Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy

Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Masz tobie! Teraz zwołuje towarzyszów. Ładnie będziemy wyglądali, jeśli nadciągnie tu całe stado.

– On powie innym, żeśmy byli dla niego dobrzy! – odrzekła pośpiesznie Nel.

Lecz Staś, który nie zaniepokoił się naprawdę, albowiem liczył, że gdyby nawet stado nadbiegło, to spłoszy je blask ognia – uśmiechnął się przekornie i rzekł:

– Dobrze, dobrze! A jeśli się słonie pokażą, to ty nie będziesz ze strachu płakała, o nie! – tylko będą ci się oczy pociły, jak już było dwa razy.

I począł ją przedrzeźniać:

– Ja nie płaczę, tylko mi się oczy pocą...

Nel jednak widząc jego wesołą minę domyśliła się, że żadne niebezpieczeństwo im nie grozi.

– Jak go oswoimy – rzekła – to nie będą mi się oczy pociły, choćby dziesięć lwów ryczało.

– Dlaczego?

– Bo on nas obroni.

Staś uciszył Sabę, który nie przestawał słoniowi odpowiadać, po czym zastanowił się nieco i tak mówił:

– Nie pomyślałaś o jednej rzeczy, Nel. Przecież my tu na wieki nie zostaniemy, ale pojedziemy dalej. Nie mówię, że zaraz... Owszem: miejsce jest dobre i zdrowe, postanowiłem więc tu zostać... może tydzień, może dwa, bo i tobie, i nam wszystkim należy się wypoczynek. No, dobrze! Póki tu zostaniemy, będziemy słonia karmili, chociaż to dla wszystkich robota ogromna. Ale on jest przecież zamknięty i nie możemy wziąć go z sobą. Więc co później? Pójdziemy, a on tu zostanie i znów się będzie męczył z głodu, póki nie zdechnie. Wtedy tym bardziej będzie go nam żal...

Nel zasmuciła się bardzo i czas jakiś siedziała w milczeniu, nie wiedząc widocznie, co odpowiedzieć na te słuszne uwagi, lecz po chwili podniosła głowę i odrzuciwszy czuprynkę, która jej spadła na oczy, zwróciła pełny ufności wzrok na chłopca:

– Wiem – rzekła – że jak ty zechcesz, to go wyprowadzisz z wąwozu.

– Ja?

A ona wyciągnąwszy paluszek dotknęła nim ręki Stasia i powtórzyła:

– Ty.

Mała, chytra kobietka rozumiała, że jej zaufanie pochlebi chłopcu i że od tej chwili zacznie rozmyślać, jakby uwolnić słonia.

ROZDZIAŁ XXVI

Noc zeszła spokojnie i lubo na południowej stronie nieba nagromadziło się dużo chmur, ranek uczynił się pogodny. Z rozkazu Stasia Kali i Mea zajęli się zaraz po śniadaniu gromadzeniem melonów, strąków akacjowych i świeżych liści oraz trawy i wszelkiego rodzaju żywności dla słonia, którą składali następnie nad brzegiem wąwozu. Ponieważ Nel chciała koniecznie karmić osobiście swego nowego przyjaciela, więc Staś wyciął dla niej z młodego rosochatego figowca coś w rodzaju wideł, aby jej łatwiej było spychać zapasy na dno wąwozu. Słoń trąbił od rana, upominając się widocznie o posiłek, a gdy następnie ujrzał na krawędzi tę samą białą istotkę, która nakarmiła go wczoraj, powitał ją radosnym gulgotaniem i natychmiast wyciągnął ku niej trąbę. Przy świetle poranku wydał się dzieciom jeszcze bardziej olbrzymi niż wczoraj. Chudy był bardzo, ale wyglądał już raźniej i zwracał ku Nel swe małe, bystre oczy prawie wesoło. Nel twierdziła nawet, że przednie jego nogi pogrubiały przez jedną noc, i poczęła spychać żywność z takim zapałem, że Staś musiał ją powstrzymywać, a w końcu, gdy się zadyszała zanadto, zastąpić ją w robocie. Oboje bawili się wybornie, a zwłaszcza bawiły ich „grymasy” słonia. Jadł on z początku wszystko, co mu pod nogi wpadło, lecz wkrótce zaspokoiwszy pierwszy głód począł przebierać. Trafiwszy na roślinę, która mniej mu smakowała, otrzepywał ją o przednie nogi, po czym odrzucał ją trąbą w górę, jakby chciał mówić: „Zjedzcie sami ten przysmak.” Wreszcie, po zaspokojeniu głodu i pragnienia, jął wachlować się swymi ogromnymi uszami z widocznym zadowoleniem.

– Jestem pewna – mówiła Nel – że gdybyśmy do niego teraz zeszli, nie zrobiłby nam nic złego.

I poczęła nań wołać:

– Słoniu, kochany słoniu, prawda, że nie zrobiłbyś nam nic złego?

A gdy słoń kiwnął w odpowiedzi trąbą, zwróciła się do Stasia:

– Widzisz, powiada, że tak.

