Roman Jonasz - Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy

Здесь есть возможность читать онлайн «Roman Jonasz - Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

"…Najbardziej wstrząsająca, bardzo pouczająca i rozbijająca mity książka, w której były ksiądz-Roman Jonasz, na kanwie własnych przeżyć, opisuje prozę kapłańskiego życia- pełnego intryg, skandali, ludzkich słabości i upadków. Nie księża są tu jednak piętnowani, ale błędny system który ich deprawuje…"

Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Im wszystkim dedykuję tę prawdziwą historię – opowieść o kobiecie i dwójce jej dzieci. W życiu tych trojga ludzi niewiele było wartkiej akcji i sensacji, a jeszcze mniej przygody czy beztroskiej komedii. Było za to i jest nadal wiele, zbyt wiele – czarnego dramatu.

Myślę, że nie znajdzie się nikt, kto po przeczytaniu tego rozdziału odczuje jakąkolwiek satysfakcję.

Zanim zacznę relacjonować fakty, nadmienię tylko, iż wszystkie zdarzenia oraz osoby opisywane przeze mnie w tym dramacie są prawdziwe i autentyczne pod każdym względem. Nie zmienione pozostają również nazwy miejscowości, ulice, nazwiska oraz tytuły hierarchów kościelnych i wszelkie dane osób postronnych. Jednym słowem cała opowieść posiada wszelkie znamiona dokumentu i jest nim w istocie, gdyż powstała po moich długich, wielogodzinnych rozmowach oraz nagraniach z Panią Grażyną i jej dziećmi. Widziałem także na własne oczy, a w niektórych wypadkach sprawdzałem autentyczność: listów, zdjęć, wyciągów bankowych oraz innych dokumentów, świadczących niezbicie o autentyczności całej historii. Dzięki temu mogę operować najdrobniejszymi faktami i cytatami. Najbardziej przekonali mnie jednak sami ludzie.

Pragnę wyrazić w tym miejscu głębokie uznanie i podziw dla głównych bohaterów i zarazem autorów opowieści – Pani Grażyny Karamara oraz jej córki Ewy i syna Rafała z Nysy w woj. opolskim. Dziękuję im za odwagę, ofiarność, a także niespotykane poświęcenie dla wielkiej sprawy odnowy Kościoła Katolickiego. Dla tego szczytnego celu tych troje (na własną prośbę!) poświęciło swoją prywatność, a być może dla wielu także dobre imię.

Przenieśmy się ponad 30 lat wstecz do małego, pięciotysięcznego miasteczka na Opolszczyźnie. Mieszkało tam z czwórką małych dzieci małżeństwo Karamara. Ojciec rodziny pracował w miejscowej fabryczce; matka opiekowała się dziećmi. Żyli wyjątkowo skromnie z niewielkiej pensji ojca; mieszkając w maleńkim, wynajętym mieszkaniu. Najstarszą z rodzeństwa była 9 – letnia Grażynka.

Zanim zajmiemy się losami dziewczynki, należałoby wspomnieć o pewnej przypadłości rodziny Karamara. Być może, wielu z Was rozpozna w postawie tych ludzi swoje własne poglądy i będzie identyfikowało się z ich zasadami, ale ja nie zawaham nazwać tego przypadłością, a nawet więcej – swoistym garbem naiwności. Myślę tu o bezkrytycznym i bezgranicznym uwielbieniu dla instytucji Kościoła Katolickiego; w szczególności zaś dla wszystkich bez wyjątku księży. Z pewnością wielu z Was, mając podobne obciążenie genetyczne (sam takowe posiadałem), nie doświadcza z tego tytułu żadnych zniewag czy też przykrości. Co więcej – gro Katolików ceni sobie bardzo takie, a nie inne podejście do Kościoła i kapłanów; po prostu dobrze im z tym.

Tak było również z tatą i mamą Karamara. Dla nich, a z czasem również dla ich dzieci, nie istniało życie poza Kościołem albo na jego peryferiach. Świątynię nawiedzali niemal codziennie; zwłaszcza matka, która dosłownie w niej „przesiadywała”. Dzieci już od lat niemowlęcych były „wciągane” w ten bałwochwalczy kult: Mszy, nabożeństw, świętych obrazów, adoracji, procesji, śpiewów, modlitw itp. Wszelkie spotkania z kapłanami miały posmak osobliwych misteriów; były niejako przedłużeniem tych tajemniczych obrzędów, jakie nadludzie ci sprawowali wokół ołtarzy. Księża byli dla Karamarów święci, nieomylni, doskonali pod każdym względem. Księży w ich domu traktowano jak aniołów; ubóstwiano i całowano po ręcach jak samego Chrystusa. Rodzice zapraszali duchownych w swoje skromne progi przy każdej okazji, a ci skwapliwie (przy najwyższym zachwycie domowników) „niszczyli” domowe zapasy wielodzietnej rodziny.

