Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy

Здесь есть возможность читать онлайн «Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

C.K. Dezerterzy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «C.K. Dezerterzy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełna dramatyzmu opowieść o losach żołnierzy wcielonych przymusowo do armii austriackiej w latach pierwszej wojny światowej oparta jest na osobistych przeżyciach autora. Po raz pierwszy opublikowana w 1937 roku, przeżywa obecnie prawdziwy renesans popularności, wywołany zapewne filmem, który cieszył się niemałą frekwencją.
Pięciu dezerterów z c.k. armii, którym przewodzi Polak, przez dłuższy czas wymyka się obławom, stosując przeróżne fortele, aby zachować życie. Pod warstwą anegdotyczną kryją się głębsze problemy moralne, tak więc powieść Sejdy odznacza się walorami nie tylko historyczno-poznawczymi.

C.K. Dezerterzy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «C.K. Dezerterzy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dinstfirender stanął na baczność i nachylił się do oberlejtnanta.

– Pozwolę sobie zameldować, że pan oberlejtnant jest w błędzie. Wszyscy jesteśmy Austriakami.

– Nie?… rzeczywiście? – zdziwił się oficer kręcąc głową.

– Rzeczywiście, panie oberlejtnant…

– Pierwsza grupa, to kto?

– Niemcy…

– Dalej.

– Dalej Czesi… potem Chorwaci, Słowacy, Słoweńcy…

– A Austriacy gdzie są?

– Pan oberlejtnant kazał ustawić grupami według narodowości, ale oni wszyscy są Austriakami. W naszej kompanii, panie oberlejtnant, mamy wszystkie narody… cały… cały globus…

– Ślicznie pan to określił – z uznaniem rzekł oberlejtnant – cały globus… hm…

Z szeregów dały się słyszeć krótkie, nerwowe parsknięcia, maskowane kaszlem.

– Niech pan rozkaże swemu globusowi zaśpiewać hymn. Dinstfirender wzruszył ramionami.

– Śpiewać hymn, kompania!

Oberlejtnant powstał i usiłował zachować sztywną postawę. Żołnierze zaczęli chrząkać.

– Śpiewać! – powtórzył feldfebel.

Od miejsca, gdzie stali na prawym skrzydle podoficerowie i frajtrzy, odezwało się trzykrotne głośne chrząknięcie i kaszel. Feldfebel widocznie się zdenerwował.

– Kompania ma śpiewać hymn! – powtórzył jak mógł najgroźniej.

Kapral Ulmbach, jeden z gorliwszych podoficerów, rwącym się i nieśmiałym głosem rozpoczął:

– Gooott eeerhaaalteee, Gott beeeschüüützeee!… (Boże wspieraj, Boże osłoń!…)

Kompania jednak milczała i kapral spostrzegłszy, że produkuje się solo, urwał, obejrzał się pytająco na kompanię i dinstfirendera, po czym umilkł zdetonowany i pochrząkiwał.

– Śpiewać wszyscy! – wrzasnął purpurowy na twarzy dinstfirender.

Żołnierze “nabrali wody do ust”, milczenie stało się ponure i ciężkie.

Oberlejtnant otworzył oczy i wpatrzył się w dinstfirendera ze zmarszczonymi brwiami.

– Dlaczego pan bezprawnie skrócił hymn, feldfeblu? To, co słyszałem, jest początkiem… a gdzie koniec? Zginął, powie pan prawdopodobnie… a ja panu nie wierzę, jak zwykle panie feldfeblu. Na jakiej zasadzie hymn jest zredukowany? Co?

– Ależ panie oberlejtnant, melduję posłusznie, że…

– Milczeć! – ryknął nagle oberlejtnant, aż dinstfirender przysiadł. – Pan zawsze melduje posłusznie “że”… co “że”? Fedfebel milczał wystraszony.

– Stwierdzam, że hymn jest za krótki, feldfeblu, i czynię pana odpowiedzialnym za to – twardo przemówił oberlejtnant. – Został skrócony w kompanii, wbrew wszelkim przepisom! Postaram się pana wysłać na front, gdzie pana nauczą śpiewać jak należy… do końca. Hymn państwowy, to nie chy-chy, feldfeblu.

Oberlejtnant powiódł oczami po kompanii, ziewnął i odszedł. Nieszczęsny feldfebel zaczął spacerować przed frontem kompanii jak naładowana mina, która wybucha w nieregularnych odstępach.

– Dlaczego nie śpiewaliście, co?

– Ja nie umiem – pośpieszył jakiś głos z wyjaśnieniem.

– Dlaczego nie umiecie? Ach, wy dranie! Wezmę ja się za was inaczej.

– Panie feldfebel, melduję posłusznie, że oni rzeczywiście nie umieją – zameldował Kania z szeregu – nie znają wszyscy niemieckiego…

– Nie umieją? Nie znają? Ja was nauczę hymnu, że będziecie go śpiewali przez sen, wy bydlęta międzynarodowe! Ze łzami w oczach będziecie go śpiewali, wy politycznie podejrzane świnie! Mam już dosyć przez was nieprzyjemności i nie myślę ciągle cierpieć za nie popełnione winy. Dlaczego Niemcy nie śpiewali? Zapomnieli języka ojczystego? He? Ja was tak nauczę, że będziecie śpiewali hymn po chińsku, szelmy jedne! Po murzyńsku będziecie wyśpiewywać! Dosyć tej łagodności!

