Emil Zola - Germinal

Здесь есть возможность читать онлайн «Emil Zola - Germinal» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, literature_19, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Germinal: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Germinal»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Germinal: walka Kapitału i Pracy, czyli o mrocznych wiekach bez praw pracowniczych i zasad BHP.Rozparliśmy się już dawno, Europejczycy, w pluszowych fotelach i nie pamiętamy, czemuż to słusznym i pięknym ideom, które patronują wrzeniom rewolucyjnym, towarzyszy szał zniszczenia, wściekłość, zezwierzęcenie i mord – czemu pokrzywdzeni są tak brzydcy i brudni (po prostu niemedialni).Okazję powtórnej analizy podłoża buntu społecznego, jego surowej gleby, daje naturalistyczna, symboliczna, oparta na analizie faktów i danych statystycznych powieść Emila Zoli Germinal w tłumaczeniu Franciszka Mirandoli.

Germinal — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Germinal», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Widzi pan – mówił – ponad klatką jest spadochron… ot te żelazne klamry. Gdy się lina urywa, wbijają się w bierwona 11 10 bierwono – tu: belka. [przypis edytorski] szachtu. To działa… zwykle… ale nie zawsze… o, nie zawsze. Tak… tak… szacht podzielony jest na trzy piętra i od dołu do góry obity deskami. Pośrodku idzie winda, z boku schody.

Urwał i począł mruczeć, ale nie śmiał podnieść głosu.

– Psia krew! Czyż będziemy tu nocowali? To łajdactwo kazać tak marznąć ludziom.

Dozorca Richomme, który też zjeżdżać miał, stał obok z lampą zawieszoną u czapki. Usłyszał słowa ojca Maheu i rzekł cicho, dobrotliwym głosem:

– Uważaj no, stary, i stul gębę. Gotów kto usłyszeć.

Był on dawniej hajerem i utrzymywał przyjacielskie stosunki z dawnymi kolegami, o ile tylko pozwalała na to nowa godność.

– Widzisz – dodał – wszystko ma swój czas… Oto i twoje pudło! Właź ze swą czeredą!

Klatka otoczona poręczą żelazną i gęsto okratowana czekała już oparta na hakach.

Maheu, Zachariasz, Levaque i Katarzyna weszli w jeden z dolnych wózków, a że miejsce przeznaczone było na pięć osób, wszedł więc też i Stefan. Lepsze miejsca były już zajęte, więc musiał się wcisnąć w kąt obok Katarzyny, której łokieć począł go gnieść. Zawadzała mu też lampa. Górnicy radzili, by ją zawiesił u guzika kaftana, ale nie dosłyszał i trzymał ją dalej niezgrabnie w ręku. Wsiadano dalej. Tłoczyli się ludzie w przedziałach pod i nad nimi, jak bydło wpędzone do wagonu. Klatka nie ruszyła się z miejsca. Cóż się stało? Zdawało mu się, że długą już chwilę czeka. Nagle uczuł wstrząśnienie, i wszystko stało się czarne. Znikły otaczające przedmioty i uczuł, że wpada w przepaść. Zadrżał na całym ciele i doznał zawrotu głowy. Trwało to tak długo, jak długo mijając pierwsze dwa piętra hali zjazdowej dostrzegał w przyćmionym świetle zawrotny ruch desek okrywających boki studni, ale gdy wpadł w ciemność szachtu, stracił możność kontrolowania swych wrażeń i stał na pół przytomny z oczyma wytrzeszczonymi.

– Teraz zjeżdżamy w dół! – odezwał się Maheu spokojnym głosem.

Żadne z nich nie doznawało przykrego uczucia spadku, ale Stefan stracił kierunek i pytał się siebie samego, czy spada, czy się wznosi w górę. Gdy klatka nie dotykając ścian pędziła na dół, zdawało się, że wisi bez ruchu. Ale za chwilę uderzała o boki i drżenie ich udzielało się wiązaniu, klatce i zamkniętym w niej ludziom, napawając ich nerwowym strachem katastrofy. Pęd wzmógł się teraz tak, że Stefan nie mógł już dostrzec tragarzy 12 11 tragarz – tu: belka, na której opierają się inne elementy konstrukcji. [przypis edytorski] i poprzecznic rusztowania poprzez gęstą siatkę ochronną, choć przyciskał do niej twarz rozgorączkowaną. Lampy mdło oświecały ściśnionych, tylko otwarta lampa dozorcy w górnym wozie błyszczała jak latarnia morska.

– Ten szacht ma cztery metry średnicy – objaśniał dalej Maheu. – Właściwie Kompania powinnaby odnowić szalowanie, gdyż woda wciska się tutaj ze wszystkich stron… O, słyszy pan… teraz…. Właśnie zeszliśmy na linię wodną.

Od chwili już Stefan zadawał sobie pytanie, co to za szelest podobny do szelestu deszczu po dachu. Kilka grubych kropli padło mu na czoło, teraz poczęła po dachu bębnić ulewa, której siła szybko wzrastała, jak podczas oberwania chmury. Dach klatki był snadź dobrze dziurawy, gdyż deszcz począł lać się kilku cienkimi strumieniami. Jeden z nich w krótkim czasie przemoczył mu ubranie na ramieniu i przejął dreszczem. Zimno się teraz zrobiło i jeszcze straszniej. Nagle błyskawica przedarła noc oślepiając Stefana. Wydawało się, że pękła ziemia, a przez otwór błysło piekło. Na tle jasności dostrzegł jakieś kształty, sylwetki ludzkie, ale za sekundę wszystko znów pogrążyło się w ciemnościach.

