– Ruht! (Spocznij!) – zakomenderował feldfebel i Kania posłusznie wysunął lewą nogę naprzód. Stał teraz przed stołem w postawie pełnej pogodnego oczekiwania, a jednocześnie bystro i bacznie obserwował feldfebla, który rozparł się za stołem i zagłębił w czytaniu.
Kiedy skończył, podniósł głowę i odłożył papiery z westchnieniem.
– Więc jesteście politycznie podejrzani, frajtrze.
Powiedziawszy to popatrzył uważnie w oczy mile uśmiechniętemu frajtrowi i obracając papier w ręku melancholijnie powtórzył:
– … politisch verdächtig, streng beobachten…
– Tak jest, panie feldfebel, jestem rzeczywiście, według tego papieru, politycznie podejrzany, ale to, można powiedzieć, przez omyłkę.
Feldfebel zrobił pytający wyraz twarzy.
– Za co jesteście politycznie podejrzani? Kania przyciągnął lewą nogę do prawej.
– Za g…, panie feldfebel. Feldfebel groźnie zmarszczył brwi.
– Przepraszam pana bardzo, panie feldfebel, ale chociaż to wygląda na niegrzeczność, mówię panu szczerą prawdę.
– Nie rozumiem.
– Udowodnili mi świadkami, że buntowałem żołnierzy i zostałem przyłapany na agitacji w wychodku…
– Hm…, za czym agitowaliście?
– Żebym to ja wiedział, panie feldfebel! Napisane było, że uprawiałem agitację w wychodku, a ja, panie feldfebel, załatwiałem swoją potrzebę przepisowo, bez żadnej polityki.
– Ale musieliście coś jednak takiego mówić, skoro was zrobili politycznie podejrzanym – argumentował feldfebel. – Gadaliście co do kogo?
Kania skinął głową.
– Gadałem, panie feldfebel. Rzeczywiście gadałem z żołnierzami, co siedzieli w innych dziurach, ale nie o żadnej polityce. Lubię gawędzić, owszem, bo jestem człowiek towarzyski, ale wiem, co można, a co jest zakazane. Zresztą ja jestem z cywila kelner i na polityce się nie znam.
– Musieliście coś jednak powiedzieć zakazanego – niecierpliwie przerwał feldfebel. – Bez podstawy nikogo się nie oskarża.
– Tam żadnej podstawy nie było, panie feldfebel… Kania obejrzał się na drzwi i popatrzył na feldfebla, jakby mu miał poufnie coś zakomunikować.
– Czy mogę panu wszystko szczerze opowiedzieć, panie feldfebel?
– Jeżeli macie zamiar i mnie wciągnąć w jaką politykę, frajtrze, to lepiej nie mówcie! Chwała Bogu, siedzę sobie tutaj spokojnie i nie chciałbym wyjechać na front albo znaleźć się przed sądem za jakieś głupie gadanie.
– Chcę tylko opowiedzieć panu szczegółowo, jak to było ze mną.
– No, więc mówcie. – Feldfebel ostrzegawczo podniósł palec w górę. – Zwracam jednak uwagę, że przy najmniejszej wzmiance o polityce wyrzucę was za drzwi.
– Befehl! (Rozkaz!) Otóż było to tak. Siedziałem właśnie w latrynie razem z kilkoma kolegami i rozmawiałem o jedzeniu, jakie fasowaliśmy w tej kadrze. Bo nie dostawaliśmy nic, tylko Dörrgemüse, Grünzeug i zamiast chleba wystygłą polentę. Kiedy tak sobie swobodnie rozmawiamy, wchodzi jeden żołnierz z naszego batalionu i rozpina spodnie. – No – powiada – może się który zmęczył tym siedzeniem i odstąpi dziurę, bo mnie okropnie wzdęło. – Na to mówi jeden tak: – Są obok trzy puste wychodki oficerskie, możesz tam wejść i wypatroszyć się. – Wtedy ja mówię: – Nie radzę wchodzić do oficerskiej latryny, bo cię może spotkać poniżenie. – Wtedy znowu pyta mnie ten wzdęty:
– Jakie poniżenie? – Na to ja mu mówię: – Wiesz ty, dlaczego panowie oficerowie piją czarną kawę po obiedzie? – Powiada, że nie wie, więc ja mu wytłumaczyłem: – Na to piją panowie oficerowie czarną kawę po obiedzie, żeby g… glanc miało. – Zaczęli się z tego śmiać żołnierze, a ja mówię dalej do tego głupiego: – A wiesz ty, po co to? – Nie wiem, mówi ten idiota. – Dla odróżnienia – mówię – bo nasze musi stać na baczność przed oficerskim, verstanden? (zrozumiano?). – Na tym się skończyło, bo więcej z tym wzdętym nie gadałem i ubrałem się. Przed wejściem zaczepił mnie lejtnant z naszego batalionu i mówi tak:
– Chodźcie, przyjacielu, ze mną do dowództwa batalionu celem spisania protokołu. – Zdziwiłem się, panie feldfebel, i pytam: – Za co, melduję posłusznie? – Wsiadł na mnie od razu z pyskiem: Maulhalten! Kehrt euch! Marsch! (Milczeć! W tył zwrot! Marsz!) W kancelarii pogadał po cichu z adiutantem, zawołali podoficera i kazali pisać protokół. – Coście mówili, frajtrze? – pyta mnie adiutant. Więc mu mówię szczegółowo wszystko. – He – powiada – całe szczęście, że pan lejtnant był obok w oficerskim i wszystko przez drewnianą ściankę słyszał, bo moglibyście się wyprzeć.
