Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Sądzi pan, że to narzędzie zbrodni?

Szacki sądził, że te grzecznościowe formy już są męczące, a w trakcie śledztwa staną się nie do zniesienia.

– Sądzę, że to wszystko dziwne i teatralne. Nagie zwłoki z rozpłatanym gardłem, porzucona obok zabytkowa brzytwomaczeta, żadnych śladów walki czy szamotaniny.

– Ani krwi na ostrzu.

– Dajmy im się wykazać w laboratorium. Myślę, że będzie krew, jakieś mikroślady, DNA. Więcej nam powie nóż, niż chciałby ten, kto go podrzucił.

– Podrzucił?

– Taki czysty, wymuskany, nietknięty? Ktoś to zrobił specjalnie. Nawet przy brudnych zabójstwach w afekcie każdy pijany żul pamięta, żeby zabrać ze sobą narzędzie zbrodni. Nie wierzę, żeby został w tych krzakach przez przypadek.

Sobieraj wyjęła z torebki okulary do czytania i zaczęła uważnie przeglądać zdjęcia. Do twarzy jej było w grubych brązowych oprawkach. Szacki pomyślał: jeśli brzytwomaczeta jest wiadomością, to trzeba znaleźć kogoś, kto potrafi ją odczytać. Cholera jasna, jaki biegły może się tym zajmować? Od broni białej? Od militariów? Od metalurgii? Od dzieł sztuki?

Sobieraj podała mu zdjęcie ze zbliżeniem obłożonej drewnem rękojeści i zdjęła okulary.

– Trzeba poszukać biegłego od broni białej, najlepiej jakiegoś muzealnika. Może zna tę firmę.

– C. Runewald? – zapytał Szacki.

Sobieraj parsknęła śmiechem.

– Grunewald. Może najwyższa pora na okulary, panie prokuratorze.

Szacki postawił na spokój. Żadnych uśmieszków, żadnych nerwów, żadnych ripost.

– Najwyższa pora, żeby mi pani opowiedziała o denatce i jej rodzinie.

Sobieraj zmarkotniała.

9

Prokurator Teodor Szacki był niezadowolony. Opowieść Sobieraj o Budnikach przyniosła dużo informacji, ale też wiele uczuć. Denatka przestała być dla niego efektem czynu zabronionego, za który ktoś musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności i ponieść karę. Mąż denatki przestał być podejrzanym numer jeden. Dzięki barwnej, emocjonalnej opowieści Sobieraj za bardzo stali się osobami z krwi i kości, granica między informacją a interpretacją została przekroczona. Wbrew sobie Szacki, myśląc o denatce, widział uśmiechniętą nauczycielkę, prowadzącą zielone lekcje w czasie wycieczek rowerowych. Jej mąż był nie tylko kandydatem do odsiadki, ale też społecznikiem, który potrafił do upadłego walczyć w każdej najdrobniejszej sprawie, jeśli tylko oznaczało to dobro miasta. Szacki wątpił, aby gdzieś indziej w Polsce istniał bezpartyjny radny, który potrafił skłonić całą radę do jednogłośnego głosowania – dla Sandomierza. Basta, basta, basta, nie chciał myśleć o Budnikach, dopóki nie porozmawia ze starym policjantem, który już dał do zrozumienia, że nie jest najlepszego zdania o tych świeckich świętych.

Próbował zająć myśli, szukając informacji o tajemniczej brzytwomaczecie, i to był jego drugi powód do niezadowolenia. Teodor Szacki w ogóle nie miał zaufania do ludzi. Ale do ludzi z hobby – w szczególności. Pasję i poświęcenie się pasji, zwłaszcza zbieraczej, uważał za zaburzenie, a ludzi skłonnych tak zafiksować się na jednym temacie – za potencjalnie niebezpiecznych. Widział samobójstwa spowodowane utratą numizmatycznej kolekcji, widział też dwie żony, których przewiną było podarcie najcenniejszego znaczka i spalenie pierwszego wydania Panien z Wilka i Brzeziny . Obie nie żyły. Mężowie-mordercy czuwali przy ich zwłokach, płakali i powtarzali, że nie rozumieją.

Tymczasem świat noży okazał się światem miłośników i kolekcjonerów, istniał nawet periodyk „Sztych”, którego misją jest – jak zapewniali autorzy – „dostarczenie Ci, drogi Czytelniku, rzetelnych informacji na temat wysokiej jakości noży oraz tematów im pokrewnych. Nie zabraknie także ciekawostek, przykładem będzie w następnym numerze «Bat», wydawałoby się, egzotyczny, a przecież pleciony od dawna w Polsce. Oczywistym będzie seria artykułów o długiej białej broni”.

