Roman Jonasz - Byłem Księdzem

Здесь есть возможность читать онлайн «Roman Jonasz - Byłem Księdzem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Byłem Księdzem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Byłem Księdzem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najbardziej wstrząsająca, bardzo pouczająca i rozbijająca mity książka, w której były ksiądz-Roman Jonasz, na kanwie własnych przeżyć, opisuje prozę kapłańskiego życia- pełnego intryg, skandali, ludzkich słabości i upadków. Nie księża są tu jednak piętnowani, ale błędny system który ich deprawuje.

Byłem Księdzem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Byłem Księdzem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pracując wśród młodzieży zawodowej, której wszyscy katecheci boją się jak ognia, dotarło do mnie jasno – jak ogromną, wręcz historyczną misję do spełnienia ma tu Kościół i kapłani; kapłani, którzy nie zdają sobie na ogół sprawy jaka wielka odpowiedzialność na nich spoczywa. Uświadomiłem sobie, jak słabe w ogóle jest oddziaływanie wychowawcze księży. Dlaczego w kraju na wskroś katolickim, prawowiernym jest tyle chamstwa, złodziejstwa i zbrodni? Gdzie są owoce nauczania Kościoła?! Odpowiedź jest krótka i bolesna – nie ma ich, bo nie ma również świadectwa kapłanów. Kandydaci do kapłaństwa już w seminarium kształceni są bardziej na teoretyków i urzędników, aniżeli na świadków Chrystusa. Kiedy stykają się oni z realiami panującymi w terenie, kiedy poznają cynizm swoich przełożonych, którzy do reszty ściągają ich na ziemię, udowadniając im na wszelkie sposoby – że „Pan Bóg swoje, a życie swoje” – wtedy dopiero następuje przewartościowanie w nich samych i zaczynają krakać tak samo, jak reszta stada wron. Czy ja dzisiaj mam wstydzić się tego, iż odleciałem z tego stada, aby nie krakać jak wszyscy inni?!

Ktoś mógłby zapytać – dlaczego ja sam nie stałem się wówczas wzorem dla swoich wychowanków? Otóż, starałem się i mam nadzieję, iż byłem nim rzeczywiście! Mogę to bez przesady powiedzieć, bo wiem że oni sami to potwierdzą. Postanowiłem być ich starszym bratem, który doświadczył Boga w swoim życiu. W naszych rozmowach nie było tematów tabu (uczyłem klasy męskie, żeńskie i koedukacyjne). Widziałem, że moi młodzi przyjaciele byli mile zdziwieni moim szczerym i otwartym podejściem. Po raz pierwszy ksiądz traktował ich jak dorosłych, odpowiedzialnych, wartościowych ludzi, a nie jak bandę rozwydrzonych szczeniaków. Zwierzali mi się ze swoich najskrytszych problemów. Kiedy przyprowadzałem swoje klasy do Kościoła na spowiedzi – adwentowe i wielkopostne – choć w konfesjonałach było zawsze kilku księży, największe kolejki były u mnie. Chodziłem z moimi chłopcami i dziewczętami na wycieczki, podczas których prowadziliśmy nie kończące się rozmowy i dyskusje. Oglądaliśmy ich i moje ulubione filmy video i analizowaliśmy rozterki moralne bohaterów. Żyłem z nimi ich życiem, bo nie było też innej drogi, aby do nich dotrzeć i zdobyć ich dla Boga. Nie robiłem tego z premedytacją czy wyrachowaniem. Wierzę, iż wielu młodym ludziom w Aleksandrowie pomogłem przejść bezpiecznie przez trudny okres poszukiwania i odnaleźć właściwą drogę. Kilkanaście razy, na ich prośbę, interweniowałem w najróżniejszych konfliktach rodzinnych, a nawet sercowych. Jestem pewien, iż jedną z dziewcząt uratowałem od samookaleczenia, jeśli nie od śmierci samobójczej.

Zdobycie zaufania młodych ludzi nie przyszło mi wcale łatwo. Faktem jest, że była to młodzież sfrustrowana, często naznaczona piętnem nie najciekawszych środowisk rodzinnych. Jednostki wśród chłopców były wręcz kryminogenne (jeden z uczniów popełnił morderstwo na swoim koledze). Takie przypadki przekonywały mnie tylko i utwierdzały w walce o przyszłość moich wychowanków. Byłem szczęśliwy, że wielu z nich udało mi się zawrócić ze złej drogi, chociaż niejeden przy tym zalazł mi za skórę. W mniemaniu moim i innych nauczycieli ze szkoły – klasy które uczyłem (po 2 godz. tygodniowo) stały się lepsze, bardziej komunikatywne i spokojniejsze. Wielu moich uczniów i uczennic odwiedzało mnie w moim mieszkaniu na plebanii. Cieszyły mnie bardzo te sukcesy. Dziękowałem Bogu za każdą zagubioną owcę, którą udało mi się sprowadzić na nowo do Jego Owczarni. Moje osiągnięcia uważałem za szczególnie wartościowe, ponieważ udało mi się w moich uczniach, wychowanych na opowieściach i doświadczeniach związanych z prałatem – przezwyciężyć niechęć, a często nawet odrazę do stanu kapłańskiego w ogóle.

