Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W pustyni i w puszczy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2.71 / 5. Голосов: 7
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
I ukazując na zabitą zebrę dodał:
– Lepsza niż ta nyama.
Po czym obaj udali się do baobabu i zajęli się urządzaniem mieszkania. Kali wyszukał nad rzeką płaski kamień wielkości dużego sita i wstawiwszy go w pień nasypał nań rozżarzonych węgli, a następnie dosypywał coraz nowych, uważając tylko, by próchno wewnątrz pnia nie zajęło się i nie wywołało pożaru całego drzewa. Mówił, że czyni to dlatego, żeby „nic nie ukąsić pana wielkiego i bibi”. Jakoż okazało się, że nie była to ostrożność zbyteczna, gdyż jak tylko czad wypełnił wnętrze drzewa i rozszedł się nawet na zewnątrz, z rozpadlin kory poczęły wypełzywać najrozmaitsze istoty: chrząszcze czarnej i wiśniowej barwy, wielkie jak śliwki włochate pająki, liszki pokryte jakby kolcami, na palec grube – i wstrętne, a zarazem jadowite skolopendry, których ukąszenie może nawet śmierć wywołać. A wobec tego, co się działo na zewnętrznej stronie pnia, łatwo się było domyślić, ile podobnych stworzeń musiało wyginąć od węglowego czadu wewnątrz. Te, które z kory i z niższych gałęzi spadały w trawę, Kali rozgniatał niemiłosiernie kamieniami, spoglądając przy tym wciąż na górną i na dolną dziuplę, jakby się obawiał, że lada chwila wyjrzy z której z nich jeszcze coś nowego.
– Czego tak patrzysz? – zapytał Staś – czy myślisz, że drugi wąż może się ukrywać w drzewie?
– Nie, Kali bać się Mzimu.
– Cóż to jest Mzimu?
– Zły duch.
– Widziałeś kiedy w życiu Mzimu?
– Nie, ale Kali słyszał okropny hałas, który Mzimu robi w chatach czarowników.
– To jednak wasi czarownicy się go nie boją?
– Czarownicy umieją go zakląć, a potem chodzą po chatach i mówią, że Mzimu się gniewa, więc Murzyni znoszą im banany, miód, pombe, jaja i mięso, aby przebłagać Mzimu.
Staś ruszył ramionami.
– Widać dobrze być u was czarownikiem. Ale to może ten wąż był Mzimu?
Kali potrząsnął głową:
– W takim razie nie słoń by zabić Mzimu, ale Mzimu zabić słonia. Mzimu jest śmierć...
Jakiś dziwny łoskot i szum wewnątrz drzewa przerwały mu nagle opowiadanie. Z dolnej dziupli buchnęła dziwna, ruda kurzawa, po czym rozległ się powtórnie jeszcze silniejszy niż poprzednio łoskot.
Kali rzucił się w mgnieniu oka twarzą na ziemię i począł krzyczeć przeraźliwie:
– Aka! Mzimu! Aka! aka! aka!
Staś w pierwszej chwili cofnął się także, ale niebawem odzyskał zimną krew i gdy Nel z Meą nadbiegły, począł im tłumaczyć, co się stać mogło.
– Prawdopodobnie – mówił – całe zwały próchna wewnątrz pnia rozszerzając się od gorąca runęły wreszcie na dół i zasypały węgle. A on myśli, że to Mzimu. Niech jednak Mea chlustnie kilka razy wodą w otwór, jeśli bowiem węgle z braku powietrza nie zgasły i próchno się od nich zatli, to drzewo może spłonąć.
Po czym widząc, że Kali wciąż leży i nie przestaje powtarzać z przerażeniem: „aka! aka!”, wziął tę strzelbę, z której strzelał zwykle do pentarek, wypalił w otwór i rzekł trącając chłopca kolbą:
– Twój Mzimu zabity. Nie bój się!
A Kali podniósł się, ale pozostał na klęczkach.
– O, pan wielki! wielki!... Pan nie bać się nawet Mzimu?
– Aka! aka! – zawołał przedrzeźniając Murzyna Staś.
I począł się śmiać.
