Być może warto podjąć ryzyko?
Lady J ane Thornhill uśmiechnęła się. Jeśli Aleksa będzie ostrożna, nic nie może jej się stać.
Spojrzała w kierunku drzwi prowadzących do ogrodu. Przystojny lord Falon jeszcze nie przybył, ale Jane nie miała wątpliwości, że niebawem się zjawi.
Cóż to może zaszkodzić, jeśli Aleksa poflirtuje sobie z nim, tak troszeczkę? Albo nawet jeśli posu¬nie się do pocałunku?
Do tej pory nie było mężczyzny, z którym Alek¬sa nie umiałaby sobie poradzić. Może nadszedł czas, by poznała takiego, który stawi jej czoło, roz¬nieci przygasły ogień.
Może – tak pomyślała, lecz prawdę mówiąc, wcale nie była pewna.
* * *
Był tam. Wyraźnie to czuła. I obserwował ją. Aby ukryć napięte nerwy, Aleksa roześmiała się rado¬śnie w odpowiedzi na coś, co powiedział towarzy¬szący jej mężczyzna, jasnowłosy, nieco pulchny ad¬mirał lord Cawley. Admirał mówił o wojnie, po raz dziesiąty delektując się zwycięstwem pod Trafalga¬rem sprzed kilku lat.
Aleksa puszczała mimo uszu słowa wypowiada¬ne monotonnym, nosowym głosem, wreszcie kątem oka zauważyła, jak do sali balowej wchodzi hrabia. Wysoki, szczupły, a jednak mocno zbudo¬wany. Poczuła motylki w żołądku na sam widok oszczędnych, płynnych ruchów pewnego siebie mężczyzny, których nigdy nie widziała u innych.
Zatrzymując się tylko na moment, by wymienić tu i tam kilka zdawkowych zdań, skierował się ku drzwiom prowadzącym do ogrodu. lak długo bę¬dzie czekał? – zastanawiała się. Nie miała zamiaru dołączyć do niego zbyt wcześnie.
W miarę upływu czasu doszła do wniosku, że bę¬dzie czekał godzinami. Wydawało się, że hrabia jest bardzo cierpliwym człowiekiem.
Poszła do niego zaraz po kolacji, bez trudu opuszczając towarzystwo, wdzięczna za to, że Ray¬ne i 10celyn poczuli się zmęczeni i wyruszyli z po¬wrotem do Stoneleigh, posiadłości położonej go¬dzinę jazdy karetą. Dziękowała bratu, że pozwolił jej spędzić cały ten tydzień z J ane.
– Rozmawiałem z księciem – powiedział wtedy jej przystojny brat, uśmiechając się serdecznie. Jo¬celyn stała obok niego, jedno z nich szczupłe i ele¬ganckie, drugie masywne i silne. – Jego książęca mość nie jest jeszcze gotów do wyjazdu. Ty i Jane możecie zostać razem z nim. Bądź grzeczna i baw się dobrze, a w poniedziałek przyślę po ciebie po¬wóz. – Miał gęste włosy koloru ciemnej kawy, mę¬skie rysy twarzy, pewną szorstkość w sposobie by¬cia, dzięki czemu zawsze świetnie radził sobie z kobietami..
– Dziękuję ci, Rayne. – Nachyliła się i pocałowa¬ła go w policzek. Jednocześnie tknęła ją nieoczeki¬wana myśl: mimo że brat był mocniej zbudowany, był jedynym znanym jej mężczyzną, który dorów¬nywał wzrostem Damienowi Falonowi.
– Baw się dobrze – Jocelyn uśmiechnęła się i uściskała Aleksę. Dwa lata starsza od Aleksy Jo miała podobną do niej sylwetkę, była szczupła i wysoka, ciemnowłosa; ładna i inteligentna zara¬zem. Po kilku latach od poślubienia Rayne'a zo¬stały z Aleksą bliskimi przyjaciółkami.
– Obiecuję, że nie przepuszczę żadnego tańca.
– To nie była prawda, ale Jo była zadowolona, że
Aleksa miło spędza czas. Chociaż, prawdę mó¬wiąc, do momentu pojawienia się lorda Falo¬na na towarzyskich salonach w tym sezonie Aleksa wolałaby chyba przebywać w Marden.
Zaczekała, aż brat z żoną odjadą, a potem zebra¬ła całą odwagę i przeszła na tył domu, gdzie znaj¬dowała się jednopiętrowa ceglana przybudówka zdobiona francuskimi motywami. Pokonując ostat¬nie kilka kroków w stronę drzwi, sprawdziła jeszcze swój strój, który dzięki Jocelyn jej brat w końcu nie¬chętnie zaakceptował: wygładziła przód złocistej jedwabnej sukni, przesunęła tiul na właściwe miej¬sce, wyprostowała brzeg głębokiego dekoltu, który odkrywał znaczną część jej biustu.