– Na to ja mówię.: – Niczego bym się, panie oberlejtnant, melduję posłusznie, nie wypierał, bo żartowałem, a to chyba w latrynie wolno. – Wtedy mówi adiutant: – Stulcie wasz przemądrzały pysk, frajtrze! To nie były żarty, ale krytyka przepisów wojskowych i wyśmiewanie! – Nie dał mi dojść do słowa i napisali protokół, że jestem podżegaczem, że sieję jakiś defetyzm. Sam nie wiem, co to słowo znaczy, bo, jak żyję, niczego nie siałem. Potem mówili, że obniżam powagę starszyzny wojskowej i takie różne historie, aż wreszcie z tego zrobili politykę i w ten sposób jestem politycznie podejrzany. Feldfebel pokręcił głową.
– W tym, coście mi opowiadali, rzeczywiście nie można się dopatrzyć polityki. Ale, swoją drogą, niepotrzebnie opowiadacie takie wychodkowe dowcipy, skoro nie jesteście pewni, czy kto nie podsłuchuje.
– Gdybym wiedział, że z tego zrobią politykę, panie feldfebel, to naturalnie trzymałbym język za zębami, ale nie spodziewałem się, że ten idiota lejt…
– Milczcie, frajtrze! – surowo przerwał feldfebel i obejrzał się na drzwi. – To jest polityka! Ubliżacie stopniowi oficerskiemu, a tego nie wolno. Idźcie teraz do koszar i zameldujcie się cugsfirerowi Szökölönowi. Przydzielam was do jego zmiany. Abtreten!
Kania służbiście szurgnął butami, wziął karabin, plecak i wyszedł.
Kompania wartownicza Nr 11 była zbiorowiskiem przedstawicieli wszystkich narodowości wchodzących w skład monarchii austriacko-węgierskiej, którzy nie okazali wymaganej od nich ofiarności w przelewaniu krwi za cesarza i ojczyznę.
Byli to sami politycznie podejrzani, zakwalifikowani przez Kundschaftstelle do izolowania w hinterlandzie w celu uniemożliwienia im prowadzenia propagandy i agitacji. Politycznie podejrzani z tego wycofania na tyły zmartwieni bardzo nie byli. Służba w kraju, o ile to, co robili, można było nazwać służbą, przynosiła więcej korzyści narodowym komitetom niepodległościowym niż komendzie austriackiej, liczącej nieoględnie na to, że węszący jak wyżły żandarmi i członkowie policji politycznej łatwiej będą mogli paraliżować akcję separatystów czeskich, słowackich, polskich i chorwackich w kraju niż na froncie, gdzie Naczelne Dowództwo miało inne kłopoty, jak pilnowanie niepewnych politycznie żołnierzy.
Przeważali inteligenci, którzy wykazali wiele pomysłowości w pogmatwaniu swoich danych ewidencyjnych, w celu zatajenia posiadanego wykształcenia i zawodu. Chodziło o uniknięcie odesłania do szkoły oficerskiej, skąd była tylko jedna droga – na front.
Buławy marszałka nie nosił w tornistrze żaden z nich, bardzo często natomiast znaleźć tam można było literaturę, której treść mogłaby doprowadzić audytora sądu wojennego do ataku apoplektycznego.
Kompania wartownicza Nr 11, mówiąc zwięźle, była gromadą zdeklarowanych zdrajców z punktu widzenia K-stelle i Kania w godzinę po zaznajomieniu się z towarzyszami wyłożył swoje karty na stół. Rej wodziło kilku: Chorwat Ivanović, Czech Slavik, były jednoroczny, i zdegradowany feldfebel Mladecek, również Czech.
Читать дальше