Daniel podjechał pod jej dom.
– Masz ochotę wstąpić na kawę albo na herbatę?
Była pewna, że odmówi. Zdziwiła się, kiedy przyjął zaproszenie. Naprawdę polubiła Daniela, ale właśnie teraz chciała zostać sama.
– Niesamowity wieczór, co? – spytał, popijając kawę.
Pokiwała głową.
– Znam te dziewczyny całe życie, a tak mnie zaskoczyły. Sharon nie piła, kiedy byłyśmy na urlopie, rano wymiotowała, ale twierdziła, że to choroba morska.
Nagle w głowie Holly wszystko zaczęło się układać w całość.
– Choroba morska? – spytał zdziwiony Daniel.
– Po tej przygodzie, kiedy omal nie zginęłyśmy – wyjaśniła.
– Rozumiem.
Tym razem żadne z nich się nie roześmiało.
– Dziwne – powiedział, sadowiąc się na kanapie. No nie, pomyślała Holly. Nigdy stąd nie wyjdzie.
– Koledzy zawsze twierdzili, że ja i Laura pobierzemy się pierwsi. Nie przypuszczałem, że Laura może wziąć ślub… przede mną.
– Wychodzi za mąż? – dopytywała się Holly.
– I to za mojego przyjaciela – roześmiał się gorzko.
– Rozumiem, że teraz już byłego?
– Jasne.
Siedzieli jeszcze chwilę w milczeniu, Holly spojrzała na zegar. Minęła północ. Chętnie by go już pożegnała. Nie mogła się doczekać, żeby otworzyć kopertę.
Daniel jakby czytał w jej myślach.
– A jak twoje listy z góry?
– Właśnie dzisiaj mam otworzyć kolejny, dlatego… – urwała i spojrzała na Daniela.
– Rozumiem – powiedział i zerwał się. – W takim razie zostawię cię już samą.
Zagryzła wargę.
– Stokrotne dzięki za podrzucenie mnie do domu.
– Niema za co.
Uścisnęli się na pożegnanie.
– Do zobaczenia – powiedziała, ogarnięta skrupułami, które jednak natychmiast ją opuściły, kiedy zamknęła za nim drzwi.
– A teraz powiedz, Gerry – szepnęła – co przygotowałeś dla mnie na ten miesiąc.
Ściskając w ręku kopertę, spojrzała na kuchenny zegar. Wskazywał kwadrans po północy. Zwykle Sharon i Denise już o tej porze dzwoniły. Najwyraźniej wobec zaręczyn i ciąży pamięć o Gerrym zeszła na dalszy plan. Złajała się w duchu za swą zgryźliwość. Najchętniej wróciłaby do restauracji i świętowała z przyjaciółmi jak dawniej. Ale nie mogła się zdobyć nawet na uśmiech.
Zazdrościła im szczęścia. Przepełniała ją złość, że ich życie biegnie naprzód. Nawet w towarzystwie koleżanek, nawet wśród tysiąca ludzi czuła samotność. Ale najbardziej doskwierała jej ona we własnym pustym domu.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio była naprawdę szczęśliwa. Jakże pragnęła zasnąć, nie walcząc z natręctwem myśli. Tęskniła za świadomością, że jest kochana, że Gerry przygląda jej się, gdy oglądają telewizję lub jedzą kolację. Tęskniła za spojrzeniem, którym ogarniał ją, gdy wchodziła do pokoju. Za jego dotykiem, uściskiem, radą, za czułymi słowami miłości.
Nienawidziła liczenia dni do następnego listu, bo niczego już po nim nie oczekiwała. Zresztą i tak zostały jeszcze tylko trzy. I odpychała od siebie myśl, jak będzie wyglądało jej życie, kiedy wiadomości od Gerry’ego się skończą. Wspomnienia były cudowne, ale trudno tylko nimi żyć.
Powoli otworzyła siódmą kopertę.
Mierz wysoko, bo nawet jeśli chybisz, znajdziesz się wśród gwiazd. Obiecaj mi, że tym razem znajdziesz pracę, która będzie Ci odpowiadała! PS Kocham Cię…
Holly przeczytała list ponownie, zastanawiając się nad własną reakcją. Po tak długiej przerwie bardzo się bała podjąć jakąkolwiek pracę. Wydawało jej się, że jeszcze nie jest gotowa. Zrozumiała jednak, że nie ma wyjścia. Skoro Gerry tak powiedział, musi to zrobić. Uśmiechnęła się do siebie.
