Damien zamknął drzwi do swojego niedużego, lecz eleganckiego apartamentu. Było w nim nieco duszno, lecz otwarcie okien wpuściłoby' do środka jedynie ciężkie londyńskie powietrze. Załował, że nie jest w domu, w zamku Falon, w salonie z wido¬kiem na ocean, że nie oddycha świeżą bryzą zrywa¬jącą się z morskich fal.
Miał jednak nadzieję, że wkrótce tam wróci, mo¬że już za dwa tygodnie. Aleksa Garrick chwyciła przynętę, a więc niebawem zatrzasną się misternie zastawione na nią sidła.
Idąc przez pokój, rozwiązał i zdjął fular, po czym zaczął rozpinać koszulę. Ta mała dziwka była nie¬zła, lecz nie zaspokoiła jego pożąąania do Aleksy Garrick. Chciał ją posiąść, ukarać za to, do czego się przyczyniła. Zrobi to dla Petera.
A teraz, gdy skosztował odrobinę jej słodyczy, pomyślał, że w pewnym stopniu zrobi to również dla siebie.
Nie zamierzał zaprzeczać, że sprawi mu to ogromną przyjemność.
– Jak wyglądam? – Aleksa stała przed oprawio¬nym w złoconą ramę lustrem i obracała się, trzy¬mając rąbek jedwabnej spódnicy, sprawdzając nie¬mal nieprzyzwoicie wycięty dekolt alabastrowej sukni z podwyższoną talią.
Suknia miała krótkie bufiaste rękawy z najcień¬szego tiulu, a stanik był bogato zdobiony perłami, które ciągnęły się delikatnymi liniami poniżej pier¬si, szeleszcząc zmysłowo przy każdym jej ruchu i odbijając blade światło lampy. Perły miała wple¬cione również w wieniec z warkocza kasztanowych włosów, sznur na szyi, i po jednej kołysało się obok każdego jej ucha.
– Nigdy nie wyglądałąś cudowniej – powiedziała J ane. Aleksa uśmiechnęła się.
– Dziękuję. – Myśląc o oczekującym ją wieczorze i przystojnym, śniadym lordzie, odetchnęła gtęboko, by uspokoić nerwy. – Jestem spięta jak kotka, a on pewnie nie spędzi tu dużo czasu, o ile w ogóle się zJawI.
– Być może jest draniem, ale nie głupcem. Mo¬żesz być pewna, że przyjdzie. – Jane wygładziła nieposłuszny kosmyk wśród krótkich, ciemnych loczków. Sama również wyglądała ślicznie. – Naj¬pewniej zaczeka do końca wieczoru w nadziei, że dopadnie cię samą.
– Aleksa kiwnęła głową.
– A ty, Jane? Czy jest ktoś wyjątkowy, kogo będziesz dziś wypatrywać? Może to lord Perry.
– Lord Perry? On okazał większe zainteresowa¬nie tobą niż mną – powiedziała nagle zarumienio¬na lane.
– To nieprawda! Lord Perry był dla mnie miły wyłącznie ze względu na ciebie. Wie, że jesteśmy bliskimi przyjaciółkami. Myślę, że liczy na moją pomoc w zabiegach o' twoją rękę.
J ane rozpromieniła się.
– Naprawdę tak myślisz? – J ane miała na sobie bladoróżową suknię bogato wyszywaną i zdobioną lśniącymi błyskotkami. Teraz jej ciepłe brązowe oczy zapłonęły z podniecenia. Naprawdę wygląda¬ła dziś wyjątkowo atrakcyjnie.
– To jak najbardziej możliwe. – Reginald Cham¬ners, lord Perry, najwyraźniej był obiektem zainte¬resowania Jane. Aleksa miała nadzieję, że z wza¬jemnością – Ostatnio zachowywał się bardzo tro¬skliwie, szczególnie w twoim towarzystwie.
– Tak, chyba masz rację… – Uśmiechnęła się uj¬mująco, chwytając Aleksę za ramię. – Przyrzekam, że niedługo się tego dowiem. Chodźmy już. Naj¬wyższy czas, abyśmy dołączyły do towarzystwa.
Aleksa odetchnęła uspokojona, po czym obie ruszyły do drzwi. Znowu znajome łaskotanie. Nie doświadczyła tego już od bardzo dawna, a bez wąt¬pienia było to bardzo miłe uczucie.
Od śmierci Petera spędzała większość czasu, uni¬kając ludzi. Dzieląc z bratem zamiłowanie do koni, dużo jeździła wierzchem, bezskutecznie próbując pozbyć się poczucia winy, a doskonalenie jazdy konnej traktowała jako formę kary. I na mężczyzn zupełnie nie zwracała uwagi. A nawet gdyby było inaczej, ci, którzy odwiedzali ją w Marden, nie wzbudzali w niej nawet cienia zainteresowania.