Ogród Birminghamów był mniejszy niż u lorda Dorringa, gdzie ostatnio widziała hrabiego. Była w nim tylko jedna ozdobna fontanna.
Aleksa rozejrzała się, omiatając wzrokiem żywo¬płoty i słodko pachnące kwiaty. Kwitły krokusy i tu¬lipany, w ciężkich donicach pięło się geranium, sły¬chać było brzęczenie owadów, wokół unosiła się woń wilgotnych liści, lecz lorda Falona nigdzie nie było.
Może jednak wcale nie okazał się tak cierpliwy. Mimo to zeszła po stopniach i ruszyła w kierun¬ku wysokiego kamiennego muru na tyłach posesji. Zanim jeszcze Falon znalazł się w zasięgu jej wzro¬ku, usłyszała cichy chrzęst jego kroków na pogrą¬żonej w ciemności ścieżce.
– Miałem nadzieję, że przyjdziesz – powiedział głębokim, męskim głosem, wywołującym wspomnienie o brandy z odrobiną śmietanki. Niezwykłe połączenie szorstkiego brzmienia i gładkiego za¬pachu wywołało w niej lekki dreszcz.
Dotknął dłonią jej szyi ozdobionej naszyjnikiem z topazów połyskujących w blasku księżyca. Kilka bursztynowych kamieni miała także we włosach upiętych na czubku głowy w kasztanowy wianuszek.
– Nie powinnam była tu przychodzić.
– Owszem… nie powinnaś. Więc dlaczego przyszłaś? – Wtopił się w cień, ale widziała jego śniadą twarz, białe zęby, niebieskie oczy…
– Może dlatego, że… zaintrygowałeś mnie. Uśmiechnął się, pewnie wspominając podobne słowa, które sam do niej wypowiedział. Wyglądał teraz młodziej, rysy jego twarzy złagodniały.
– A może największą atrakcję stanowi niebezpie¬czeństwo, to, że robisz coś, czego zabroniłby ci brat?
– Mój brat już jakiś czas temu przestał się wtrą¬cać w moje życie. To prawda, że jest trochę nad¬opiekuńczy, ale to dlatego, że mnie kocha.
– To musi być miłe – powiedział – mieć kogoś, komu tak zależy.
– A czy jest ktoś, komu zależy na tobie? Uśmiechnął się kącikiem ust, ust stanowczych, jak zauważyła, ale też bardzo męskich i niezwykle pięknych.
– Nie ma. Kiedyś była osoba, na której bardzo mi zależało, osoba, której szczęścia pragnąłem bardziej niż własnego.
– Kobieta?
– Nie.
O dziwo, poczuła ulgę. Chciała dowiedzieć się, kogo tak bardzo kochał, ale widżiała w jego oczach, że nie doczekałaby się odpowiedzi.
– Po co przyjechałeś do Londynu? Chyba nie po to, by brylować w towarzystwie?
– Miałem tu do załatwienia pewną sprawę. Chciałem zostać tylko przez tydzień. I wtedy w ope¬rze zobaczyłem ciebie i postanowiłem przedłużyć swój pobyt.
Poczuła lekkie łaskotanie w żołądku. Było to dziwne wrażenie, od którego szybciej zabiło jej serce, a dłonie zwilgotniały.
– Dlaczego jesteś…
– Dość tych pytań, Alekso. Nie mamy zbyt dużo czasu. – W jednej chwili przywarł do niej ciałem, obejmując ją w talii, dotykając swoimi długimi no¬gami jej ud. Spojrzał jej prosto w oczy i przywarł ustami do jej ust w ognistym pocałunku. Zabrakło jej tchu, pocałunek był gorący, niesamowicie męski, zarazem stanowczy i delikatny. Aleksa poczuła dreszcze. Damien wykorzystał ten moment, wsunął język do jej ust, posyłając płomienną falę, która ogarnęła całe jej ciało. Smakował ją, spijał wzbu¬dzone w niej pożądanie, odbierając jej powietrze. A potem ujął w dłonie jej twarz i wdarł się w jej usta jeszcze głębiej, aż cały świat zawirował jej w oczach. Pieścił ją językiem, zawłaszczając nią tak, jak nigdy dotąd żaden mężczyzna nią nie zawładnął.
Aleksa wyrzuciła z siebie gardłowy protest – a mo¬że dźwięk ten znamionował niespełnioną tęsknotę?
Na kilka sekund przylgnęła do niego niepewna, co się dzieje, lękając się tego wysokiego, śniadego mężczyzny oraz uczuć, które w niej wzbudzał, zaś najbardziej lękając się samej siebie.
Читать дальше