Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nie ma mocnych: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nie ma mocnych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Komedia obyczajowa, kontynuacja losów dwóch rodzin zabużańskich, osadników na Dolnym Śląsku, którzy po latach szukają męża dla swej wnuczki, by zdobyć następcę do swojego gospodarstwa. Stary Pawlak, ciężko chory, musi przekazać swą ziemię. Ale starszy syn Witia, ożeniony z Jadźką Kargulówną, więcej gruntów uprawiać nie może, młodszy zaś, Paweł, jest pracownikiem naukowym we Wrocławiu. Cała nadzieja we wnuczce, osiemnastoletniej Ani. Pawlak i Kargul postanawiają ją wydać za mąż za młodego technika mechanizacji rolnictwa Zenka. Ich przemyślna intryga doprowadza do szczęśliwego finału – młodzi pobiorą się, a ziemia zostanie w rodzinie.

Nie ma mocnych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nie ma mocnych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Okazało się, że podstawową słabością delegata komisji jest namiętność do polowania: Ledwie tylko czarna „wołga” przywiozła towarzysza Szprotę, Pilch zaczął mu głośno opowiadać, jakie to ma kłopoty z roszczeniami rolników, którzy zgłaszają się do niego z pretensjami o odszkodowania za zniszczone przez dziki uprawy: Ale cóż on, Pilch, może zrobić, skoro dzików jest zatrzęsienie – a myśliwych w okolicy brak. Przedstawiając z troską swe kłopoty z nadmiarem zwierzostanu, zauważył, że oko towarzysza Szproty błysnęło pożądliwie. Jego twarz, nalana godnością i tłuszczem, nabrała ludzkich cech, kiedy tylko utwierdził się w przekonaniu, że łatwo może stąd wywieźć nie byle jakie trofeum.

– Tu są dziki z takimi szablami, jakich nawet kawaleria przed wojną nie miała – tokował dowcipnie Pilch, nie zważając, że tym porównaniem niebezpiecznie nawiązuje do treści dyskusji między Rotmistrzem a uzbrojonym w srebrną szczękę Mitią. Szprota kazał sobie pokazać ambonę w lesie. Pilch zapewniał go, że siedzący na ambonie myśliwy będzie miał wrażenie, że patrzy z wysokości drugiego piętra na ulicę Marszałkowską. Różnica – wedle dyrektora – tylko na tym miała polegać, że na Marszałkowskiej snuje się tłum przechodniów, a na widocznym stąd torfowisku zaroi się od dzików.

Kiedy inspektor, zahowując nieprzeniknioną twarz, wysłał kierowcę „wołgi” do domu po strój myśliwski oraz broń, Pilch poczuł, że jest uratowany. Towarzysz Szprota, w szarym garniturze, z nadętym wyrazem twarzy, przestał się wydawać bezwzględnym wykonawcą wyroku śmierci cywilnej.

Pilch kazał poprawić szczebelki, wiodące na wierzch ambony. Całą noc czuwał, by nie przegapić pory, w której powinien udać się po myśliwego oraz jego trofea. Zajechał poobtłukiwaną „warszawą” leśnym duktem w tym momencie; kiedy samolot „gawron” przeleciał nad lasem i obniżywszy lot, wyrzucił spod skrzydeł biały obłok.

Huk silnika „gawrona” zagłuszył odgłos samochodu, i myśliwy, schodząc z ambony tyłem, ze zdziwieniem zauważył tuż obok siebie rozjaśnioną gorliwością twarz dyrektora Pilcha. W jednej ręce trzymał płaską butelkę koniaku; w drugiej zakrętkę, którą napełniał właśnie złocistym płynem.

– Darzbór – Pilch obnażył zęby w przypochlebnym uśmiechu i podsunął kapselek. Towarzysz Szprota spojrzał na niego jak prokurator na wielokrotnego oszusta.

– Pociski na grubą zwierzynę nie są raczej u pana potrzebne – przeniósł wzrok na oddalający się samolot. – A na ptactwo używa się śrutu.

Ta miażdżąca ironia spowodowała, że Pilch poczuł, jak krew w nim zamiera. Przełknął ślinę, trzymając wciąż w wyciągniętej ręce napełnioną koniakiem nakrętkę. Szprota poprawił na sobie skrzypiący świeżością pas z amunicją i odsunął na bok rękę Pilcha.

– Poczekam z tym na udane polowanie. Tylko jeśli wasza prawdomówność w innych sprawach odpowiada tej na temat dzików, to domyślacie się, jak będzie brzmiał mój protokół…

Stefan Szprota zarzucił dubeltówkę na ramię i omijając Pilcha, jakby bał się zarazić grypą, ruszył w stronę „warszawy”. Pilch kroczył za nim, wciąż niosąc kieliszek i bez przerwy gorliwie przekonując inspektora, że tu zawsze roiło się od dzików, że on był w stu procentach pewien, że szanowny towarzysz będzie miał co najmniej trzy na rozkładzie…

Szprota zatrzymał się, popatrzył na dyrektora, jakby już w tej chwili ogłaszał nieodwołalny wyrok, który zaważy na całej przyszłości rodu Pilchów.

