Nowi towarzysze byli bardzo dyskretni i nie zadawali mu podstępnych pytań. Legionista polski? Nie? O co podejrzany? O sprzyjanie Japonii? Aha! Z cywila kelner? Niech będzie kelner. Prawdziwe nazwisko Kania? Niech będzie Kania.
Byli bardzo zadowoleni z jego odpowiedzi i nie okazali najmniejszego zdziwienia. Nawzajem nie wdzierał się w ich tajemnice i nie kwestionował nawet oświadczenia Slavika, który powiedział mu, że jest podejrzany o szpiegostwo na rzecz Wenezueli i Hondurasu. W ten sposób zrozumieli się prędko. Kania zauważył, że nieufność do jego osoby znikła od razu i z tego obrotu rzeczy wywnioskował, że służba w takim gronie, gdzie bez wielu słów wszyscy doskonale zgadzają się z sobą, będzie szła przyjemnie.
Cugsfirer Szökölön, któremu meldował się w pokoiku podoficerskim, nie wyjął nawet papierosa z ust, kiedy mu oznajmił, że jest przydzielony do jego zmiany. W pokoju panowała atmosfera pogodnej konfidencjonalności i szczerości.
– Dobrze, bracie. W karty grywasz?
– Grywam, panie cugsfirer.
– No, to mów mi ty. Daj grabę. Kania bez zdziwienia podał mu rękę.
– Będziesz chodził na patrole po mieście. Chcesz?
– Mogę chodzić…
W pokoju znajdowało się jeszcze trzech podoficerów: kapral Fidor, Czech, cugsfirer Koperka, również Czech, i cugsfirer Matjas, Niemiec z Wiednia, który sam ostrzegł Kanię przed innymi Niemcami w kompanii.
– To są wszystko lizusy i durnie! Uważaj, Polaku, i nie gadaj z nimi za wiele! Ze mną możesz gadać, o czym ci się podoba, verstanden? Widzę, żeś morowy chłop. A Polaków lubię, bracie. Mam nadzieję, że jak waszego Piłsudskiego wypuszczą z Magdeburga, zabierzecie nam Galicję. Bierzcie sobie, nie mam nic przeciwko temu. A b s o l u t n i e!
W drugiej izbie podoficerskiej zastał zupełnie innych ludzi. Zameldował się służbiście cugsfirerowi, który meldunek przyjął stojąc w przepisowej postawie. Tu już panował duch rygoru i karności.
Kiedy się wszystkim przedstawił, cugsfirer kazał mu usiąść i rozpoczął rozmowę od tego, że jego nowy przełożony, cugsfirer Szökölön, jest największym durniem, jakiego kiedykolwiek ziemia nosiła. O innych powiedział mniej więcej to samo i Kania na jego oświadczenia zgodnie kiwał głową.
– Nie dajcie się, frajtrze, wciągnąć w jakieś konszachty z nimi, bo wpadniecie. Tyle szubienic jeszcze na świecie nie było, ile się postawi dla tych zdrajców po zawarciu pokoju. Oni liczą na to, że państwa centralne przegrają. My jednak wiemy, że Niemcy robią ofensywę we Francji, jakiej dotąd nie było, i niedługo my będziemy w Rzymie, a oni w Paryżu. Słyszeliście o nowych moździerzach niemieckich? Niosą na sto kilometrów. Widzieliście fotografie nowych czołgów? Osiągają szybkość stu kilometrów. Jest to szybkość pociągu pospiesznego. Z Anglią będzie koniec niedługo, niech tylko Niemcy wykończą budowę swoich zeppelinów uzbrojonych w działa szybkostrzelne. Wytruje się ich gazami jak szczury…
Kania poważnie kiwał głową, słuchał pilnie i patrząc na cugsfirera zadawał sobie w duchu pytanie, jaki zwój mózgowy jest u niego w stanie biernym. Idiotyzmy na temat zakończenia wojny, wypowiadane przez kaprala Jamkego oraz dwóch pozostałych podoficerów, których nazwisk nie zapamiętał, skłoniły go do wyrażenia przypuszczenia, że nie ulega dla niego najmniejszej wątpliwości, iż koalicja dostanie w skórę, i to prędko. Dostał rozkaz odejścia. Za drzwiami odetchnął z ulgą.
W kompanii zdjął pas i usiadł przy stole.
– No, jak ci się podobają? – zapytał Slavik.
– Ten mój Węgier i ci, co z nim mieszkają, morowe chłopy, ale tamci to chorzy ludzie, powinni już dawno być w szpitalu wariatów.
– Mówili ci o szybkostrzelnych działach niemieckich – zapytał Ivanović – i o czołgach?
