– Jasne.
Denise usiadła na leżaku Sharon.
– Jak nie zdejmiesz tego sarongu, opalisz się w łaty. Sharon spojrzała po sobie.
– Nigdy się nie opalam. Mam piękną irlandzką karnację, Denise. Nie wiedziałaś, że błękit jest teraz modniejszy niż brąz?
Holly i Denise roześmiały się. Sharon od lat próbowała się opalać, ale zawsze kończyło się na oparzeniach. W końcu dała za wygraną i pogodziła się z błękitnawym odcieniem swojej skóry.
– Zresztą ostatnio wyglądam jak klucha. Nie chciałabym wystraszyć ludzi.
Holly z irytacją zmierzyła Sharon wzrokiem. Może przyjaciółka trochę przybrała na wadze, ale gdzież jej było do otyłości.
Do wieczora wylegiwały się na plaży, od czasu do czasu chłodząc się w wodzie. Obiad zjadły w nadmorskim barze. Holly poczuła, jak powoli opada z niej napięcie.
Wieczorem poszły na miłą kolację do jednej z wielu restauracji przy tętniącej życiem ulicy niedaleko hotelu.
– Nie mogę wprost uwierzyć, że jest dopiero dziesiąta, a my już wracamy do hotelu – powiedziała Denise, patrząc tęsknie na gwarne bary dookoła.
Ludzie wylewali się z barów na ulice, w każdym lokalu dudniła muzyka. Holly czuła, jak ziemia pulsuje jej pod nogami. Błyskały neony, opalona młodzież bawiła się w większych grupach przy stolikach wystawionych na zewnątrz.
Szacując przeciętny wiek gości, Holly poczuła się dziwnie.
– Jak chcesz, możemy iść do baru – powiedziała niepewnie. Denise przeczesała wzrokiem bary, żeby wybrać któryś.
– I jak tam, ślicznotko – zagadnął ją bardzo przystojny mężczyzna i błysnął olśniewającym uśmiechem. – Wejdziesz ze mną?
Denise patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, zatopiona w myślach. Sharon i Holly posłały sobie porozumiewawcze uśmiechy, pewne, że koleżanka nie pójdzie jednak wcześnie spać.
W końcu ocknęła się.
– Nie, dziękuję. Mam chłopaka, którego kocham! – wyjaśniła. – Idziemy, dziewczyny – wezwała Holly i Sharon, po czym zawróciła w kierunku hotelu.
Koleżanki stały jak zaczarowane, rozdziawiły usta ze zdumienia. A potem musiały nieźle wyciągać nogi, żeby ją dogonić.
– Co się tak gapicie? – spytała z uśmiechem.
– Na ciebie – odpada Sharon, nadal w szoku. – Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą pożeraczką męskich serc?
– Oj dobra. – Denise podniosła ręce, jakby się poddawała. – Samotność jest rzeczywiście mocno przereklamowana.
Holly opuściła oczy i kopnęła kamyk na ścieżce. Z całą pewnością nie jest to stan pożądany.
– Moje gratulacje – Sharon wesoło poparła Denise. Objęła ją wpół i przytuliła.
Kiedy muzyka cichła, wszystkie zamilkły. Z oddali dobiegały tylko dudniące basy.
– Poczułam się tam staro – odezwała się nagle Sharon.
– Ja też! – Denise zrobiła zdziwioną minę. – Odkąd to wszyscy ludzie stali się tacy młodzi?
Sharon roześmiała się.
– Denise, to my się starzejemy.
– Niezupełnie. Mogłybyśmy bawić się do rana. Tyle że… padam z nóg. Mamy za sobą męczący dzień. Ech, gadam jak staruszka – trajkotała niestrudzenie Denise.
Sharon z troską spojrzała na Holly.
– Nic ci nie jest? W ogóle się nie odzywasz.
– Myślę – odparła cicho Holly.
– O czym? – zapytała serdecznie Sharon.
Holly spojrzała na koleżanki.
– O Gerrym.
– Chodźmy na plażę – zaproponowała Denise. Zrzuciły buty i zanurzyły nogi w chłodnym piasku.
Na bezchmurnym niebie migotały miliony gwiazd, jak gdyby ktoś posypał brokatem ogromną czarną sieć. Nad horyzontem wisiał bezczynnie księżyc w pełni. Usiadły, zasłuchane w cichy plusk wody. Holly wciągnęła świeże powietrze.
– Po to cię tu zaprosił – powiedziała Sharon, patrząc na przyjaciółkę. Holly zamknęła oczy i uśmiechnęła się.