Niestety, przy końcu roku szkolnego właśnie ksiądz prałat wezwał mnie na rozmowę, w której zarzucił mi „wywołanie niezdrowego poruszenia wśród miejscowej młodzieży; odejście od programu nauczania oraz skupienie młodzieży wokół siebie, a nie przy Bogu”. Prałata ponadto raził widok młodych na plebanii, gdzie powinien być spokój i powaga (najwidoczniej czynsz pobierany obecnie od lokatorów na plebanii rekompensuje mu te niedogodności). Był przekonany, że któryś z moich podopiecznych zarysował mu kilka dni wcześniej jego mercedesa. „Ksiądz ma kurwa mać za mało pracy, postaram się wypełnić księdzu wolny czas!” – wykrzykiwał mi nad głową. Już wkrótce okazało się, iż nie były to słowa rzucane na wiatr.

Przez kilka ostatnich miesięcy spędzonych w Aleksandrowie byłem praktycznie wikariuszem na dwóch parafiach, z jedną pensją. Polemika z prałatem nie miała sensu – on wiedział wszystko najlepiej. Wzorem innych należało mu przytaknąć, skulić uszy i obiecać solennie poprawę. Ja powiedziałem tylko, że przemyślę to co mi powiedział. Rzeczywiście miałem zamiar to rozważyć. W końcu byłem kapłanem w Kościele hierarchicznym i choć wiedziałem, iż prałat się myli (a już na pewno nie przemawia przez niego Duch Święty), to jednak kolejna przeprowadzka nie bardzo mi się uśmiechała. Ten, kto sprzeciwił się prałatowi mógł tego samego dnia się pakować, choćby pracował w zupełnie innej parafii. Ten człowiek trząsł całą archidiecezją, a na przywitanie arcybiskupa mówił – „cześć Władek”. Poza tym, żywo w pamięci miałem ojca Świątka i jego przykazanie bezwzględnego posłuszeństwa. Jak mogłem mimo to odepchnąć od siebie młodzież, która mnie potrzebowała. Wszystkie swoje obowiązki wykonywałem bez zarzutu; czy miałem być jednak tylko urzędnikiem, kasjerem w kancelarii, technikiem od kultu? Co miały znaczyć słowa, tak często słyszane w seminarium o „spalaniu się kapłana dla Królestwa Bożego?”. Postanowiłem w jednej chwili, że się nie ugnę – nie zmarnuję życia dla zbierania pieniędzy i hodowania brzucha do kolan. Nie po to poświęciłem swoje młode życie, idąc do seminarium i rezygnując z takich wartości jak małżeństwo czy ojcostwo, aby w dalszej kolejności poświęcić swój ideał kapłaństwa.

Swoją posługę księdza traktowałem zawsze jako służbę Bogu i ludziom. Nie myślałem o żadnym męczeństwie albo wielkich umartwieniach, ale równie daleki byłem od uznania swojej funkcji kapłana – duszpasterza za intratną, ciepłą posadkę, wolną od ziemskich trosk i zmartwień. Z żalem i smutkiem patrzyłem na większość moich byłych kolegów z seminarium, którzy przenieśli do kapłaństwa podstawową klerycką zasadę – „nie wychylać się”. Może po prostu mam inny charakter. Nie potrafię bezkrytycznie godzić się ze złem i przechodzić do porządku dziennego nad jawną niesprawiedliwością. Wszak to sam Pan Jezus, mój Mistrz i Nauczyciel powiedział, iż lepiej być gorącym lub zimnym – byle nie letnim. Właśnie ta letniość, pogodzenie się z zastaną rzeczywistością – najbardziej mnie raziła u moich pobratymców.

Przerażała mnie perspektywa zostania klechą – dusigroszem, który „odbija” sobie brak żony i dzieci powiększaniem konta w banku. Zgodnie ze starym przysłowiem, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, wielu księży właśnie dla pieniędzy pogrzebało swoje ideały kapłaństwa, a nawet człowieczeństwa. Wiedziałem np. o powszechnej niemal praktyce skubania na lewo proboszczów przez wikariuszy. Najczęściej miało to miejsce w czasie kolędy, podczas której na boku można było dorobić sobie nawet kilka miesięcznych pensji. Było to dziecinnie łatwe – wystarczyło nie zapisywać niektórych większych kwot przy ofiarodawcach, a wpisać je dopiero później, np. w następnym domu, odpowiednio pomniejszone. Nieco większe ryzyko niosło ze sobą zaniżanie wpływów w kancelarii. Jeden z moich kolegów opowiadał mi, jak wpadł w ten sposób u swojego szefa. Otóż pewna gorliwa parafianka, po opłaceniu u niego pogrzebu; jeszcze tego samego dnia nie omieszkała zapytać proboszcza – „czy aby tyle wystarczy”?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Byłem Księdzem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Byłem Księdzem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Byłem Księdzem»

Обсуждение, отзывы о книге «Byłem Księdzem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x