Barbara Rosiek - Kokaina. Zwierzenia Narkomanki
Здесь есть возможность читать онлайн «Barbara Rosiek - Kokaina. Zwierzenia Narkomanki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kokaina. Zwierzenia Narkomanki
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kokaina. Zwierzenia Narkomanki: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kokaina. Zwierzenia Narkomanki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kokaina. Zwierzenia Narkomanki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kokaina. Zwierzenia Narkomanki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Usiłowałam się modlić. Codziennie inny rodzaj.
Mnogość Bogów i religii, a może tylko religii, świadczy o jakiejś metodzie, która pozwala niektórym ludziom trzymać w ryzach własne szaleństwo, ustawia ruch robaczkowy jelit we właściwym kierunku, napina twarz do uśmiechu jak cięciwę łuku do strzału. Byłam z pozoru niegroźną masą pojedynczego ćpuna, ale mogłam zarażać samym tylko istnieniem. Urojenie świata urojonego. To prawda.
Ludzie zdecydowanie zaczęli się zmniejszać. Karłowatość ludzkości. Być może chodzi o pokarm. W zupie pojawiały się ruchliwe makarony, a plemniki przekształcały się w obłe robale. Nie można było uprawiać fellatio.
Zwiększyłam dawkę kokainy do 250 mg i pojawił się we mnie dawny płomień. Znowu cierpienia Kafki, Prousta, Kierkegaarda wypływały zwartym strumieniem różowej rzeki. Zasłabłam dzisiaj. Mowa bełkotliwa, zimny pot wpływający do ust, ziemistość twarzy. Nie dałam się oszukać. Wiem, że mam jeszcze trochę czasu.
Ceny kokainy stawały się niewyobrażalne, lecz jak zmusić się do prostytucji, kiedy penisy zamieniały się w jadowite węże, wyszarpywały fragmenty pochwy i składały w macicy jaja egzotycznych ptaków. Kokaina gwarantuje ci jedną rzecz szaleństwo absolutne. Nawiedzały mnie koszmary, że po przebudzeniu nie będzie ani jednej dawki narkotyku na całym świecie. Był to absurd. Narkotyki są potrzebne do manipulowania ludźmi i zarabiania kosmicznych sum pieniędzy.
Następna dawka 350 mg.
Dostałam wszczepionej żółtaczki. Byłam szarocytrynowa, z silnymi zakolami wokół oczu i granatowymi sińcami na ramionach. Mury szpitala stały się epicentrum wstrząsów sejsmicznych albo nowy rodzaj huraganu nawiedził miasto. Przy pierwszych oznakach niepokoju zapakowano mnie w kaftan jak mumię, z możliwością wgryzania się w ściany. Ach sen, sen, sen. To jedyne wybawienie na głodzie.
Piszę na leżąco. Śmierć w końcu dostarczyła mi łóżko. Inaczej nic by z tego nie było. Nawet zdarza jej się zrobić herbatę. Marudzi, że tego lata ma szczególnie dużo pracy. Żyłam na pograniczu jawy i snu, karmiona sondą, kroplówkami. Stanowiłam szczególne zagrożenie dla personelu. Przy toalecie lub podawaniu zastrzyków gryzłam każdego bez uprzedzenia.
Wszędzie czaiła się kara za przekroczenie granicy. Świadomość stawała się wymyślnym katem duszy i nawet neuroleptyki jej nie zagłuszały. „A gdzie jest piekło, tam my być musimy” Marlowe. Wiedziałam o tym od dawna.
Dawne rany, pozbawione przepływu trucizny, otwierały się, ropiały, wypadały z fragmentami mięśni przy odleżynach, cuchnęły słodkawo-gorzkim odorem. Własny smród jest nie do wytrzymania. Po miesiącu odżywiania, wymuszania leków, chaotycznej pielęgnacji, nadal wzbudzałam lęk, kształtem zaczęłam przypominać ciało ludzkie. Ponownie uczyłam się chodzić. Chyba na moją zgubę.
Opuściłam szpital zaleczona z depresji. Tak twierdzili psychiatrzy. Uśmiechałam się wtedy, kiedy trzeba było. Reakcje emocjonalne adekwatne do sytuacji. W szpitalu usłyszałam wiele przekleństw i wiele słów litości. Nikt nie traktował poważnie mego ozdrowienia. Byłam przeznaczona na zagładę i wiedziałam o tym.
Nie mów nikomu o jego nienawiści. Znienawidzi także ciebie. Duch natury czuwa. Mnie nie ukochał.
Jak zwykle posprzątałam mieszkanie i czekałam. Nie, nieprawda. Na rogu takiej to, a takiej ulicy kupiłam narkotyk. Świeży, w przezroczystym opakowaniu i na następnym rogu, w miejskim szalecie wzięłam sobie potężnego niucha.
Żegnaj trzeźwości. Wyprawię ci wspaniały pogrzeb.
Nawet teraz dopada mnie uczucie bezsensowności pisania czegokolwiek, a jednak to robię. Struktura świata. Zło jako dopełnienie dobra. Pełnia. Każde przegrane życie ma sens. Dla kogo?
