Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy

Здесь есть возможность читать онлайн «Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

C.K. Dezerterzy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «C.K. Dezerterzy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełna dramatyzmu opowieść o losach żołnierzy wcielonych przymusowo do armii austriackiej w latach pierwszej wojny światowej oparta jest na osobistych przeżyciach autora. Po raz pierwszy opublikowana w 1937 roku, przeżywa obecnie prawdziwy renesans popularności, wywołany zapewne filmem, który cieszył się niemałą frekwencją.
Pięciu dezerterów z c.k. armii, którym przewodzi Polak, przez dłuższy czas wymyka się obławom, stosując przeróżne fortele, aby zachować życie. Pod warstwą anegdotyczną kryją się głębsze problemy moralne, tak więc powieść Sejdy odznacza się walorami nie tylko historyczno-poznawczymi.

C.K. Dezerterzy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «C.K. Dezerterzy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Panie dinstfirender – wydarł się Ulmbach. – Ja nie zwariowałem, to Kania zwariował.

Kilka dłoni jednocześnie spadło na twarz kaprala i zamknęło mu usta.

– Zwariował na amen, panie feldfebel – powtórzył z cicha Slavik – zdaje się, że się pieni. Gotów jeszcze ataku furii dostać i nie damy sobie z nim rady…

– Odprowadźcie go i powiedzcie Koperce, żeby go owinął kocem i związał sznurem!

– Rozkaz!

Slavik wraz z kilkoma usłużnymi żołnierzami prawie wyniósł opierającego się kaprala z sali.

Sanitariusz kompanijny krzątał się przy Kani, jakby miał do czynienia z konającym.

– Tylko mi, bracie, gębę owiń sumiennie – pouczał go szeptem Kania.

– Nie martw się… będziesz tak wyglądał, jakby cię granat wyrżnął w ucho… ale radziłbym ci jeszcze dać sobie zajodynować. Mogą ci kazać odwinąć bandaże i zobaczą wąziutką szramę… albo może zalapisować…

– Dziękuję, żeby mnie piekło! Smaruj jodyną. Dinstfirender stanął nad siennikiem.

– Oprzytomniał już?

– Już… ale krwi z niego utoczył jak z wieprza – odpowiedział sanitariusz. – Ma przecięty policzek na durch… zęby przez tę szparę widać.

Głowa Kani była podobna do ogromnej białej kuli.

– Jak się czujecie, frajtrze? – zapytał dinstfirender.

– Boli mnie – słabym głosem odpowiedział Kania – szczęście, że mu nóż wyrwali.

Dinstfirender oddał frajtra pod opiekę kilku najbliżej śpiącym koło niego żołnierzom i odszedł do kancelarii, gdzie zaczął pisać szczegółowy raport o zajściu, przy czym spocił się i Haber, który musiał spisywać zeznania naocznych świadków, bez zająknienia potwierdzających w całej rozciągłości relację Slavika.

“Nie ulega wątpliwości – pisał feldfebel, któremu się z tego wszystkiego mąciło w głowie – że wymieniony wyżej kapral dostał pomieszania zmysłów i w ataku furii zranił frajtra nożem.”

Po kolacji obandażowany Kania rżnął w karty przy stole w takim błogostanie, jakby wygrał los na loterii.

– Będzie sobie teraz pan kapral śpiewał “Gott erhalte…” – odezwał się Ivanović – przyda się…

– Ciekawe, co z nim jutro zrobi kapitan – zastanowił się ktoś – czy odeśle go do Pesztu, czy na miejscu odda do szpitala?

– Tutaj potrzymają go ze dwa tygodnie – odrzekł Kania – a dopiero potem wyślą go na oddział psychiatryczny w szpitalu peszteńskim. A tam go wykończą bez bólu. Postawią przed obrazem osła i zapytają: – A może nam powiecie, łaskawy przyjacielu, co ta ilustracja przedstawia. – Wtedy powie, że osła. – Wówczas popatrzy na niego jeden z drugim, pogadają z sobą po cichu i znowu spytają. – Czy nie jesteście w błędzie, dobry człowieku? Może to jest zebra albo wielbłąd? – On znowu odpowie, że to jest osioł. – Poszeptają sobie i jeszcze raz grzecznie zapytają: – Czy możecie z całą stanowczością twierdzić, że to nic innego, tylko osioł? – Będą go tak pytali z dziesięć razy. Wtedy się zniecierpliwi i wyrżnie którego z wysokiej komisji w mordę. Od tej chwili będą w domu: “Zwiększona pobudliwość, brak opanowania odruchów, zmienność nastrojów, nie uzasadnione zmiany w układzie psychicznym z patologicznym wypaczeniem…” – zapomniałem już dokładnie, ale coś w tym guście. Potem odeślą go do pojedynki i będą leczyli hydropatią. Kania przerwał i zapalił papierosa.

