W następnym tygodniu, zgodnie z obietnicą właściciela kawiarni, oczekiwał mnie radziecki żołnierz. Jego twarz przypominała naczynie, które się rozpadło na garncarskim kole. Odmroził sobie nos i uszy, owinął bandażem pozostałe po nich otwory, chroniąc je w ten sposób przed kurzem. Powietrze świszczało mu w gardle, a ja podkurczyłam palce u stóp, żeby nie wzdragać się na widok flegmy, którą pluł na stół za każdym razem, gdy się odzywał.
– Niech cię nie zaniepokoi mój wygląd – odezwał się. – I tak mam szczęście w porównaniu z innymi. Zdołałem uciec do Chin.
Żołnierz powiedział mi, że trafił do niemieckiego obozu dla jeńców. Po wojnie, zamiast powitać rodaków w ojczyźnie, Stalin rozkazał przetransportować wszystkich byłych jeńców do obozów pracy. Wrzucono ich do pociągów oraz na statki pełne szczurów i wszy, i zesłano na Syberię. Stalina przerażała myśl, że powiedzą innym, iż nawet w zrujnowanych Niemczech ludziom żyje się lepiej niż Rosjanom w Związku Radzieckim. Żołnierz uciekł, korzystając z tego, że statek z jeńcami utknął na mieliźnie.
– Kiedy to się stało – powiedział – zrozumiałem, że świat stoi przede mną otworem i uciekłem po lodzie. Czułem żar ognia i słyszałem za sobą krzyki. Strażnicy zaczęli strzelać. Obok mnie padali ludzie, mieli otwarte usta i wybałuszone oczy. Spodziewałem się, że i ja poczuję przeszywający ból od kuli, jednak cały czas biegłem w białą pustkę. Wkrótce słyszałem już tylko wycie wiatru i pojąłem, że moim przeznaczeniem było ocaleć.
Nie odwróciłam się od żołnierza ani mu nie przerywałam, kiedy, za gorącą herbatę i czarny chleb, opisywał mi spalone wioski, głód i zbrodnie, fingowane procesy i masowe zsyłki na mroźną Syberię, gdzie ludzie padali jak muchy. Jego opowieści przerażały mnie do tego stopnia, że serce biło mi szybciej i oblewałam się potem.
Wciąż jednak chłonęłam słowa żołnierza, bo wiedziałam, że przybywa z nowej Rosji. Mateczki Rosji.
– Są dwie możliwości – oznajmił, maczając chleb w herbacie i łapiąc za krawędź stołu z bólu, jaki sprawiało mu przełykanie.
– Kiedy twoja matka dotarła do Rosji, mogli już machnąć ręką na to, że jest wdową po pułkowniku białej gwardii, umieścić ją w fabryce jako tanią siłę roboczą i pokazywać jako przykład zreformowanego umysłu. Mogli też wysłać ją do gułagu. W takim wypadku, jeśli nie jest wyjątkowo silną kobietą, już nie żyje.
Gdy żołnierz zjadł, powieki zaczęły mu opadać i w końcu zasnął, składając okaleczoną głowę na ramionach jak umierający ptak.
Wyszłam z kawiarni. Choć trwało lato, ostry wiatr smagał mnie po twarzy i nogach, aż drżałam z zimna. Biegłam po alejkach i szczękałam zębami, zbierało mi się na płacz. Słowa żołnierza kładły mi się ciężarem na piersi. Oczami duszy widziałam matkę, wychudzoną i głodującą w więziennej celi albo leżącą z twarzą w śniegu. Nie mieściło mi się w głowie, że tak okrutny los mógłby spotkać kogoś, kto był częścią mnie, a jednak nie miałam pojęcia, co się z nią stało. Z ojcem przynajmniej się pożegnałam, ucałowałam jego zimny policzek. Z matką nie było żadnego pożegnania, żadnego zakończenia. Pozostała mi jedynie tęsknota, od której nie potrafiłam się uwolnić.
Chciałam, żeby to wszystko się skończyło, pragnęłam położyć kres dręczącym mnie smutkom, znaleźć ukojenie. Starałam się skupić uwagę na przyjemnych myślach, ale słyszałam jedynie słowa żołnierza i widziałam jego okaleczoną twarz. „Jeśli nie jest wyjątkowo silną kobietą, już nie żyje”.
– Mamo! – wykrzyknęłam, zakrywając twarz rękami.
Nagle wyrosła przede mną stara kobieta w naszywanym paciorkami szalu. Cofnęłam się, zaniepokojona.
– Kogo szukasz? – Chwyciła mnie za łokieć dłonią o połamanych paznokciach.
Wyrwałam rękę, ale kobieta szła za mną i przyglądała mi się czarnymi jak węgiel oczami. Czerwona szminka na jej wąskich wargach wyglądała jak rana, a zmarszczki na czole były pełne pudru.