– Zmarnowałem noc. Ale przyjechałem tu na dłużej – zabrzmiało to jak groźba. – Jeśli wasze obietnice znajdą pokrycie w faktach, to łatwiej mi będzie uwierzyć w inne wydarzenia, które podajecie za fakty…

Nie był dzieckiem. Zrozumiał, że wielki inkwizytor zostawił mu jeszcze cień szansy. Musiał się tylko wykazać. Ale w tej chwili miał przed sobą tylko plecy inspektora, który wciskał się do samochodu, zawadzając lufą dubeltówki o ramę drzwi. Pilch szybko uniósł nakrętkę do ust, przełknął koniak i zakręcając buteleczkę wyraził głośno zdziwienie, że chyba lotnik trasę zmylił, niepotrzebnie przelatywał nad lasem i przez to wypłoszył zwierzynę…

– Tu się u was dzieje wiele nieprzewidzianych rzeczy – towarzysz Szprota powiedział to jak człowiek, który bynajmniej nie przyjechał tu dla przyjemności polowania, ale by przywrócić światu równowagę opartą na naukowym, marksistowskim światopoglądzie.

Kiedy Pilch zajął miejsce za kierownicą „warszawy”, jego pasażer pochylił się i pociągnął nosem, jakby dyrektor był co najmniej okazem lilii.

– Aha, więc znowu za kierownicą po spożyciu alkoholu – powiedział z miną, która świadczyła, że ani na chwilę nie przestał pełnić swoich powinności.

– Zgadza się, dziabnąłem sobie – gorliwie przytaknął Pilch, gdyż w jego sytuacji posądzenie o alkoholizm mogło być deską ratunku.

„Warszawa” ruszyła leśnym duktem, a nad nią, niczym sęp nad padliną wykonał koło samolot „gawron”.

Najpierw rozległ się głuchy tętent końskich kopyt, a potem z białego tumanu, niczym z grudniowej śnieżycy, wyłonił się deresz, obsypany białym pyłem z samolotu. Kargul rozgarniał przed nosem mgłę. Kaźmierz, rozłożywszy szeroko ręce, cmokał na przestraszonego ogiera, wabiąc go ku sobie: „Cisia, cisia, nie boi sia; maleńki…”

Koń przeszedł z galopu w kłus i okrążył gospodarza. Kaźmierz nadal mówił do niego jak do wylęknionego dziecka, ale na widok wyłaniającego się znowu zza lasu jednopłatowca wykrzywił się w grymasie wściekłości:

– Ot, suczy syn cholerski – Kaźmierz patrzył na „gawrona”, jakby już brał go na muszkę karabinu maszynowego – Żeb' jemu skrzydła odpadły! Żeb' on w kapustę zarył sia! Lata i lata, jakby wojna trzydzieści lat temu nie skończywszy sia!

– Chemizację robi – stwierdza Kargul, jakby chciał pouczyć Pawlaka, że jego świadomość nie nadąża za postępem w dziedzinie rolnictwa.

– Przez niego kury przestali się nieść!

– Postęp kosztuje – Kargul objął wzrokiem zalaną zielenią ziemię. – Ale dzięki temu przedstawiciel postępu w osobie mechanizatora rolnictwa może naszej ziemi przyda sia.

– Ot, pomorek, jaki to on postępowy zrobiwszy sia. – Pawlak nałożył kantar ogierkowi i teraz uwiązywał go do palika za stodołą Na tym postępie, póki co, to ja stratny jestem. Kabany ze strachu z wagi spadli.

– Syp im więcej – doradził Kargul, wciąż rozglądając się w sadku za stodołą w poszukiwaniu Zenka.

– Żeb' ty na Aninym weselu miał tłuściejsze kiełbasy, co?

Znowu nadleciał samolot. Słysząc huk silnika, ogier Pawlaka szarpnął się do tyłu i wyrywając palik ruszył galopem w ślad za klaczą, jak ułański koń, który usłyszał trąbkę grającą sygnał „do ataku”. Pawlak patrzył na nadlatujący samolot wzrokiem, który powinien wypalić w jego skrzydłach pokaźne dziury.

– Aj, żeb' ja miał ten karabin, co na początek, jak my tu Polskę składali, to ja by go raz-dwa na ziemię spuścił jak dzikie kaczke!

– Całe szczęście, że to nie te czasy – Kargul z mniejszym entuzjazmem odniósł się do okresu, w którym Pawlak był uzbrojony w karabin, a granaty trzymał w kieszeni świątecznego ubrania. – Wtenczas nam ogniem przyszło perz trzebić, a teraz państwo z nami w koegzystencji.

Widząc wytrzeszczone zdumieniem oczy Pawlaka, wskazał gestem ich kartoflisko, które sąsiadowało z polami PGR-u. Właśnie na ich kartofle opadał teraz biały pył, który miał wytruć wszechobecną stonkę. Pawlak przekrzywił głowę, jakby podejrzewając, że to może oznaczać bezprawną próbę zawłaszczenia ich ziemi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nie ma mocnych»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nie ma mocnych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Gumulak - Pełnia
Andrzej Gumulak
Andrzej Mularczyk - Sami Swoi
Andrzej Mularczyk
Andrzej Mularczyk - Kochaj albo rzuć
Andrzej Mularczyk
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Sandra Mularczyk - Die nackte Wahrheit
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Mein Trauma und ich
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Eine bunte Regenbogen-Welt
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Autismus und Meltdown
Sandra Mularczyk
Отзывы о книге «Nie ma mocnych»

Обсуждение, отзывы о книге «Nie ma mocnych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x