Nie mogę dzisiaj ruszyć z tą stroną. Zablokowanie całkowite myśli. Nie chcę, już nie chcę, lecz niedokończona książka jest czymś żałosnym.
Niedokończony obraz jest sztuką.
ŻYCIE JEST NIEDOKOŃCZONYM OBRAZEM.
Płomień talentu zgasł we mnie jak wszystko, co w moim życiu dobrego zaistniało. Mgła marzeń sennych powoli opadła i powracając do domu stwierdziłam z przerażeniem, że nie ma już ogrodu, półdzikich krzewów róży, drzew pielęgnowanych przez ojca, nie ma murów, drogi, furtki, niczego. Świat marzeń stał się nieosiągalny.
Pojawiło się plackowate łysienie, niby nic do pełnego obrazu upadku, lecz bałam się. Czerń włosów pokryta sennymi księżycami. Miałam 21 lat, tak sądzę. Narkomania jako egoizm doskonały. Alkoholizm. Seks dla seksu. Ucieczka. Niczego więcej nie trzeba. Powrót w schematy życia podziemnego także był koszmarem, jak sen z którego nie sposób się wybudzić przed nadejściem świtu.
Krzyk. Ból, który pojawił się, bez szans na transformację.
Zmiana z zewnątrz nie nadchodziła. Dobrzy sąsiedzi zabronili mi wstępu do pobliskiego sklepu, dotykania ich chleba.
Wtedy byłam silna. Znowu brałam 150 mg kokainy dziennie. Ciało dobrze odżywione w szpitalu, przypominało wyrobione ciasto, które można skonsumować. Ludzie nieustannie chcą cię zjeść w jakiejkolwiek formie. Czasami tylko cię wyrzygują. Świat podziemia przypomina porzucone wagony pociągu na bocznym torze, które nigdy nie dojadą do celu, służą za schronienie złodziejom i kobietom upadłym, sierotom i alkoholikom.
Nigdy nie słyszałam by kobieta zgwałciła i zamordowała z lubieżności mężczyznę. Coś jest w tych samcach bardzo agresywnego. Ich obsesje o udanych wzwodach po pięćdziesiątce. To doprawdy niesamowite. Kobiety natomiast uderzają inaczej. Moja matka… Wiem, wiem, mam pisać dalej. Zimno tu. Dlaczego mam umierać w tak złych warunkach? Śmierć, jeżeli aż tak mnie wybrała, niech się stara, i tak mnie dostanie. Wydłużyła mi się twarz. Opięta skóra na łysiejącej czaszce. Ramiona zapadnięte z prześwitem kości. Moje sutki… nie, zostawię je w tajemnicy. Naczynia krwionośne wydęte na zewnątrz, jakby krążenie oddzieliło się od ciała i poruszało według własnego, rytmu. Tysiące grobów, zapadnie, pułapki, druty kolczaste pod wysokim napięciem. Spalona ziemia, zaciemnione słońce. W sposób doskonały nie pojmowałam siebie.
Podczas stosunku z własnym szaleństwem doznawałam odżywczego orgazmu. Robaki po jednej stronie policzka. Naciskałam powoli palcem, pojawiały się symetrycznie po drugiej stronie.
Czego ty właściwie ode mnie chcesz? Do czego potrzebna jest ci moja książka? Nie zdradzisz mi tej tajemnicy. Zasypiam. Nareszcie sen po pięciu latach. Gdyby ktoś potrafił mnie pokochać. Nie teraz. Tam, na początku drogi, zanim narkotyk stał się wszystkim.
Lekarz spokojnie przytulił mnie i powiedział: Dziecko, umierasz. Wyrzygałam wczorajszy dzień. W jego gabinecie, na czystą, pachnącą podłogę. Już nie kontrolowałam niczego.
Dowodem na istnienie wiary jest to, że ludzie mieszkający niedaleko mnie, uwierzyli że nie istnieję.
Wieczorami dostawałam sygnały z Adhary, z gwiazdozbioru Psa Wielkiego. Tam nie było uzależnień i chorób psychicznych. Przysłali mi odmiany motyla Admirała, który ginął bezpotomnie. I nawet kolor błękitu gąsienicy nie wyjednał mu protekcji. Jeden z palców u nogi ma specjalne właściwości; działa jak czołg i zgniata robaczki w pokoju o różnych porach ich wylęgania.
Czasami udało mi się wyjść na spacer. Strzeliste topole nad rzeką przywoływały wspomnienia innego czasu. Kiedy przechadzałam się z ojcem za rękę, opowiadał mi o swoim świecie bez potrzeby oglądania się za siebie. Być może byłam kiedyś ukryta w bryle przeznaczonej do oszlifowania, lecz ten kamień nie podlegał obróbce, ze skazą przez całą długość, nie miał nawet wartości handlowej. A jednak mój ojciec trzymał go w dłoni w taki sposób jak unosi się na wysokość twarzy największy skarb.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kokaina. Zwierzenia Narkomanki»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kokaina. Zwierzenia Narkomanki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kokaina. Zwierzenia Narkomanki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.