– Być może – odrzekł Staś. – Są to zwierzęta bardzo inteligentne i ten zrozumiał już niezawodnie, że oboje jesteśmy mu potrzebni. Kto wie, czy nie odczuwa też i trochę wdzięczności dla nas; lepiej jednak jeszcze nie próbować, a zwłaszcza niech nie próbuje Saba, gdyż jego zabiłby z pewnością. Ale z czasem może się i oni poprzyjaźnią.

Dalsze zachwyty nad słoniem przerwał im Kali, który przewidując, że będzie musiał co dzień pracować na wyżywienie olbrzyma, zbliżył się do Stasia z zachęcającym uśmiechem i rzekł:

– Pan wielki zabić słonia, a Kali go jeść zamiast zbierać trawę i gałęzie.

Lecz „pan wielki” był już o sto mil od chęci zabicia słonia, a że przy tym był z natury niezmiernie żywy, odpowiedział na poczekaniu:

– Jesteś osioł.

Na nieszczęście zapomniał, jak jest osioł w języku ki-swahili, i powiedział po angielsku donkey. Kali zaś nie rozumiejąc po angielsku poczytał widocznie ten wyraz za jakiś komplement czy jakąś pochwalę dla siebie, gdyż w chwilę później dzieci usłyszały, jak zwróciwszy się do Mei mówił chełpliwie:

– Mea mieć czarną skórę i czarny mózg, a Kali jest donkey.

Po czym dodał z dumą:

– Sam pan wielki powiedział, że Kali jest donkey.

Tymczasem Staś przekazawszy obojgu, by pilnowali jak oka w głowie panienki i w razie jakiegokolwiek wypadku przywołali go natychmiast, wziął strzelbę i poszedł do owej oderwanej skały, która zamykała wąwóz. Przybywszy na miejsce obejrzał ją uważnie, zbadał wszystkie jej pęknięcia, wsunął pręt w szparę, którą znalazł w dolnej części głazu, zmierzył starannie jej głębokość, następnie wrócił wolnym krokiem do obozowiska i otworzywszy puszkę z nabojami począł je liczyć.

Zaledwie doliczył jednak do trzystu, gdy z baobabu rosnącego o pięćdziesiąt kroków od namiotu rozległ się głos Mei:

– Panie, panie!

Staś zbliżył się do olbrzymiego drzewa, którego pień, wypróchniały przy ziemi, wyglądał jak wieża, i zapytał:

– Czego chcesz?

– Niedaleko widać dużo zebr, a dalej pasą się antylopy.

– Dobrze. Wezmę strzelbę i pójdę, bo trzeba będzie nawędzić mięsa. Ale po coś ty wlazła na drzewo i co tam robisz?

Dziewczyna odpowiedziała na to swoim smutnym, śpiewnym głosem:

– Mea zobaczyła gniazdo szarych papug i chciała przynieść młodej panience, ale gniazdo jest puste, więc Mea nie dostanie paciorków na szyję.

– Dostaniesz za to, że kochasz panienkę.

Młoda Murzynka zlazła co prędzej po chropowatej korze i z oczyma błyszczącymi radością jęła powtarzać:

– O tak! tak! Mea kocha ją bardzo – i paciorki także!

Staś pogłaskał ją łaskawie po głowie, po czym wziął strzelbę, zamknął pudło z nabojami i udał się w stronę, w której pasły się zebry. Po upływie pół godziny odgłos strzału doszedł do obozowiska, a po godzinie mały myśliwy wrócił z dobrą nowiną, że zabił młodą zebrę i że okolica pełna jest zwierzyny, widział bowiem z wyniosłości prócz zebr i liczne stada antylop-arielów oraz gromadkę waterbucków, to jest kozłów wodnych, pasących się w pobliżu rzeki.

Następnie kazał Kalemu wziąć konia i wyprawił go po zabitą sztukę, sam zaś począł oglądać starannie olbrzymi pień baobabu, obchodzić go naokoło i stukać kolbą w chropowatą korę.

– Co robisz? – zapytała Nel.

On zaś odrzekł:

– Patrz, co za ogrom. Piętnastu ludzi wziąwszy się za ręce nie objęłoby tego drzewa, które pamięta może czasy faraonów. Ale pień w dolnej części jest spróchniały i pusty. „Widzisz ten otwór, przez który łatwo się dostać do środka. Można by tam urządzić jakby wielką izbę, w której wszyscy moglibyśmy zamieszkać. Przyszło mi to do głowy, gdym zobaczył Meę między gałęziami, a potem podchodząc zebry ciągle już o tym myślałem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Henryk Sienkiewicz - Janko Muzykant
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Bartek Zwycięzca
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Latarnik
Henryk Sienkiewicz
libcat.ru: книга без обложки
Henryk Sienkiewicz
libcat.ru: книга без обложки
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Sienkiewicz - Quo vadis?
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Za chlebem
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Legenda żeglarska
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Dwie łąki
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Die Kreuzritter
Henryk Sienkiewicz
Отзывы о книге «W pustyni i w puszczy»

Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x