Zapolska
Отзывы о книге «Kobieta bez skazy»

Обсуждение, отзывы о книге «Kobieta bez skazy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x