– To jest pierwsze piętro! – objaśnił Maheu. Jesteśmy teraz na głębokości trzystu dwudziestu metrów. Widzi pan, jak to prędko idzie…

I podnosząc swą lampę, oświecił jedną z prostopadłych belek dębowych, która mknęła z szybkością szyny pod kołami pociągu pośpiesznego. Dwa następne piętra błysły i znikły. Ulewa szalała dalej wśród nieprzebitych ciemności.

– Jakaż to głębia – mruknął Stefan.

Zdawało mu się, że od kilku już godzin spada w głąb. Niewygodnie mu było bardzo w pozycji, którą przybrał. Zwłaszcza łokieć Katarzyny sprawiał mu męki straszliwe. Nie odzywała się i Stefan czuł tylko ciepło jej ciała, które obejmowało go gorącą falą. Gdy wreszcie winda stanęła w głębokości pięciuset pięćdziesięciu czterech metrów, zdumiał się, usłyszawszy, że zjazd trwał dokładnie jedną minutę. Ale łoskot haków bezpieczeństwa wbijających się w drzewo i uczucie, że stąpa po twardej ziemi, wprawiły go w wesołe usposobienie i poufale odezwał się do Katarzyny:

– Cóż to masz pod skórą, że od ciebie taki żar bucha? Aleś mi łokciem wywiercił potężną dziurę w brzuchu.

Roześmiała się wesoło. Ten głuptas brał ją ciągle jeszcze za chłopca. Czyż miał bielmo na oczach?

– W oczach masz mój łokieć, nie w brzuchu! – odparła. Wywołało to wybuch śmiechu, którego sobie Stefan w żaden sposób wytłumaczyć nie mógł.

Klatka opróżniła się wreszcie, górnicy przeszli w poprzek halę przyjazdową, wielką, w skale wykutą i wyłożoną kwadratami ciosu grotę, oświetloną trzema potężnymi lampami. Po żelaznych szynach turkotały wózki, uderzając z hałasem o tarcze zwrotnic. Ze ścian wydzielał się odór piwniczny, powietrze było chłodne, przesiąkłe wyziewami saletry, tylko ze stajni pobliskiej szła fala ciepła wyziewów końskich. Cztery galerie otwierały tu swe czarne paszcze.

– Tędy! – powiedział Maheu do Stefana. – Nie jesteśmy jeszcze na miejscu. Mamy ze dwa kilometry przed sobą.

Robotnicy podzielili się na gromadki i znikli po kolei w czterech otworach. Około piętnastu poszło na lewo, a Stefan szedł ostatni za ojcem Maheu, przed którym kroczyli Katarzyna, Zachariasz i Levaque. Dostali się w przepyszną galerię jezdną, wykutą w tak twardej skale, że tylko tu i ówdzie potrzebowała obmurowania ciosowego. Jedno za drugim szli ciągle bez słowa w mdłym świetle lamp. Stefan potykał się o kilka kroków na szynach. Od chwili już poczęło mu dudnić w uszach. Był to jakiś dziwny odgłos, jakby szum dalekiej burzy, głuchy grzmot, który szedł jakby z wnętrza ziemi, zbliżając się z zastraszającą szybkością. Czyżby to był łoskot walących się olbrzymich mas skalnych setki metrów wysokich, dzielących ich od powierzchni ziemi? Błyskawica przedarła ciemności, ściany galerii zadrżały. Stefan, instynktownie naśladując ruch ojca Maheu, przylgnął plecami do ściany i zaraz ujrzał blisko przed sobą dużego białego konia zaprzężonego do pociągu wózków. Koń stąpał powoli. Na pierwszym wózku siedział Bébert, trzymając w ręku cugle, a Jeanlin biegł z tyłu boso z rękami opartymi o brzeg ostatniego wózka.

Szli ciągle naprzód i doszli do rozstaju, gdzie się otwierały dwie nowe galerie. Grupa podzieliła się znowu. W ten sposób górnicy dostawali się we wszystkie punkty kopalni.

Teraz obmurowanie znikło, a ukazały się dębowe poprzecznice na powale galerii i belki na ścianach. Skała była tu krucha.

Przez szerokie szpary w drzewie połyskiwał łupek mikowy i bielały płaty piaskowca. Ciągle mijały ich pociągi próżnych i pełnych wózków. Z łoskotem grzmotu, ciągnione przez konie, w niepewnym świetle wyglądające na widziadła nocne, wyłaniały się z otchłani i ginęły w niej znowu. Na bocznym torze jakby zaśniony wąż leżał w jednym miejscu szereg wykolejonych wózków, a koń tak mało odcinał się od czarnych ścian, że wyglądał, jak leżący na ziemi ogromny złom węgla. Wentylatory funkcjonowały bez przestanku z łoskotem blaszanych pokrywek na garnkach z gotującą się wodą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Germinal»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Germinal» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Germinal»

Обсуждение, отзывы о книге «Germinal» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x