– Kiedym po raz pierwszy zwiał z frontu serbskiego, chciałem zadekować się przez kilka miesięcy w jakim szpitalu i zacząłem robić wariata. W Zagrzebiu urządzałem grandy na ulicy i razu pewnego rozebrałem się przed komendą garnizonu w biały dzień i wlazłem do takiego basenu z trytonami. Żandarmom powiedziałem, że chcę się wykąpać. Wzięli mnie od razu do miejscowego szpitala. Następnego dnia odesłali mnie do szpitala w Budapeszcie. Wzięli mnie w kaftanie i całą drogę szczekałem. Tłumaczyłem, że jestem pies meldunkowy “Lux Drugi” i kazałem się nazywać Lux i gwizdać na siebie. Sanitariusze mieli przez całą drogę dużo kłopotu ze mną i rano byli zgrzani jak po łaźni. W szpitalu położyli mnie w izbie przyjęć oddziału psychiatrycznego między innymi przywiezionymi w kaftanach wariatami i sami poszli. Leżeliśmy sobie jak niemowlęta i czekaliśmy na lekarzy, bo to było za wcześnie i nikogo jeszcze nie było. Poszczekiwałem sobie dla wprawy, kiedy mówi do mnie jeden brodaty Dalmatyniec tak: “Zamknij gębę i nie szczekaj! Już tu jest jeden pies meldunkowy i możesz trafić do kryminału. Innym zaszkodzisz, a sam nic z tego nie będziesz miał” Nie wiedziałem, czy to wariat, czy nie, i udawałem, że nie rozumiem, co do mnie mówi. Szczekam sobie dalej. Znowu zaczyna mi tłumaczyć: “Radzę ci jak rodzonemu bratu, bo nic z tego nie będzie, drugi raz już tu jestem i znam stosunki. Dwa psy meldunkowe jednego dnia to za dużo i larwie się cała kombinacja.” Rzeczywiście, słyszę za chwilę skomlenie. Ruszyć się nie mogę, bo jestem związany, więc mówię temu Dalmatyńcowi, że nie jestem pies meldunkowy, tylko owczarek alpejski i dalej szczekani. “Pójdziesz, bracie, do kryminału za symulację, powiada, lepiej będzie, jak będziesz miauczał, bo kota jeszcze tu nie było… prędzej się uda.” Zastanowiłem się nad tym i zacząłem miauczeć. Starałem się naśladować kota w marcu i widać dobrze mi się to udało, bo usłyszałem takie warczenie, jakby prawdziwy pies był w pokoju. Potem zacząłem na odmianę śpiewać, bo to miauczenie denerwowało innych wariatów i wyli. Leżę sobie i wyśpiewuję, kiedy przychodzą sanitariusze i zabierają mnie na górę. Położyli mnie na stole przed komisją, a ja nic. Śpiewam sobie, przyjaciele. “Odesłać go do śpiewaków” – powiada jeden doktor í zabrali mnie.

Mówię wam, koledzy, dopiero tam myślałem, że naprawdę zwariuję. Wsadzili mnie do pojedynki, gdzie nie było drzwi, tylko kraty, i mogłem widzieć swego sąsiada z przeciwka. Pod wieczór powiedziałem sobie, że kwituję z tego interesu, i postanowiłem się stąd wydostać.

W nocy, kiedy sanitariusze poszli spać, zaczęły się rozmowy i wtedy się okazało, że prawdziwych wariatów była może połowa, reszta to same morowe chłopy i z cywila całkiem solidni obywatele. Powiedziałem temu z przeciwka, że żałuję, żem się tu dostał. Sąsiad był melancholik z manią prześladowczą i powiedział mi, że najgorzej będzie, jak będę tłumaczył doktorom, że mi nic nie jest, bo tak mówi każdy wariat, i pogorszę sobie tym sprawę. “Udawaj – powiada – melancholika jak ja, to cię potrzymają dwa miesiące i dostaniesz potem sześciomiesięczny urlop.”

Pytałem go, czy wytrzyma dwa miesiące. Powiedział, że wytrzyma, bo sobie zatyka uszy watą i nic nie słyszy. “Zresztą – powiada – wezmą mnie na salę dla melancholików, a tam będzie cicho.”

Rano wzięli mnie na badania przed komisją. Było ich sześciu chyba. Zdjęli ze mnie kaftan i przywiązali pasami do ściany, żebym nie uciekł. Podchodzi do mnie jeden z doktorów z obrazkiem w ręku.

Zobaczyłem namalowanego osła i ryczę, koledzy, aż szyby w uszach dzwonią. Wiedziałem, jak i co, bom się w nocy nauczył od tego melancholika. Po ośle pokazali koguta, zacząłem piać. Potem postawili mi przed oczami namalowanego nosorożca. Nie wiem, jakie głosy to bydlę wydaje, i namyślałem się, czy mani ryczeć, czy kwiczeć.

“Co to jest?” – pyta prędko ten doktor. “To jest pan oberlejtnant Huber z kadry mego pułku” – powiadam.

Więcej mnie nie badali i zawieźli mnie na wózku do suteren, a tam, koledzy, poznałem, jakie ciężkie życie ma prawdziwy wariat. Zimna wanna – gorąca wanna, zimny prysznic – gorący prysznic, potem kładą cię na ławę i na łeb wkładają taki gumowy worek z lodem. Hu! Leżałem tam związany i owinięty w mokre prześcieradła ze dwie godziny i myślałem, że mnie diabli wezmą przy tej hydropatii. Odechciało mi się marikieracji i sześciomiesięcznego urlopu. Następnego dnia znowu mnie wzięli na badanie przed komisję.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «C.K. Dezerterzy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «C.K. Dezerterzy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «C.K. Dezerterzy»

Обсуждение, отзывы о книге «C.K. Dezerterzy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x