Roman Jonasz - Byłem Księdzem

Здесь есть возможность читать онлайн «Roman Jonasz - Byłem Księdzem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Byłem Księdzem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Byłem Księdzem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najbardziej wstrząsająca, bardzo pouczająca i rozbijająca mity książka, w której były ksiądz-Roman Jonasz, na kanwie własnych przeżyć, opisuje prozę kapłańskiego życia- pełnego intryg, skandali, ludzkich słabości i upadków. Nie księża są tu jednak piętnowani, ale błędny system który ich deprawuje.

Byłem Księdzem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Byłem Księdzem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Aby zakończyć tę zbiorową – księżowską – charakterystykę, muszę powrócić jeszcze do człowieka, o którym mogę najwięcej powiedzieć, bo najlepiej go poznałem. Mój proboszcz, ks. Jarema Trunkowski był dość przystojnym rudym facetem o korzeniach, jak już mówiłem – góralskich. Miał tzw. „spóźnione powołanie” – przed wstąpieniem do seminarium pracował kilka lat po maturze. Uczelnię Łódzką skończył razem z moim znajomym z Łodzi-Retkinii, ks. Wiesiem. Ks. Trunkowski nie miał lotnego umysłu, ani inteligencji prałata, chociaż ciągle do niego aspirował. Miał za to gołębie, ludzkie serce dla swoich parafian. Od samego początku zdobył sobie ich wielką sympatię. Widać było, iż swoją pierwszą, własną parafię i jej mieszkańców traktował z wielkim oddaniem. Leżały mu na sercu zarówno potrzeby duchowe, jak i materialne nowej placówki duszpasterskiej. Do mnie odnosił się bardzo kulturalnie i poprawnie – wręcz przyjacielsko. Czasami tylko był nieco mrukliwy, a także nieszczery – lubił grać „na dwa fronty”, krytykować kogoś za plecami i roznosić plotki. Od niego dowiedziałem się co kto ma na koncie i na sumieniu. Po prostu lubił takie tematy. Poza tymi ludzkimi, a raczej babskimi przypadłościami, był to naprawdę dusza – człowiek; często nawet zbyt pobłażliwy. Wspomniałem o jego aspiracjach w stronę osoby prałata, ale miało to odniesienie tylko do płaszczyzny finansowej. Większość księży zazdrościła Bogackiemu interesów, ogromnych pieniędzy jakie posiadał, a w przypadku ks. Trunkowskiego było to o tyle uzasadnione, ponieważ miał on rzeczywiście ciągłe, niemałe wydatki związane z pracami przy kaplicy i przylegającej do niej plebanii – w trakcie budowy.

Według zwyczaju, główny ciężar finansowy – przy wyodrębnianiu się nowej parafii ze starej – spadał na tę macierzystą, ale w takich kwestiach nikt nawet nie marzył o pomocy prałata. Przyznam się, że byłem i będę zawsze pełen podziwu dla zapału i samozaparcia młodych proboszczów, takich jak Trunkowski czy Mikołajczyk – którzy budując nowe świątynie, oddawali dosłownie Kościołowi całe swoje siły i zdolności. Inną sprawą jest fakt, iż buduje się te obiekty zazwyczaj „bez głowy” i wyobraźni, ale to jest już wina biskupów. Wymownym tego przykładem jest Łódź, gdzie odległość między Kościołami można mierzyć w metrach, a są one takie olbrzymie, że pomieściłyby zarówno wierzących, jak i niewierzących parafian, łącznie z tymi, którzy leżą na cmentarzach. Jeszcze większą głupotą jest budowanie plebanii – bloków – niemożliwych do zagospodarowania i ogrzania. Budowy takich kolosów powierza się księżom, którzy często nie mają o tym zielonego pojęcia – przepłacają wykonawcom, marnują materiały itp.

Stąd mój podziw dla ks. Jaremy, który wziął na siebie odpowiedzialność architekta i budowlańca, a przy tym nie oszczędzał się jako duszpasterz. Być może właśnie tak duże obciążenie różnymi obowiązkami, w połączeniu z kapłańską samotnością doprowadziły go do ukrytego alkoholizmu. Tak, niestety i ten kapłan wpadł w szpony tego strasznego nałogu, który można nie bez przesady nazwać chorobą zawodową kleru. Regularnie każdego wieczoru mój proboszcz „zalewał sobie robaka”, najczęściej samotnie, a czasami w większym, zaufanym gronie. Mniej więcej pół godziny po wieczornej Mszy Św. zawsze ilekroć się widzieliśmy, czuć było od niego alkohol. Kilka razy widziałem go pijanego do nieprzytomności. Próbowałem delikatnie wpłynąć na niego, uświadomić mu, że się stacza (słyszałem, że świadomość tego jest podstawą zwalczenia nałogu) – niestety bezskutecznie. Najbardziej bolało mnie, kiedy widziałem, jak po pijanemu odprawia Mszę Świętą. Zdarzało mu się to po paru nocnych imprezach, które przeciągnęły się…do rannej Mszy, a także wówczas gdy nie wytrzymywał i wypił w ciągu dnia. Widziałem i czułem ból tego człowieka, topiącego swoją samotność, stresy i kapłańskie rozterki w butelce wódki. Z wielką życzliwością i troską myślę dziś o tym, jak ten człowiek pokieruje swoją przyszłością.