– Obiecuję – powiedziała wesoło. Długo wpatrywała się w jego pismo, a kiedy przeanalizowała już każde słowo, z szuflady w kuchni wyjęła notatnik i długopis, po czym zaczęła sporządzać własną listę możliwych prac:
1. Agentka FBI: – Nie jestem Amerykanką. Nie chcę mieszkać w Ameryce. Nie mam doświadczenia z pracą w policji.
2. Adwokatka: – Nie znosiłam szkoły. Nie znosiłam nauki.
3. Lekarka: – Fuj.
4. Pielęgniarka: – Mało twarzowe uniformy.
5.Kelnerka: – Za bardzo bym się objadała.
6.Kosmetyczka: – Obgryzam paznokcie, rzadko depiluję nogi. Nie chcę oglądać różnych zakamarków ludzkich ciał.
7.Sekretarka: – Już nigdy.
8. Aktorka: – Chyba już nie przebiję swojego występu w głośnym filmie „Dziewczęta w wielkim mieście”.
9. Przedsiębiorcza kobieta interesu, która bierze życie w swoje ręce: – Hm. Jutro sprawdzę oferty.
W końcu padła na łóżko i przyśniło jej się, że jako wybitna specjalistka od reklamy prowadzi ważną prezentację na najwyższym piętrze wieżowca z widokiem na Grafton Street. Rzeczywiście Gerry radził jej mierzyć wysoko.
Nazajutrz rano obudziła się wcześnie. Rozemocjonowana snem o sukcesie, poszła do miejscowej biblioteki, żeby poszukać pracy w Internecie. Bibliotekarka wskazała jej rząd komputerów w głębi sali.
– Opłata wynosi pięć euro za dwadzieścia minut w sieci.
Holly wręczyła jej ostatnie dziesięć euro. Tylko tyle udało jej się wyjąć rano z banku, zanim bankomat zapiszczał: Brak środków na koncie. Nie mogła uwierzyć, że już nic jej nie zostało.
– Nie teraz – powiedziała bibliotekarka i oddała jej pieniądze. – Zapłaci pani, kiedy pani skończy.
Ruszyła do komputerów, ale zorientowała się, że wszystkie są zajęte. Stała, bębniła palcami w torebkę i rozglądała się. Wtem zobaczyła klikającego Richarda. Podeszła, dotknęła go w ramię. Aż podskoczył, wystraszony, i obrócił się z krzesłem.
– Cześć – przywitała go szeptem.
– Cześć, Holly. Co ty tu robisz? – zapytał speszony, jakby go przyłapała na gorącym uczynku.
– Czekam na komputer – wyjaśniła. – Postanowiłam rozejrzeć się w końcu za pracą – oznajmiła z dumą.
– W takim razie weź ten – zaproponował i zgasił ekran.
– Wcale cię nie poganiam – wybąkała.
– Ale ja już skończyłem. Szukałem czegoś do pracy.
– Aż tutaj? – spytała zaskoczona. – Czy nie macie komputerów w Blackrock?
Nie była pewna, gdzie Richard pracuje, ale niegrzecznie byłoby pytać teraz, skoro nie zainteresowała się tym przez ponad dziesięć lat. Wiedziała, że chodzi w białym kitlu po laboratorium i wpuszcza kolorowe substancje do probówek.
– Służba nie drużba – zażartował ni w pięć, ni w dziewięć Richard. Pożegnał się prędko i podszedł do lady, żeby zapłacić.
Holly usiadła do komputera i rozpoczęła poszukiwania. Po czterdziestu minutach też podeszła do lady. Bibliotekarka kliknęła w komputer.
– Piętnaście euro.
Holly zdumiała się.
– Przecież mówiła pani, że pięć za dwadzieścia minut.
– Zgadza się – potwierdziła bibliotekarka z uśmiechem.
– Przecież korzystałam z sieci czterdzieści minut.
– Dokładnie czterdzieści cztery, czyli rozpoczęła pani następne dwadzieścia minut.
Holly ściszyła głos.
– Bardzo przepraszam, ale mam przy sobie tylko dziesięć. Czy mogłabym resztę donieść później?
Bibliotekarka pokręciła głową.
– Pani wybaczy, ale nie ma takiej możliwości. Trzeba zapłacić całość na miejscu.
– Tak, ale nie mam tyle przy sobie – wyjaśniła Holly. Kobieta patrzyła na nią tępo zza lady.
– No dobrze – powiedziała Holly i wyjęła komórkę.
– Przepraszam, ale tu nie wolno korzystać z telefonów. Wskazała napis Zakaz używania telefonów komórkowych. Holly policzyła w myślach do pięciu.
Читать дальше