– Musi się pan sam domyślić, panie Sebastianie. Dramaturg rozejrzał się dokoła.
Dwadzieścia kroków od telewizyjnego busika stała niechlujnie zaparkowana czerwona xsara. Proszkowski jakby lekko drgnął.
– Widzi pan numer rejestracyjny? Milczenie.
– RZ 89067, to chyba pana samochód? Nie cieszy się pan? Znaleźliśmy panu autko. – Ilonka, zgodnie z sugestią Grzegorza Wrońskiego, klepała teraz jak najęta. – To przecież pańska xsara, czerwona, RZ 89067, nie można pomylić takiego numeru, jest strasznie skomplikowany. Zobaczymy, czy są kluczyki? Chodźcie, chodźcie wszyscy. Panie Sebastianie, pan przodem. Proszę zajrzeć do środka! Może są kluczyki?
Dramaturg, na którego napierało dwóch facetów z kamerami, facet z wielką tyką i zwisającym z niej ogromnym mikrofonem oraz kierowca przypominający leśnego dziadka, nie miał innej możliwości, jak iść w stronę samochodu. Był blady jak ściana, co jednak o niczym nie świadczyło, bo z reguły był blady jak ściana. Przestał natomiast być spokojny. Ilonka doszła do takiego wniosku, kiedy zobaczyła zaciśnięte pięści Procha.
– Zaglądamy, panie Sebastianie, zaglądamy! Paweł, filmuj! Ależ mamy szczęście! Są kluczyki! Są kluczyki w stacyjce! To niesamowite, przecież ten samochód stoi tu od maja, prawda, panie Sebastianie? Jak to się stało, że nikt go nie ukradł! Panie Sebastianie, pamięta pan ten breloczek? Małpeczka! Srebrna małpeczka! To brelok pani Ewelin)’!
Dramaturg chciał chyba coś powiedzieć, ale zrezygnował. Ilonka mówiła coraz szybciej, zaglądając mu w oczy: – Panie Sebastianie! To naprawdę niesamowite! Znalazł się samochód pani Eweliny! Znalazł się breloczek pani Eweliny! Może znajdzie się również pani Ewelina? No, jak pan sądzi? Znajdzie się czy się nie znajdzie? Jeeest! Niech pan patrzy!
Zza filaru, obok którego stała wypożyczona z serwisu xsara z nieprawdziwymi tablicami wyłoniła się szczupła kobieta w długim płaszczu i wielkim kapeluszu na głowie.
Sebastian Proch – Proszkowski jakby się zachłysnął. Zanim zdążył pozbierać myśli, Ilonka zupełnie innym niż dotąd tonem, wrogim i nieprzyjemnym, spytała:
– I po co było ją zabijać? Po co było zabijać własnego ojca?
– Niczego mi nie udowodnicie.
– Spoczko, panie Sebastianie. Na breloczku jest kilka fajnych odcisków palców i to pana palce, a nie żony. Na kapeluszu był pański długi włos. Został tam, kiedy pan wyjeżdżał z garażu, udając własną żonę!
Literat milczał i Ilonkę już zaczynało ogarniać straszne przeczucie, że teraz on się zaprze, a oni wszyscy wyjdą na idiotów. Pochyliła się ku niemu i zasyczała:
– Wszystko ci udowodnimy, Paprochu jeden, wszystko! Wiemy, jak zabiłeś tatusia kartografa za to, że was rzucił! Wiemy, jak udusiłeś Ewelinę! Wiemy, że Bulwa to widział i że cię szantażował, a ty wykorzystałeś swój szybki refleks i pieprzony czarny pas! A tę komóreczkę znasz?
Gestem sztukmistrza wyciągnęła z kieszeni srebrną nokię 6610. Wypożyczoną z punktu serwisowego.
– Była w schowku na drzwiach. Pomijam, że odcisków palców jest na niej trochę, to jest też karta pamięci. I połączenie z tamtego dnia… dokładnie za dziewiętnaście szósta, to znaczy osiemnasta. Z pańskiej komórki, niestety!
– Zamknij się, suko! – ryknął Proch i rzucił się na Ilonkę.
Zdążył złapać ją za szyję i zaczął dusić, ale w tym momencie runęło na niego kilka postaci, które zjawiły się nie wiadomo skąd. W kilka sekund leżał na ziemi ze skutymi z tyłu rękami. Podziw komisarza wzbudził stoicki spokój ekipy, która cały czas robiła swoje. Ilonka rozkwitła jak ta róża w pełni lata.
– Podnieście go, panowie – poprosiła grzecznie półgłosem. – Bo teraz to on leży na mikrofonach, a jeszcze byśmy chwilkę ponagrywali…
Panowie antyterroryści nie zdołali powstrzymać uśmiechów i spełnili prośbę. Sebastian Proch – Proszkowski zwisał im teraz z ramion jak marionetka bez sznurków.