Dinstfirender sapał z irytacji.

– Kapral Ulmbach!

– Hier!

– Od jutra będziecie przez godzinę uczyli kompanię hymnu!

– Befehl!

Feldfebel ogarnął piorunującym spojrzeniem kompanię i wyszedł.

HYMN LUDÓW

Nauka hymnu szła kapralowi Ulmbachowi jak po grudzie, co było wynikiem poufnej konferencji, jaką przed lekcją miał w kompanii Kania z kilkoma przyjaciółmi.

Przeczytał wyraźnie i powoli cały dostarczony mu z kancelarii tekst, zaśpiewał sam od początku do końca, po czym zaczął uczyć kompanię pierwszej zwrotki. Żołnierze w skupieniu wysłuchali recytacji, śpiew pana kaprala nagrodziło nawet kilka oklasków, ale z powtarzaniem poszło od razu źle i Ulmbach doszedł do wniosku, że najcięższym zadaniem w wojsku, a szczególnie w tej kompanii, jest nauczenie hymnu.

– Uważam, panie kapralu – zauważył Mladecek – że należałoby każdemu przetłumaczyć hymn na jego język ojczysty. Kiedy słowa są zrozumiałe, łatwiej jest spamiętać.

– Nie wtrącajcie się w nie swoje sprawy! Ulmbach podniósł dłoń do góry.

– Na drei zaczynacie wszyscy jednocześnie. Uwaga… eins, zwei, drei!

– Gooott eeerhaaalteee, Gott beschüüützeeeee…

– Halt! Dlaczego tak przeciągacie, kanalie? Przecież podałem wam melodię… Jeszcze raz od początku!

– Gooott eeeeerhalteeeee…

– Panie kapral! – wrzasnął nagle Ivanović, jakby go ze skóry obdzierali. Ulmbach opuścił rękę i śpiew ustał.

– Co się stało, dlaczego przerywacie?

– Panie kapral – zaczął mówić Ivanović z niewinną miną – chciałem posłusznie zameldować, że trzeba będzie ustawić głosami, osobno basy, osobno tenory, osobno alty, osobno…

– No nie…

Kapral wymówił to takim tonem, że nie wiadomo było, czy to jest pytanie, czy twierdzenie.

– U nas, w chórze kościelnym… – ciągnął dalej niezmieszany Ivanović, ale nie skończył.

– Ja was zgnoję, wy świnio! – wrzasnął kapral. – Dlaczego przerywacie. Kto ma uczyć, ja czy wy?

– Melduję posłusznie, że chciałem dać dobrą radę, bo ja się na tym znam. Byłem przez kilka lat członkiem takiego chóru, to wiem. Zawsze ustawia się głosami: osobno basy, osobno tenory, osobno alty, osobno…

– Jak ja was ustawię osobno, to będziecie śpiewali psim głosem… wy świnio!

– To wtedy wyjdzie g…, a nie hymn – zauważył jakiś głos.

– Milczeć! – wrzasnął Ulmbach. – Zaczynamy jeszcze raz od początku. I nie radzę nikomu więcej przerywać!

Żołnierze nie szczędzili tym razem płuc. Kapral spocił się.

– Chyba śpiewaliście już coś kiedyś, bodaj w dzieciństwie, wy nędzne śmierdziele! Dlaczego beczycie, jak te barany przed zarżnięciem? I dlaczego się wyrywacie? Gdzie wam tak pilno?

– Chcemy się prędzej nauczyć, żeby panu zaoszczędzić fatygi, panie kapral – uprzejmie rzekł Kania. Ulmbach popatrzył na niego zezem.

– Żebym ja wam czegoś nie ułatwił, frajtrze!… Zaczął jeszcze raz od początku i tym razem okazało się znowu co innego…

– No przecież mnie diabli wezmą przy was! – krzyczał ochrypnięty kapral. – Nie możecie zacząć razem?

– Uważam, panie kapral, że przydałaby się panu batuta – zauważył Holjan – taki krótki kijaszek, jaki mają kapelmistrze w orkiestrze. Wszyscy patrzą na pałeczkę i w takt śpiewają. Bez podania taktu nigdy z tego nic nie będzie.

Kapral Ulmbach najeżył się i otworzył usta do wygłoszenia jakiejś miłej recytacji żargonem koszarowym, ale widać wpadła mu rozsądna myśl do głowy, bo machnął ręką i zaczął mówić powoli, patrząc na stół:

– Słyszeliście rozkaz pana dinstfirendera. Mam was nauczyć hymnu, ludzie. Więc uczę. Hymn bezwzględnie musicie umieć, choćbyście wymyślali nie wiadomo jakie przeszkody. Rozkaz jest wyraźny: kompania ma umieć. Więc będziecie hymn umieli, choćbyście ogłuchli i oniemieli.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «C.K. Dezerterzy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «C.K. Dezerterzy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «C.K. Dezerterzy»

Обсуждение, отзывы о книге «C.K. Dezerterzy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x