Można śmiało powiedzieć, iż te kontakty z parafią i kapłanami nadawały całej rodzinie sens życia, nobilitowały do „wyższych sfer” i były chyba jedynym ukojeniem w ich niełatwej egzystencji. Jak już wspomniałem, wszystko byłoby w porządku, jak w przypadku tysięcy podobnych rodzin, a jawne przegięcia kultowe Karamarów wyszłyby im tylko na zdrowie – gdyby nie fatum. Podobno jednak nic nie dzieje się bez przyczyny, zaś w tym przypadku powodów fatum trzeba doszukiwać się w zupełnym zaślepieniu oraz irracjonalnym, bezkrytycznym podejściu do systemu, w którym zakamuflowane były dla takich jak Karamarowie – fałsz, próżność, hipokryzja i obłuda; uwydatnione zaś – wyimaginowany monopol na prawdę, świętość, niewinność oraz nieskalany ład i porządek. Oszukani ludzie żyli więc w nieświadomości i hołdowali błędnym przekonaniom; aż w końcu cały ich „romans” z pruderią Kościoła wydał nader cierpkie owoce. Już wkrótce za to wszystko odpokutować miała najstarsza z trzech sióstr – 9 – letnia Grażynka.

Dziewczynka była grzeczna i niezwykle posłuszna; zresztą to posłuszeństwo dość często było egzekwowane przez rodziców solidnym laniem, jak przystało na prawowierną rodzinę katolicką. Grażynki na prawdę nie trzeba było bić. Pokorę i uległość „wyssała” już chyba wraz z mlekiem matki. Była poważna i bardzo odpowiedzialna jak na swój wiek, co często można zaobserwować u najstarszych dzieci, zwłaszcza w większych gromadkach, gdzie starsze opiekują się młodszymi – „matkują” im i „ojcują”. U Grażynki wyjątkowo wczesna dojrzałość duchowa i emocjonalna szła w parze z niezwykle wczesnym dojrzewaniem fizycznym. Była po prostu nad wiek wybujałe rozwinięta – miała jędrne, wyrośnięte ciałko; śliczną buzię i czarne jak u cyganeczki włoski.

Grażynka uwielbiała wizyty w kościele. Był on dla niej oazą ciszy, spokoju i wytchnienia po utarczkach z młodszym rodzeństwem, a zwłaszcza bardzo wybuchowym i apodyktycznym ojcem. Sama świątynia napawała lekiem, a jednocześnie oczarowywała przepychem i tajemniczością. Jej ogrom – wysokość, przestrzeń – oszałamiał małe dziecko, wychowywane w jednym pokoiku z trojgiem rodzeństwa. Chodzenie na Msze, nabożeństwa i wszelkie możliwe uroczystości, mimo iż narzucone przez rodziców (a może właśnie dlatego) było czymś tak oczywistym, jak jedzenie chleba albo odrabianie lekcji. Była to jednocześnie jedna z niewielu radości dorastającej dziewczynki, której w dodatku nigdy nie odmawiali rodzice. Grażynka od najmłodszych lat należała do przyparafialnej grupki „berbeciów” pod nazwą „Dzieci Maryi” – sypała kwiatki na procesjach, śpiewała w chórku, mówiła wierszyki na imieniny i rocznice święceń proboszcza itp. Małe aniołki były faworyzowane przez dwóch duchownych pracujących w parafii, a zwłaszcza przez młodszego – wikariusza, księdza Zenona, który patronował gromadce „Dzieci”; poza tym przygotowywał 9 – cio łatki do I Komunii Świętej. Grażynka wyróżniała się w tej grupie nie tylko wzrostem (była najbardziej wyrośnięta), ale także pilnością w nauce katechizmu oraz pięknym głosikiem.

W tym właśnie miejscu zaczyna się pierwszy akt dramatu dziewczynki, dziś ponad czterdziestoletniej kobiety. Ksiądz wikariusz bardzo upodobał sobie grzeczne i śliczne dziecko, które na dodatek robiło wrażenie wyjątkowo pokornego, wręcz bezwolnego – zwłaszcza w obecności księdza. Brało się to stąd, iż Grażynka patrzyła w każdego kapłana niczym w święty obrazek na ścianie; tak wychowali ją rodzice. Wikary nie mógł się oprzeć pokusie – podczas katechezy brał ją często na kolana, głaskał po główce i gołych nóżkach. Prawdopodobnie wybrał ją, gdyż była najlepiej zbudowana jak na swój wiek i chciał sprawdzić jak rozwija się młoda dziewczynka. Już wówczas, w salce katechetycznej, ręka wikarego gładziła okolice jej intymnych miejsc tak, aby nie zauważyły tego inne dzieci. Tak było do I Komunii Świętej, którą Grażynka przeżyła niezwykle głęboko; jednak spotkania przy kościele i zajęcia na katechezie trwały nadal.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy»

Обсуждение, отзывы о книге «Byłem Księdzem II. Owce Ofiarami Pasterzy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x