Emil Zola - Germinal

Здесь есть возможность читать онлайн «Emil Zola - Germinal» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, literature_19, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Germinal: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Germinal»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Germinal: walka Kapitału i Pracy, czyli o mrocznych wiekach bez praw pracowniczych i zasad BHP.Rozparliśmy się już dawno, Europejczycy, w pluszowych fotelach i nie pamiętamy, czemuż to słusznym i pięknym ideom, które patronują wrzeniom rewolucyjnym, towarzyszy szał zniszczenia, wściekłość, zezwierzęcenie i mord – czemu pokrzywdzeni są tak brzydcy i brudni (po prostu niemedialni).Okazję powtórnej analizy podłoża buntu społecznego, jego surowej gleby, daje naturalistyczna, symboliczna, oparta na analizie faktów i danych statystycznych powieść Emila Zoli Germinal w tłumaczeniu Franciszka Mirandoli.

Germinal — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Germinal», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Musisz mieć już ze czternaście lat? – spytał połykając ostatni kęs chleba. Zdumiała się, rozgniewała niemal.

– Jak to, czternaście? Mam już przecież piętnaście! To prawda, nie wyrosłam bardzo… ale u nas dziewczęta dorastają późno.

Pytał ją dalej o różne rzeczy, a dziewczyna odpowiadała bez cynizmu, ale także bez zbytecznej wstydliwości. Była zresztą doskonale poinformowana o wszystkim, co się odnosiło do stosunków mężczyzny z kobietą, choć sama zachowała dziewiczość ciała i była dotąd dzieckiem nierozwiniętym dostatecznie płciowo skutkiem życia spędzonego w złym powietrzu przy ciężkiej pracy. Gdy wreszcie, chcąc ją wprowadzić w zakłopotanie, rozpytywać począł o Mouquette, opowiadała mu spokojnym głosem, śmiejąc się kilka historyjek, od których włosy mu stanęły na głowie. Ach, Mouquette! Dużo by można opowiedzieć jeszcze. A gdy Stefan spytał, czy sama Katarzyna nie ma dotąd kochanka, odparła śmiejąc się, że nie chce robić matce przykrości, ale pewnie niedługo przyjdzie do tego, zresztą dzieje się tak zawsze. Mówiąc to kuliła się od chłodu w swym przemoczonym od potu ubraniu i miała minę potulną, zrezygnowaną, świadczącą, że gotowa przyjąć wszystko, co ją spotka, zarówno kochanka, jak los każdy.

– Łatwo o kochanka, gdy się tak zawsze razem żyje… prawda? – spytał Stefan.

– Rozumie się.

– A zresztą cóż to komu szkodzi… proboszczowi nie mówi się o tym.

– O, proboszcz! Cóż mnie obchodzi proboszcz… Gorszy Czarny Hajer.

– Co za Czarny Hajer?

– Stary górnik, który chodzi po całej kopalni i skręca karki rozpustnym dziewczętom.

Spojrzał na nią, sądząc, że kpi z niego.

– Ty wierzysz – spytał – w takie brednie? Tak wiec ograniczona jesteś?

– O nie, umiem czytać i pisać… to bardzo nieraz potrzebne, bo ojciec i matka nie uczyli się za młodu.

Podobała się Stefanowi i postanowił, gdy skończy chleb, wziąć ją w ramiona i ucałować w usta. Walka z onieśmieleniem i myśl o przemocy, której wobec niej użyje, zdławiły mu głos w gardle. Podniecał go męski ubiór dziewczyny, kaftan i spodnie na ciele jej wzniecały jego pożądanie. Pociągnął z flaszki łyk i oddał ją Katarzynie, by wypiła resztę.

Teraz trzeba było działać, rzucił więc przelotne spojrzenie ku siedzącym w głębi górnikom i wyciągnąć już miał ręce, gdy w otworze sztolni zjawił się cień.

Od chwili już Chaval obserwował ich z odległości. Zbliżył się, upewnił, że ojciec Maheu nie widzi, objął ramieniem dziewczynę siedzącą na ziemi, przegiął jej w tył głowę i spokojnie, jakby Stefana nie było, wycisnął na jej wargach pocałunek. W pocałunku tym mieściło się wzięcie w posiadanie, postanowienie, które dojrzało widocznie pod wpływem zazdrości.

Ale dziewczyna oburzyła się.

– Puść mnie! Słyszysz? – zawołała.

Trzymał jej głowę i patrzył w oczy. Na czarnej jego twarzy czerwono odcinały się rude wąsy i broda i sterczał nos podobny do orlego dzioba. Puścił ją wreszcie i odszedł nie rzekłszy słowa.

Zimny dreszcz wstrząsnął Stefanem. Jakiż głupi był, że czekał. Teraz nie może jej pocałować, bo myślałaby, że naśladować chce tylko tamtego. Duma jego była zraniona i popadł w rozpacz.

– Czemu skłamałaś? – spytał cicho. – On jest twoim kochankiem.

– Nie, nie, przysięgam ci! – krzyknęła. – Nie ma pomiędzy nami nic takiego. On żartuje tylko czasem. Zresztą on nie jest tutejszy, przed pół rokiem przyjechał z Pas-de-Calais.