Tak więc po roku samotnego zamieszkania w rusieckiej wikariatce przyszło mi mieszkać na prawdziwej plebanii, wśród pięciu innych księży. Muszę powiedzieć, a wiem o tym z autopsji oraz z opowiadań kolegów, że takie zbiorowe plebanie rządzą się swoimi własnymi prawami. Poza ciągłym szpiegowaniem ze strony własnych proboszczów istnieje tam niepisany zwyczaj nie wchodzenia sobie w drogę i nie interesowania się sąsiadami. Uszanuję ten zwyczaj także teraz i nie będę wyliczał ile dziewczyn czy chłopców widziałem wychodzących – z których drzwi i o jakich godzinach. Uważam, że tego rodzaju kontakty są prywatną sprawą każdego człowieka o ile nie zdradza on np. współmałżonka i bynajmniej nigdy ich nie potępiałem.

Przechodząc do tematu swojej parafii zaznaczę na wstępie, iż ks. prałat Bogacki bardzo długo, bo kilkanaście lat, opierał się jej powstaniu. Pragnął w ten naturalny sposób uchronić się przed odpływem części pieniędzy do innych kieszeni. W końcu jednak uległ, pod naciskiem biskupów i opinii kleru, kiedy Aleksandrów stał się największą parafią w archidiecezji Sam wykroił najgorsze ochłapy ze swoich włości. W ten sposób nową parafię utworzyły dwa osiedla nowych bloków mieszkalnych. Prałat doskonale wiedział, że takie bloki zamieszkują na ogół młode małżeństwa – rzadko praktykujące i najmniej skore do utrzymywania Kościoła. Wiadomą rzeczą jest, iż w takich parafiach jest niewiele pogrzebów, ich mieszkańcy są już z reguły „po ślubie”, a liczyć można tylko na przyrost demograficzny i chrzty. Nie zdziwiło nas również (proboszcza i mnie), że prałat zarezerwował dla siebie kontrolę nad całym miejskim cmentarzem, na którym nam nie wolno było nawet czytać „wypominków” w Uroczystość Wszystkich Świętych. Cmentarze to jeden z najlepszych kapłańskich businessów. Jeśli zatem chodzi o nasze dochody – były one raczej mierne. Za to każdego dnia dziękowałem gorąco Bogu, że mam normalnego proboszcza i mogę żyć bez ciągłego poniżania i nerwów, w normalnych warunkach. Braki finansowe z tzw. akcydensu, na który składały się ofiary z pogrzebów, ślubów i chrztów – wyrównywały nam codzienne Msze Św. zamawiane przez grupę starszych parafian ściśle związanych ze swoim nowym Kościołem; szczęśliwych, że oderwali się od prałata. Trzeba również przyznać, iż ludzie uwzględniali w „tacy” fakt powstawania nowej placówki parafialnej. Wszakże wydatków z tym związanych było co niemiara – począwszy od materiałów budowlanych poprzez ławki, meble kancelaryjne, a skończywszy na szatach i precjozach liturgicznych. Kuria biskupia dysponująca bajońskimi funduszami na cele reprezentacyjne m.in. na podróże pięciu biskupów po całym świecie, nie kwapiła się z dotacjami dla nowych parafii, zwłaszcza, że akurat wtedy zakupiła od Kościoła Ewangelickiego świątynię w centrum Łodzi za milion dolarów. Sprawy finansowe były na szczęście problemem proboszczów. Ja miałem swoje własne obowiązki i zmartwienia.

Rozpocząłem pracę jako ksiądz – katecheta w Zespole Szkół Zawodowych. To nowe doświadczenie uświadomiło mi z jednej strony, jak znikomy procent młodzieży identyfikuje się z wartościami chrześcijańskimi – które głosi Kościół Katolicki – a z drugiej strony, jak bardzo młodzież łaknie tychże wartości. Ci młodzi ludzie z którymi pracowałem widzieli głęboki sens w prowadzeniu życia zgodnego z Ewangelią. Przekonywały ich nawet takie przesłania Nowego Testamentu jak: przebaczenie bez granic, miłość nieprzyjaciół czy ubóstwo. Szybko zrozumiałem jednak, że do tych młodych – gniewnych, ale jakże prostych i otwartych umysłów, nie docierała żadna teoria nie poparta praktyką i żywym świadectwem. Oni potrzebowali prawdziwych autorytetów, przewodników życiowych. Tylko ten, kto żył na co dzień zgodnie z tym co głosił – zasługiwał na ich akceptację i szacunek. Za kimś takim gotowi byli pójść do piekła. Czekali na kogoś takiego, ale… nikt się nie zjawiał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Byłem Księdzem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Byłem Księdzem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Byłem Księdzem»

Обсуждение, отзывы о книге «Byłem Księdzem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x