– Szukasz kogoś, prawda? – zapytała z akcentem, który brzmiał jak rosyjski, ale nie byłam tego całkiem pewna. – Przynieś mi coś, co należało do niej, a zdradzę ci jej losy. Odsunęłam się od kobiety i pobiegłam ulicą. Szanghaj był pełen oszustów i złodziei żerujących na rozpaczy innych. Jednak z powodu słów, które wykrzyknęła za mną, zabrakło mi tchu w piersiach: – Jeśli coś zostawiła, wróci po ciebie!
Gdy dotarłam do domu, bolały mnie ręce i szyja, wstrząsały mną lodowate dreszcze. Zhun – ying, nazywana przez wszystkich Starą Służącą, i Mei Lin były w pralni blisko kwater służby. Pralnią nazywano podwyższoną platformę z dachem i chybotliwymi ścianami, które usuwano latem. Stara Służąca przy pomocy Mei Lin wyżymała ręczniki. Woda zbierała się na trawie w kałużach wokół ich stóp. Mei Lin coś nuciła, a zazwyczaj burkliwa Stara Służąca nie przestawała się śmiać. Kiedy stanęłam na schodku i chwyciłam za rączkę jednego z kotłów, żeby złapać równowagę, na twarzy dziewczynki pojawił się zatroskany grymas.
– Proszę, powtórz Siergiejowi, że dziś nie przyjdę na kolację – powiedziałam. – Jestem przeziębiona i muszę się położyć.
Mei Lin skinęła głową, ale Stara Służąca obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem.
Rzuciłam się na łóżko, a złociste ściany pokoju otoczyły mnie niczym tarcza ochronna. Przed domem śmiech Mei Lin unosił się w letnim powietrzu, z oddali dobiegały hałasy ulicy. Zakryłam oczy ręką, udręczona swoją samotnością. Nie mogłam rozmawiać z Siergiejem o matce, omijał ten temat, nagle przerywał rozmowę, przypominając sobie jakieś ważne zajęcie albo zwracając uwagę na drobiazg, który w innej sytuacji by zignorował. Jego błądzący w dali wzrok zawsze zniechęcał mnie do pogawędki o niej. Wiedziałam, że zachowanie Siergieja wynika z cierpienia po stracie pierwszej żony. Powiedział kiedyś, że takie rozpamiętywanie może utrzymać matkę przy życiu w mojej wyobraźni, ale w końcu wpędzi mnie w szaleństwo.
Zerknęłam na matrioszki na toaletce i pomyślałam o jasnowidzącej. „Jeśli coś zostawiła, wróci po ciebie”. Zsunęłam się z łóżka i otworzyłam szufladę, wyciągając aksamitne pudełeczko, które Siergiej podarował mi na nefrytowy naszyjnik. Nie miałam go na sobie od trzynastych urodzin. Był to święty przedmiot, który kładłam na łóżku, gdy tylko poczułam się samotna. Zielone kamienie przypominały mi, jak wspaniałomyślnie zachowała się matka, ofiarowując mi go w prezencie. Z zaciśniętymi powiekami usiłowałam wyobrazić sobie, jak ojcu w młodości szybko biło serce, kiedy szedł z ukrytym w marynarce naszyjnikiem, by podarować go matce. Otworzyłam pudełko i wyjęłam klejnot. Kamienie zdawały się wibrować miłością. Matrioszki należały do mnie, jednak naszyjnik nadal stanowił własność matki, chociaż mi go podarowała.
Już zlekceważyłam jasnowidzącą jako oszustkę, szarlatankę, której podaruję monetę za to, żeby powiedziała mi coś, co pragnęłam usłyszeć. „Reżim w Rosji się skończy, a twoja matka przyjedzie po ciebie do Szanghaju”. Albo, jeśli była oszustką z wyobraźnią, mogła wymyślić jakąś historyjkę na pocieszenie. „Twoja matka wyjdzie za łagodnego myśliwego i będzie żyła długo i szczęśliwie nad srebrnym jeziorem. Zawsze będzie myślała o tobie z czułością. Ty wyjdziesz za bogatego, przystojnego mężczyznę i urodzisz mnóstwo dzieci”.
Zawinęłam naszyjnik w chustkę i ukryłam w kieszeni. Pogodziłam się z tym, że kobieta może być kłamczuchą. Po prostu chciałam z kimś porozmawiać o matce, usłyszeć coś, dzięki czemu przestanę myśleć o strasznych opowieściach żołnierza. Kiedy jednak wymknęłam się z domu i szłam przez ogród, wiedziałam w głębi duszy, że liczę na więcej. Miałam nadzieję, że wróżka zdoła mi powiedzieć, jaki los naprawdę spotkał moją matkę.
Читать дальше