Ohohoho. Była szósta po południu. Chciałam zadzwonić do niej na komórkę, ale od razu odezwała się sekretarka.
– Babciu – spytałam babcię Stasię (chyba by je trzeba jakoś ponumerować, te nasze babcie, skoro już mamy dwie) – czy babcia wie, gdzie się podziewa Lula?
– Nie mam pojęcia, dziecko. Sama się zaczynam martwić. Nie wiem, czy to się jakoś łączy, ale godzinę temu wrócił z Jeleniej Góry Wiktor, jakiś zdenerwowany…
– No to co? – zdziwiłam się. – Przecież Lula nie pojechała do Jeleniej, tylko poszła spisywać stare szpargały w tym swoim muzeum.
– Ale Wiktor teoretycznie pojechał tylko porozmawiać z Olgą o tych jej folderach, bo się umówili, że on jej zrobi koncepcję plastyczną, czy jak to się nazywa. Powinien był już dawno wrócić, najdalej o dwunastej w południe, zwłaszcza, że na pierwszą się umówił z księdzem Pawłem, ksiądz przyszedł i tyle że zjadł z nami obiad. Ewa sama musiała ten obiad zrobić, zła była jak osa. Dobrze, że mamy tyle mrożonych pierogów… Marianna uwielbia pierogi… i tego wszystkiego, coście, dziewczynki, przygotowały. Rupert z Malwiną mieli zjeść w Strzesze. Studenci dostali gołąbki, Janek obrał ziemniaki, co to jest właściwie, żeby mężczyzna obierał ziemniaki?
– Równouprawnienie, babciu – mruknęłam. Swoją drogą Janek jest kochany, ja też powinnam była pomyśleć o obiedzie, ale po co miałam myśleć, skoro były one obie, Ewa i Lula, to znaczy Lula miała być. O Boże. Może naprawdę Wiktor coś wie? Może coś między nimi zaszło?
– Ja ci mówię, Emilko – podjęła wątek zasadniczy babcia Stasia – ty go znajdź, bo ja nie wiem, gdzie on poleciał, wściekły taki i porozmawiaj z nim, proszę. Nie wiem, co się dzieje ostatnio, wszyscy naburmuszeni chodzą.
– Niech się babcia nie dziwi. Wszyscy się martwią, że Ewa zabierze Wiktora i Jagusię i wyjadą stąd, a przecież dobrze nam razem było, nie?
– Och – powiedziała babcia i też się zasępiła. – Masz rację dziecko. Ale może nie dojdzie do najgorszego. Znajdź tego Wiktora, proszę, bo ja się denerwuję!
– Już idę. A gdzie Omcia Marianna?
– Wywołuje cienie przeszłości pod swoim apfelbaumem. Podejrzewam, że śpi, bo ziewała cały dzień. Trzeba ją stamtąd zabrać, bo jeszcze się przeziębi.
Postanowiłam do babronowej wysłać Janka, ponieważ nie miałam ochoty na beztroskie szczebiotanie. Janek właśnie wracał z jazdy ze swoimi studentkami, które dla niego zaniedbały wspinaczki skałkowe i inne przyjemności, poświęcając się bez reszty doskonaleniu jazdy konnej pod okiem ukochanego instruktora. Oczywiście nie miał nic przeciwko zholowaniu Marianny spod jabłoni, a studentki natychmiast zaofiarowały mu swoją pomoc, którą przyjął chętnie.
Swoją drogą ten nasz Janeczek zakwita ostatnimi czasy. Co to jednak znaczy odrobina adoracji… nawet dla faceta!
Wiktor mógł być w trzech miejscach. Za stajnią na łączce, gdzie szczególnie chętnie produkował zachody słońca w ekspresyjnych kolorach, ewentualnie na końcu padoków, z widokiem na konie, których i tak tam teraz nie było, ewentualnie w swoim własnym pokoju w towarzystwie swojej własnej żony Ewy. Wariantu C postanowiłam nie brać na razie pod uwagę, poleciałam za stajnię, ale były tam tylko nasze dzieci, zajęte produkowaniem latawca z niesłychanie długim ogonem. Udałam się więc w stronę padoków i rzeczywiście, Wiktor siedział na kamieniu, oparty plecami o polną jarzębinę i gapił się w przestrzeń. Podeszłam i popukałam go w ramię. Podniósł na mnie oczy, mało przytomne w wyrazie.
Uznałam, że najlepiej będzie wziąć go z zaskoczenia.
– Cześć, Wituś – powiedziałam tonem rzeczowym. – Babcia Stasia uważa, że wiesz, gdzie się podziewa Lula.
– Skąd mam wiedzieć, kiedy mi uciekła?
– Uciekła ci?