Baty, szable i rzeźnickie noże – naprawdę urocze hobby, zżymał się Szacki, zagłębiając w forach pełnych dyskusji o klingach, rękojeściach, sposobach ostrzenia, wykuwania, kucia i kłucia. Czytał wynurzenia jednego pisarza, który własnoręcznie wyrabiał miecze samurajskie, czytał o „Ojcu Nowoczesnego Damastu”, który opanował technologię wytwarzania stali damasceńskiej, oglądał zdjęcia wojskowych kordzików, myśliwskich noży do sprawiania zwierzyny, mieczy, bagnetów, rapierów i pałaszy. Nie przypuszczał, że ludzkość wyprodukowała tyle rodzajów ostrych przedmiotów.

Ale brzytwomaczety nie znalazł.

W końcu w akcie desperacji zrobił komórką kilka zdjęć prawdopodobnego narzędzia zbrodni i wysłał do redakcji „Sztychu” mail z pytaniem, czy coś im to mówi.

10

Wiosna przyszła i poszła, wieczorem Teodor Szacki dokuczliwie odczuwał chłód, idąc ulicą Mickiewicza w kierunku pizzerii Modena, gdzie umówił się z Wilczurem. Stary policjant nie dał się namówić na spotkanie w rynku, twierdząc, że „nie cierpi tego pierdolonego muzeum”, a Szacki mieszkał już w Sandomierzu na tyle długo, żeby zrozumieć, o co chodzi.

Sandomierz składał się właściwie z dwóch, a nawet trzech miast. Trzecie to tak zwana huta po drugiej stronie rzeki, memento czasów, kiedy czerwoni usiłowali zmienić mieszczański, kościelny gród w przemysłowe miasto i postawili tam ogromną hutę szkła. Ponura i brzydka była to dzielnica, strasząca nieczynną stacją kolejową, paskudnym kościołem i ogromnym fabrycznym kominem, który o każdej porze dnia i nocy mordował panoramę Podkarpacia widoczną z wysokiego lewego brzegu Wisły.

Miasto numer dwa to był Sandomierz, w którym faktycznie toczyło się życie. Tutaj było niewielkie osiedle na szczęście niezbyt inwazyjnych bloków, tutaj były dzielnice domków jednorodzinnych, szkoły, parki, cmentarz, jednostka wojskowa, policja, dworzec autobusowy, mniejsze i większe sklepy, biblioteka. Ot, polskie powiatowe miasteczko, może trochę bardziej zadbane i ładniej – bo na wzgórzach – położone od innych. Nie wyróżniałoby się jednak na tle niepoliczonych polskich dziur, gdyby nie miasto numer jeden.

Miasto numer jeden to był pocztówkowy Sandomierz ojca Mateusza i Jarosława Iwaszkiewicza, usadowiony na skarpie cukiereczek, którego panorama zachwycała niezmiennie każdego i w której zakochał się swego czasu Szacki. Ciągle potrafił przejść się na most tylko po to, żeby zobaczyć piętrzące się na zboczu kamieniczki, dostojny gmach Collegium Gostomianum, wieże ratusza i katedry, renesansowy szczyt Bramy Opatowskiej, bryłę zamku. W zależności od pory roku i pory dnia widok ten za każdym razem wyglądał inaczej i za każdym razem tak samo chwytał za serce.

Niestety, co Szacki wiedział dziś aż za dobrze, był to widok, który tylko z oddali sprawiał wrażenie bardzo włoskie, toskańskie. Wewnątrz Starego Miasta wszystko było już bardzo polskie. Za daleko był Sandomierz od Krakowa i przede wszystkim za daleko od Warszawy, aby stać się kurortem w rodzaju Kazimierza Dolnego. Na co zasługiwał stokroć bardziej, będąc pięknym miastem, a nie wiochą z trzema renesansowymi kamienicami i paroma tuzinami hoteli, żeby każdy polski prezes miał gdzie rżnąć kochankę. Położenie na uboczu szlaków sprawiało, że na ślicznych staromiejskich uliczkach Sandomierza tchnęło nudą, pustką, polską beznadzieją i „pierdolonym muzeum”. Po południu znikały szkolne wycieczki, starzy lokatorzy kamieniczek zamykali się w domach, niedługo potem zamykano nieliczne sklepy, chwilę później knajpy. Już o osiemnastej zdarzało się Szackiemu przejść od zamku do Bramy Opatowskiej, nie napotykając żywego ducha. Jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce było opustoszałe, wymarłe i przygnębiające.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x