Wstali oboje, gdyż trzeba się było wziąć na nowo do roboty. Katarzyna posmutniała widząc, że Stefan ma wyraz niezadowolenia na twarzy. Widocznie podobał się jej lepiej niż tamten i wolałaby go była. Dręczyła ją myśl, jakby mu nagrodzić przykrość, toteż gdy Stefan ze zdziwieniem zauważył, że lampa jego pali się niebieskawym płomieniem otoczonym szeroką, mglistą aureolą, skorzystała z tego, by go nieco rozerwać.

– Chodź, pokażę ci coś! – powiedziała przyjaznym głosem.

Zaprowadziła go na drugi koniec sztolni i pokazała szczelinę w pokładzie węgla. Wydobywało się stamtąd coś z sykiem i bulgotem cichym, podobnym do ćwierkania małego ptaszka.

– Przyłóż rękę, a poczujesz, jak ciągnie… To jest gaz.

Zdumiał się. Więc to był ów straszny gaz kopalniany, który tylu spustoszeń był przyczyną? Dziewczyna zaśmiała się i objaśniła, że dlatego lampy palą się niebiesko, bo dziś silnie ciągną gazy.

– Przestaniecie raz trajkotać? – krzyknął ojciec Maheu ostro.

Oboje wrócili do roboty, poczęli znowu napełniać wózki i pchać je z trudem, na czworakach pełzając pod niskim sklepieniem skalnym ku pochylni. Nim zatoczyli drugi wózek, oblał ich znowu pot i trzeszczały stawy od wytężenia.

W sztolni hajerzy wzięli się na nowo do pracy. Często skracali czas śniadania, by się nie przeziębić, a połknięte szybko kanapki ciężyły im w żołądkach jak ołów. Leżąc na boku rąbali ze wzmożoną zaciekłością, opanowani jedną tylko myślą, mianowicie, by wydobyć jak największą ilość wózków. Wszystko nikło wobec nadziei zarobku, tak twardą okupionego pracą. Nie czuli już wody ciekącej ze skał, nie czuli kurczu karku, spowodowanego pozycją nieznośną, gazów dławiących i strasznych ciemności, w których bledli i marnieli, jak rośliny posadzone do piwnicy. Powietrze stawało się coraz gorsze, im bardziej zbliżało się południe. Przesycał je kopeć lamp, zatrute wyziewy tylu płuc i wreszcie dławiące, kłujące w oczy gazy. Dopiero wieczorna wentylacja mogła to usunąć. W kreciej jamie, na którą cisnęło olbrzymie brzemię kilkusetmetrowej warstwy skał, gdzie piersi nie miały czym oddychać, kuli hajerzy bez przestanku, by zarobić na chleb powszedni.

V

Wreszcie ojciec Maheu wstrzymał się i rzekł nie patrząc na tkwiący w kieszeni kaftana zegarek.

– Niedługo pierwsza… Zachariasz… jakże tam?

Od chwili chłopak znowu wziął się do stemplowania. Ale zaraz przerwał robotę, położył się na grzbiecie i wpatrując się w ciemności myślał o wczorajszej grze w piłkę. Głos ojca ocucił go z zamyślenia.

– To wystarczy – odparł – jutro zobaczymy, co robić dalej.

I wrócił na swe miejsce w sztolni. Levaque i Chaval odłożyli także kilofy. Odpoczywano. Wszyscy obcierali sobie nagimi ramionami pot z twarzy i spoglądali na skałę sklepienia, w której łupkowej masie pojawiły się pęknięcia. Rozmawiali o pracy.

– A to znowu miła rzecz – zauważył Chaval – dostać się w pokłady, które mogą człowieka lada chwila zasypać.

Układając się o akord z Kompanią nie wzięli tego naturalnie w rachubę.

– Łajdaki! – mruczał Levaque. – Naturalnie, cóż im to szkodzi, gdy my tu wszyscy pozdychamy!

Zachariasz począł się śmiać. Nie troszczył się wiele ani o robotę, ani o nic innego, ale cieszył się, gdy słyszał, że ktoś klnie Kompanię. Maheu tłumaczył spokojnie, że tu nie ma niczyjej winy, gdyż pokłady co dziesięć metrów zmieniają się. Trzeba być sprawiedliwym! Któż może przewidzieć? A gdy mimo to tamci nie przestawali wymyślać przełożonym, obejrzał się zaniepokojony i rzekł stanowczo:

– Milczeć! Dość tego!

– Masz słuszność! – zauważył Levaque. – Z tego nie wyniknie nic dobrego!

Obawa szpiegów ciążyła na nich nawet w tej jeszcze głębokości, zdawało się im, że węgiel akcjonariuszów, tkwiący jeszcze w pokładzie, ma uszy i może ich zdradzić.

– To mnie nie obchodzi! – krzyknął Chaval bardzo głośno, wyzywającym tonem. – Niech no ta świnia Dansaert pozwoli sobie jeszcze kiedy mówić ze mną jak onegdaj, a dostanie kamieniem w łeb! Czy ja przeszkadzam mu zabawiać się z blondynkami?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Germinal»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Germinal» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Germinal»

Обсуждение, отзывы о книге «Germinal» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x