Pomyślała o lordzie Palonie, zastanawiając się, kiedy hrabia się pojawi. Wciąż prawie nic o nim nie wiedziała, jednak intrygował ją jak żaden inny mężczyzna w całym jej dotychczasowym życiu. Uśmiechnęła się. Ten wysoki i śniady był całkowitą niewiadomą
Aleksa zamierzała powolutku odkrywać tajem¬nice, które tak usilnie próbował ukryć.
* * *
Zaplanowane przez księcia małe przyjęcie oka¬zało się fetą na trzysta osób, co nie stanowiło żad¬nego problemu w wielkim georgiańskim pałacu przy Grosvenor Squa~e. W blasku świec z kryszta¬łowych żyrandoli w Zółtym Salonie grała orkie¬stra, lecz Aleksa była zbyt zdenerwowana, żeby tańczyć. Dlatego wędrowała z jednej pełnej prze¬pychu sali do następnej, uśmiechając się, wdając się w zdawkowe konwersacje, i ciągle zastanawia¬jąc się, kiedy pojawi się hrabia.
O dziwo, był tam już od dłuższego czasu, zanim odkryła jego obecność w Sali Indyjskiej. Przynaj¬mniej tak się wydawało, sądząc po stercie wygra¬nych, jaką miał przed sobą na stoliku obitym zielo¬nym suknem.
Rzuciwszy mu tylko jedno spojrzenie, podeszła do siedzącego naprzeciwko niego niskiego, łysiejącego męzczyzny.
– Dobry wieczór, lordzie Cavendish. Mam na¬dzieję, że dobrze się pan bawi.
– Droga panno Garrick – odpowiedział baron.
Hrabia wstał z gracją, krępy baron zaś dość nie¬zdarnie, po czym nachylił się nad jej dłonią.
– Jakże miło panienkę widzieć.
– Minęło sporo czasu, prawda? O ile sobie przy¬pominam, graliśmy u lorda Sheffielda w zeszłym miesiącu. Mam nadzieję, że dzisiaj idzie panu lepiej.
– Jak dotąd, niestety, nie. Mam piekielnego pe¬cha. Ale tak zwykle jest, kiedy grywam z panem hrabią. – Odwrócił się do wysokięgo ciemnowłose¬go mężczyzny. – Oczywiście panienka zna lorda Palona?
– Ja…
– Obawiam się, że dotąd nie miałem tej przyjemności – wtrącił się gładko hrabia, szarmancko nachylając się nad jej dłonią.
Cavendish uśmiechnął się.
– To prawdziwa tygrysica przy grze w wista. Nie¬malże puściła mnie z torbami.
– Doprawdy? – Hrabia uniósł czarne brwi. – Sko¬ro tak, to może pani do nas dołączy, panno Garrick? To tylko towarzyska gra.
– Mam lepszy pomysł – powiedział baron. – Dzi¬siaj przegrałem już wystarczająco dużo, poza tym umieram z głodu. Niech panna Garrick zajmie moje miejsce. – Uśmiechnął się do niej ciepło, aż w kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki. – To niemiecki wist. Dla dwóch graczy. Nie będę panience potrzebny.
Aleksa odwzajemniła uśmiech.
– Dobrze. – Popatrzyła na stół, ale wcale nie my¬ślała o kartach, lecz o przystojnym lordzie Palonie, i to od momentu, gdy tylko go ujrzała.
Kiedy Cavendish powędrował w kierunku drzwi, hrabia wysunął krzesło, aby mogła zająć miejsce naprzeciwko niego, po czym sam usiadł i wziął kar¬ty. Potasował talię, a ten cichy szelest zagłuszał ło¬motanie serca Aleksy. Zaczął rozdawać pełnymi gracji, precyzji i pewności siebie ruchami. Wspo¬mniała ciepło tych dłoni, gdy ujął nimi jej twarz do pocałunku, i poczuła suchość w ustach, poczu¬ła, jak na jej twarz spływa fala gorąca.
– Podobno lubi pani grać – powiedział.
– Owszem, bardzo mnie to pasjonuje.
– Pomyślałem sobie, że dzięki temu będziemy mieli sposobność, aby porozmawiać.
Przesunęła wzr.okiem po jego twarzy, zauważa¬jąc pięknie rzeźbione linie, a także małą bliznę pod lewym uchem.
– A baron?
– To nieodebrany dług. – Uśmiechnął się. – Powiedziałem mu, że chciałbym panią poznać.
Aleksa nic więcej nie powiedziała.. Karty zostały rozdane, a ona z wysiłkiem próbowała skoncentro¬wać się na grze. W normalnych warunkach byłoby to proste. Uwielbiała hazard. W Marden godzinami grywała z Rayne'em i Jo, zaś od przyjazdu do Londy¬nu grała jeszcze więcej. Uwielbiała wyzwania, dreszcz emocji wywołany zwycięstwem. Wszystkie znane jej damy także uprawiały karciany~hazard, zwykle o ja¬kieś drobne stawki, jednak było wśród nich kilka ko¬biet obstawiających naprawdę pstro. Aleksa grywała właśnie z nimi, rzucając na stół znacznie większe kwoty, niż powinna, lecz zazwyczaj wygrywała.
Читать дальше