– Mówili.
– I o tym, że wytrują Anglików, jak szczury?
– O tym też.
– To jeszcze nic, bracie. Jest tu jeszcze trzech, ale są teraz na warcie. Z nimi można się jeszcze lepiej dogadać…
LEKCJE CESARSKO-KRÓLEWSKIEGO PATRIOTYZMU
Coś w dwa tygodnie po wcieleniu do kompanii dinstfirender wezwał Kanię do kancelarii.
– Będziecie prowadzić wykłady, frajtrze.
– Jakie, panie feldfebel?
– O patriotyzmie i tak dalej. Tu macie broszury, przysłane z referatu prasowego Naczelnego Dowództwa. Materiał w nich zawarty użyjcie do swoich pogadanek, w których macie stopniowo wpajać w ludzi patriotyzm i poprawić nastrój. Uważam was za inteligentnego człowieka, znacie dobrze niemiecki, a poza tym, jak wynika z waszego opowiadania, jesteście politycznie podejrzani, można powiedzieć, przez omyłkę. Mam też nadzieję, że niego zaufania nie zawiedziecie i wykłady wasze przyniosą korzyści, He?
Feldfebel spojrzał pytająco na Kanię.
– Chcę zameldować, panie feldfebel, że nie wszyscy znają niemiecki.
– No, to co? Niech się właśnie uczą na tych wykładach. Zresztą powiem wam, że oni lepiej mówią po niemiecku od nas obydwóch, a poza tym nie gra to żadnej roli. Jest rozkaz, żeby prowadzić wykłady, i muszę co dekadę wysyłać szczegółowe raporty z podaniem tematów, a reszta mnie nie obchodzi. Główna rzecz, aby w godzinach na to przeznaczonych wykład się odbywał, żeby w razie nie zapowiedzianej inspekcji nie było nieprzyjemności. A że nie rozumieją, to nic nie szkodzi.
Kania zabrał naręcz podręczników i poszedł do kompanii.
– Wrzuć to od razu do pieca – poradził Slavik.
– Zaraz… powoli. Trzeba to najpierw przestudiować. Pół dnia poświęcił na lekturę, potem włożył wszystko do kuferka.
– Nasze waleczne wojsko składa się z samych bohaterów, moi panowie – oświadczył przy kolacji. – Żebym wam przeczytał kilka przykładów, to byście zdębieli.
– Jest tam o taborycie, co uratował sztab brygady swoją przytomnością umysłu?
– A o sanitariuszu, który z narażeniem życia wyratował z morderczego ognia psa z meldunkiem?
– A o tym feldfeblu, który zabrał do niewoli sam jeden dwa działa z obsługą?
– Jest. Wszystko jest, koledzy. Są tam i inne przykłady, o wiele więcej wzruszające. Jeden telefonista, któremu granat urwał obie ręce, zębami przegryzł kabel nieprzyjacielskiej linii telefonicznej i w ten sposób uniemożliwił rozpoczęcie ataku. Duży medal złoty.
– Złotą szczęką sztuczną powinni go byli odznaczyć, a nie medalem, bo sobie na tym kablu pewno zęby połamał. Taki drut jest cholernie twardy.
– Nie kpij, draniu… Piękny też jest przykład poświęcenia, jakie okazał pewien kapral, Czech, ale nie z tych podłych zdrajców jak wy, tylko prawdziwy patriota i wierny żołnierz, który z narażeniem życia wyniósł z pola bitwy ciężko rannego dowódcę kompanii, mimo że sam był ranny dwukrotnie. Niósł go przez dwie linie schützengrabenów, a kiedy go przydźwigał do punktu opatrunkowego…
– Wyjął mu z kieszeni zegarek i portfel – przerwał jeden ze słuchaczy – z palca ściągnął obrączkę i pierścionek z brylantem, dał mu po mordzie za to, że go szykanował, i poszedł na wino do kantyny…
– Ty byś tak zrobił… wiem, ty podły zdrajco i niekarna kreaturo! Ten dzielny kapral jednak złożył go ostrożnie na ziemi i kiedy spostrzegł, że dowódca po drodze wyzionął swego walecznego ducha, zapłakał rzewnie nad jego zwłokami, powstał i pogroził pięścią w stronę okopów podłych i tchórzliwych Włochów, którzy tak haniebnie zerwali trójprzymierze. W tym momencie granat urwał mu głowę i wierny, miłujący swego dowódcę kapral upadł bez życia na ziemię. I tak leżeli obaj towarzysze broni obok siebie, bez różnicy stopnia, dając tym dowód, że…
Читать дальше