– Tylko my jesteśmy do wymazania, ma pani świadomość – mruknął jeden z „antków”. – Żadnych twarzy na ekranie.
Ilonka kiwnęła głową i spojrzała pytająco na Tomasza. Teraz on kiwnął głową, starannie ukrywając uśmiech zachwytu i dumy. Co za dziewczyna… niech ma swoje pięć minut, bo zasłużyła. Zresztą trzeba iść za ciosem, zanim facet ochłonie.
– Nie mam ci za złe – oświadczyła tymczasem Ilonka Prochowi, który patrzył na nią, jakby jej nie widział. – Mogłeś się wkurzyć. Ewelina też cię wkurzyła? Bo ty, jak się wkurzysz, to zabijasz, tak?
– Mówiłem ci już, że jesteś głupia – powiedział drewnianym głosem. – Nie rozumiesz nic. Nic. To ona mnie zniszczyła. Ona mnie, nie ja ją. Ja tylko skończyłem coś, czego ona sama nie była w stanie skończyć. Gdybym mógł, zabiłbym jeszcze tego tłustego kretyna. Może powinienem był przynajmniej spróbować. W imię ludzkości… Życie jest chaosem, ty mała idiotko, nie ma czegoś takiego jak porozumienie między ludźmi… ale powinna być przynajmniej jakaś graniczna uczciwość… a jeśli ktoś nie potrafi tej granicznej uczciwości zachować, powinien zostać zniszczony. Zniszczony. Może byłoby dla mnie lepiej, gdybym siebie zabił, a nie ich…
– Zabiłeś ojca, bo od was odszedł? Po tylu latach?
– Zabiłem ojca, bo mnie zniszczył. Po raz pierwszy rozsypałem się w proch… teraz już rozumiesz, dziewczynko, skąd się wziął mój przydomek, czy i to muszę ci wytłumaczyć? Po raz pierwszy rozsypałem się w proch właśnie wtedy…
– Po raz drugi na tym obozie? – wtrąciła cichym głosem. Spojrzał na nią i twarz mu się skurczyła.
Tak. Skąd wiesz o obozie? Zresztą nieważne. Chciałem zabić matkę, ale nie potrafiłem. Matki nienawidzą swoich dzieci, tak to jest. Żony nienawidzą mężów. Wiedziałem o tym dawno, zanim przyjechaliśmy do tego pieprzonego miasta. Usiłowałem nauczyć się żyć w postaci prochu… może to jednak zrozumiesz…
– Ewelina cię nie rozumiała?
– Nie pytałem.
– Może warto było spróbować?
– Pytałem ją, czy wie, dlaczego umiera. A ona tylko się śmiała. Wiesz, mała, że ona w ogóle mi nie uwierzyła, że ją zabiję? Nie wierzyła do końca. Zabrałem jej komórkę, miała dwie… żeby nikt nie znalazł tej rozmowy… to była komórka na kartę, jakim cudem ją macie, nie rozumiem. Samochód też. Nie rozumiem… Zostawiłem go z kluczykami w stacyjce… nie było go już, jak wracałem w nocy z Trójkąta… a wy go macie… Potem też go nie było, jak tędy przechodziłem…
– Nasz maszynista cię widział, prawda?
– Tak, widział. Wyciągnął ze mnie dziesięć tysięcy… jeżeli ktoś myśli, że można sobie kupić trochę spokoju, jest idiotą. Więc może to ja jestem idiotą, a nie ty… Zabiłem ich, ale w sumie nic mi to nie dało…
– A twoja sztuka?
– Nie chcę już mówić o mojej sztuce… oszukałaś mnie z tym wywiadem… ty też… mówiłem ci przecież, wszyscy oszukują… Mam cię dość, krętaczko… chachmęciaro… wynoście się już z tymi kamerami…
– Odrzucenie to straszna rzecz, wiesz coś o tym, Ilonko, prawda?
– Wiem, nawet sporo, odkąd głupi Kopeć odmaszerował. I patrz, teraz jest mi chyba nawet lepiej niż wtedy, kiedy był, a ja usiłowałam się rozdwajać, roztrajać i rozpięciarzać…
– Bo jesteś silna, Ilonko. Nie każdemu udaje się znieść odrzucenie.
Grzesiu, czy on jest do tego stopnia chory, żeby go wsadzili do czubków zamiast do więzienia?
– Nie wiem. Na pewno będzie potrzebna porządna obserwacja, a to potrwa. Żal ci go, prawda?
– Ty to się znasz na ludziach. Ale sam rozumiesz: żal nie żal, a zabił troje ludzi.
Читать дальше