Kali uspokoił się po pewnym czasie zupełnie i gdy zasiadł do przygotowanego przez Meę jedzenia, pokazało się, że chwilowy przestrach nie odebrał mu wcale apetytu, albowiem prócz porcji wędzonego mięsa spożył jeszcze na surowo wątrobę źrebięcia zebry nie licząc dzikich fig, których dostarczył w obfitości rosnący w pobliżu sykomor. Następnie obaj ze Stasiem wrócili do drzewa, przy którym dużo jeszcze było roboty. Wyrzucanie próchna, węgli, poprażonych całych setek chrząszczy i wielkich stonóg oraz kilkunastu upieczonych nietoperzy zajęło im przeszło dwie godziny czasu. Stasia dziwiło to nawet, że nietoperze mogły mieszkać w bezpośrednim sąsiedztwie z wężem, domyślił się jednak, że olbrzymi pyton albo pogardzał tak drobną zwierzyną, albo nie mogąc się we wnętrzu pnia koło niczego owinąć nie umiał się do nich dostać. Żar węgli wywoławszy upadek pokładów próchna oczyścił to wnętrze znakomicie – i widok jego napełnił teraz Stasia radością, albowiem było ono tak obszerne jak duży pokój i mogło dać schronienie nie czworgu ale dziesięciu ludziom. Dolny otwór stanowił drzwi, górny okno, dzięki któremu w olbrzymim pniu nie było ani ciemno, ani duszno. Staś umyślił podzielić całość za pomocą płócien namiotu na dwie izby, z których jedną przeznaczał dla Nel i Mei, drugą dla siebie, Kalego i Saby. Drzewo nie było spróchniałe aż do wierzchu pnia, deszcz więc nie mógł przeciekać do środka i aby się zupełnie od niego zabezpieczyć, dość było podnieść i podeprzeć nad obu otworami korę w taki sposób, aby tworzyła dwa okapy. Spód wnętrza postanowili wysypać wyprażonym przez słońce piaskiem znad rzeki i powierzchnię jego wymościć suchymi mchami.
Robota była istotnie ciężka, a szczególnie dla Kale-go, musiał on bowiem obok tego wędzić mięso, poić konie i myśleć o żywności dla słonia, który trąbił o nią ustawicznie. Ale młody Murzyn zabrał się do urządzenia nowej siedziby z wielką ochotą, a nawet i z zapałem, którego przyczynę wyłuszczył Stasiowi jeszcze tego samego dnia w następujący sposób:
– Gdy pan wielki i bibi – mówił biorąc się pod boki – zamieszkają w drzewie, Kali nie będzie potrzebował budować na noc wielkiej zeriby i będzie mógł próżnować co wieczór.
– To lubisz próżnować? – zapytał Staś.
– Kali jest mężczyzną, więc Kali lubi próżnować, gdyż pracować powinny tylko kobiety.
– A widzisz jednak, że ja pracuję dla bibi.
– Ale za to, gdy bibi dorośnie, będzie musiała pracować na pana wielkiego, a jeśli nie zechce, to pan wielki pewno ją bić.
Lecz Staś na samą myśl o biciu bibi skoczył jak oparzony i krzyknął z gniewem:
– Głupcze, czy ty wiesz, kto jest bibi?
– Nie wiem – odpowiedział z przestrachem czarny chłopak.
– Bibi to jest... to jest... dobre... Mzimu!
A Kali aż przysiadł.
I po skończonej robocie zbliżył się nieśmiało do Nel, po czym padł przed nią na twarz i jął powtarzać wprawdzie nie przerażonym, ale błagalnym głosem:
– Aka! aka! aka!...
Zaś „dobre Mzimu” wytrzeszczyło na niego swoje śliczne, koloru morskiej wody oczy, nie rozumiejąc wcale, co się stało i o co Kalemu chodzi.
ROZDZIAŁ XXVIII
Nowa siedziba, którą Staś nazwał „Krakowem”, została urządzona w przeciągu trzech dni. Ale przedtem złożono w „męskim pokoju” główne pakunki – i w chwilach wielkiej ulewy młoda czwórka znajdowała w olbrzymim pniu jeszcze przed wykończeniem mieszkania doskonałe schronienie. Pora dżdżysta rozpoczęła się na dobre, ale nie były to nasze długie, jesienne deszcze, w czasie których niebo zawleka się ciemnymi chmurami i nudna, uciążliwa słota trwa przez całe tygodnie. Tu kilkanaście razy na dzień wiatr przepędzał po niebie wzdęte obłoki, które zlewały ziemię obficie, po czym znów rozbłyskiwało słońce, jasne, jakby świeżo wykąpane i zalewało złotym światłem skały, rzekę, drzewa i całą dżunglę. Trawy rosły prawie w oczach. Drzewa pokrywały się obfitszym liściem i nim stary owoc opadł, tworzyły się zawiązki na nowy. Powietrze, z powodu zawieszonych w nim igiełek wody, uczyniło się tak przeźroczyste, że nawet odległe przedmioty stawały się zupełnie wyraźne i wzrok sięgał w niezmiernie daleką przestrzeń. Na niebie rozwieszały się cudne, siedmiobarwne tęcze, a wodospad był prawie ciągle w nie ubrany. Krótko trwające ranne i wieczorne zorze grały tysiącami tak świetnych blasków, że nawet i w Pustyni Libijskiej dzieci nie widziały nic podobnego. Najniższe, bliskie ziemi obłoki barwiły się wiśniowo, górne, lepiej oświecone, rozlewały się na kształt jezior z purpury i złota, a drobne, wełniste chmurki mieniły się jak rubiny, ametysty i opale. Nocami, między jedną falą dżdżu a drugą, księżyc zmieniał w brylanty krople rosy wiszące na liściach mimoz i akacyj, a światło zodiakalne świeciło w odświeżonym powietrzu jaśniej niż w innych porach roku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.