– Niewiele o nim mówisz – dodała Denise.
Holly otworzyła oczy.
– Rzeczywiście.
Denise rysowała kółka na piasku.
– Dlaczego?
Holly zastanowiła się.
– Nie wiem, czy mówiąc o nim, powinnam być smutna, czy szczęśliwa. Kiedy jestem radosna, niektórzy oceniają mnie surowo, bo uważają, że powinnam wypłakiwać oczy. Kiedy rozpaczam, wiele osób czuje się nieswojo. – Zapatrzyła się na migoczące morze. – Nie mogę żartować na jego temat jak dawniej, bo wydaje mi się to niestosowne. Nie mogę zdradzać, co mi powiedział w zaufaniu, bo to jego tajemnice.
Dziewczęta usiadły po turecku na ciepłym piasku.
– A ja przez cały czas rozmawiam z Johnem o Gerrym. – Sharon patrzyła roziskrzonymi oczami na Holly. – Przypominamy sobie, jak nas rozśmieszał, jak często bawił. Wspominamy nawet kłótnie. Wszystko, co w nim uwielbialiśmy i co nas drażniło. – Holly uniosła brwi. Sharon dokończyła. – Bo i tak się zdarzało. Nie zawsze był miły. Pamiętamy go w różnych sytuacjach.
Zapadło długie milczenie.
Pierwsza odezwała się Denise.
– Szkoda, że Tom nie poznał Gerry’ego. – Holly spojrzała na nią ze zdziwieniem. Po jej policzku spłynęła łza. – Gerry był również moim przyjacielem – powiedziała Denise. – Opowiadam o nim Tomowi, wie, że przyjaźniłam się z jednym z najmilszych ludzi na świecie. Trudno mi uwierzyć, że ktoś, w kim się zakochałam, nie zna bliskiego mi człowieka, kogoś, z kim przyjaźniłam się dziesięć lat.
Holly objęła koleżankę.
– W takim razie musimy Tomowi o nim opowiedzieć, prawda, Denise?
Nazajutrz nawet nie widziały swojej pilotki, bo nigdzie się nie wybierały. Cały dzień leżały na plaży.
– Holly, a rodzice Gerry’ego kontaktują się z tobą? – zapytała Sharon, kiedy wypłynęły pontonami na wodę.
– Tak. Co kilka tygodni piszą do mnie kartę.
– Nadal są w rejsie? Tęsknisz za nimi?
– Prawdę powiedziawszy, chyba nic ich już ze mną nie łączy. Syn odszedł, wnuków nie mają.
– Nie chrzań. Jesteś ich synową.
– Bo ja wiem… – powiedziała z westchnieniem.
– Są trochę staroświeccy, prawda?
– Nawet bardzo. Nie mogli ścierpieć myśli, że „żyjemy z Gerrym w grzechu”, jak to ujmowali. Nie mogli doczekać się ślubu. A potem nie pojmowali, dlaczego nie zmieniam nazwiska.
– Aha, pamiętam – przytaknęła Sharon.
– Cześć, dziewczyny.
Denise wypłynęła im na spotkanie.
– Cześć. Gdzie byłaś? – spytała Holly.
– Rozmawiałam z jednym facetem z Miami. Sympatyczny gość.
– Z Miami? Daniel był tam na urlopie – powiedziała Holly.
– Miły ten Daniel, prawda?
– Fakt – potwierdziła Holly. – Dobrze nam się rozmawia.
– Tom mówił, że Daniel ostatnio sporo przeszedł – zagaiła Denise i przewróciła się na wznak.
Sharon nastawiła ucha.
– To znaczy?
– Był zaręczony z jakąś dziewczyną, ale okazało się, że panienka go zdradza. Dlatego przeniósł się do Dublina i kupił ten pub. Wszystko, żeby od niej uciec.
– Wiem. Coś okropnego, prawda? – przyznała smutno Holly. – A gdzie przedtem mieszkał? – zaciekawiła się Sharon.
– W Galway. Tam również prowadził pub – wyjaśniła Holly.
– Wcale nie ma tamtejszego akcentu – wyraziła zdziwienie Sharon.
– Bo wyrósł w Dublinie, a potem wstąpił do wojska. Później zamieszkał w Galway, gdzie jego rodzina ma pub. Tam poznał Laurę, spędzili razem siedem lat i już byli zaręczeni, ale zaczęła go zdradzać, więc z nią zerwał. Wrócił do Dublina i kupił pub „U Hogana”.
Holly przerwała.
Denise zaczęła się z nią droczyć.
– Niewiele o nim wiesz, co?
Читать дальше