Wiktor obrócił się na kamieniu w moją stronę. Jego wspaniałe brwi wyglądały w tym momencie bardzo bezbronnie.
– Emilka… ja nie chciałbym o tym mówić.
– Za późno. Już powiedziałeś. Słuchaj, ja mogę trzymać buzię na kłódkę, ale chcę wiedzieć, o co chodzi.
Westchnął ciężko, a brwi zjechały mu się na czole.
– Może i lepiej będzie, jeśli się dowiesz… Jesteście zżyte z Lułą…
– Jak siostry – oznajmiłam, nieco kłamliwie. – Co się stało? Zrobiłeś jej krzywdę?
– Nie wiem. Chyba tak, ale bezwiednie.
– Bezwiednie czy nie, to ma znaczenie tylko dla ciebie. Ona oberwała i nic jej tego nie odbierze. No mów wreszcie, co jej zrobiłeś.
Usiadłam obok niego na drugim kamieniu, nie miałam tylko jarzębiny pod plecy.
– Wszystko ci powiem, tylko najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie, dobrze? Dlaczego Lula nie wyszła za mąż?
O kurczę.
– Bo nie trafił jej się książę z bajki – mruknęłam wymijająco.
– Emilka, bądź poważna. Proszę.
Zezłościłam się i postanowiłam wyłożyć karty na stół. Ostatecznie Wiktor nie jest pierwszym lepszym glancusiem nie wiadomo skąd, tylko przyjacielem, a ostatnio prawie że rodziną.
– Bo się ożeniłeś z inną, Wiktorku. I moim zdaniem, ona ci to dzisiaj powiedziała, potem dotarto do niej, że ci to powiedziała, a potem poszła, gdzie oczy poniosą. Mam rację?
– Jakbyś przy tym była. To znaczy ona nie powiedziała tego wprost, tylko tak wyszło. Nie wiedziałem, jak zareagować…
– I jak zareagowałeś?!
– Nijak.
– To chyba dobrze. Słuchaj, kurczę, trzeba coś zrobić…
– Uważasz, że powinniśmy zacząć jej szukać? – Zerwał się z kamienia, gotów już, natychmiast lecieć na poszukiwanie. Uznałam, że to dobrze o nim świadczy, ale uspokoiłam go gestem.
– Siedź. Ona wróci, bo jest rozsądna oraz inteligentna i nie będzie robić szopek. Wypłacze się gdzieś w jakimś kącie i wróci, jak jej zejdzie czerwone z oczu. Pytanie, co ty teraz zrobisz?
– W jakim sensie? – Wiktor jakby się przestraszył.
– No przecież nie w tym, że natychmiast wniesiesz pozew o rozwód! Chyba, że chcesz?…
Klapnął ciężko na swój kamień i ukrył brwi w dłoniach.
– Ależ u ciebie to proste…
Doszłam do wniosku, że to najlepszy moment, żeby zamilknąć. On teraz powinien poczuć potrzebę wywnętrzenia się. A skoro ja będę milczeć, on będzie mówił sam z siebie.
Miałam rację.
– Zastanawiałem się nad tym cały dzień, Emilko. Cały dzień, a w każdym razie od chwili, kiedy… no, kiedy mi się wiedza poszerzyła. Ty wiesz, że ja się w niej kiedyś trochę kochałem… Strasznie mi się podobała. Tylko że ona była zawsze taka jakaś… niedostępna, zawsze rzeczowa, chłodna, koleżanka to owszem, przyjaciółka już mniej, dziewczyna do kochania już całkiem nie…
Czy wszyscy mężczyźni to idioci? Albo gangsterzy?
– W międzyczasie jakoś się związałem z Ewą, samo to wyszło, chodziliśmy z sobą rok, pobraliśmy się… Słuchaj, w życiu bym nie przypuszczał, że Lula by chciała…
Swoją drogą, jak znam Luleczkę, zrobiła wszystko, żeby tego nie przypuszczał. Kobiety też czasami zasługują na baty. O mój Boże, nachachmęcili, a teraz ja muszę drogi prostować!
– Dopiero dzisiaj tak jakoś jej się wymknęło. Właściwie nawet nic konkretnego, ale…
– To już mówiłeś. Czy obraziłeś ją w jakiś sposób?
– Obraziłem? Nie, raczej nie. Nie w sposób świadomy.
– Rozumiem. Poczuła się odarta ze swojej tajemnicy i teraz jest jej okropnie głupio. Tak?
– Chyba tak to wygląda.
– Musisz z nią porozmawiać, kiedy już przyjdzie. Jak przyjaciel. Żeby się za nią nie wlokło.
– Ale co ja jej powiem? Co ja jej powiem, Emilko?
Читать дальше