– Być może… A może wcale nie. Mam obsesję na twoim punkcie, Alekso. A twój brat z pewno¬ścią nie pozwoliłby mi zabiegać o twoje względy. Jestem zmuszony zrobić wszystko, co w mojej mo¬cy, aby cię zdobyć… choćby tylko na jedną noc.
Zawirowało jej w głowie. Boże przenajświęt¬szy! On chce ją uwieść! Tak bezwstydnie, bez ho¬noru, a teraz znalazł na to sposób, jeśli się tylko zgodzi.
– Jutro rano prześlę ci moje pisemne potwierdzenie.
– Znajdziesz mnie w hotelu Clarendon.
Sztywno,kiwnęła głową i chciała już odejść, lecz hrabia przytrzymał ją za ramię
– Oczekuję pieniędzy najpóźniej o tej porze za tydzień albo… obietnicy, że się ze mną spo¬tkasz. – Gładził palcami jej dłoń, zataczając deli¬katne kółka na wewnętrznej stronie. Ogarnęła ją fala gorąca, dostała gęsiej skórki.
– Zaplanowałeś to wszystko, prawda?
– Tak.
– Aż tak bardzo mnie pożądasz?
– Nawet bardziej. – Wpatrywał się w nią mocnym, błagalnym wzrokiem.
Uśmiechnęła się, zaciskając mocno usta.
– Dziękuję za interesujący wieczór. Dobranoc, lordzie Falon. – Uniósłszy poły sukni, odwróciła się i wyszła z sali.
* * *
Damien patrzył za nią miotany mieszanymi uczuciami. Była to euforia, że zrealizował kolejny etap swojego planu, niepewność co do tego, jakie¬go wyboru ona teraz dokona, elektryzujące oczeki¬wanie na to, co się wydarzy, jeśli ona dokona takie¬go wyboru, na jaki liczył. Po spędzeniu wieczoru w jej towarzystwie teraz jeszcze bardziej jej pożądał. Na sam dźwiękjej śmiechu, głębokiego, ciepłe¬go, lekko gardłowego, odczuł pulsowanie swojej nabrzmiałej męskości. Tak czy inaczej, zamierzał ją posiąść, doprowadzić do ruiny, pomścić niepo¬trzebną śmierć Petera.
Cokolwiek się stanie, ona sobie na to zasłużyła.
Na karę, którą on sam jej wymierzy, i jeszcze na wiele więcej.
Jednak w zakamarku jego umysłu pojawiała się pewna wątpliwość, dezaprobata dla tego, na co li¬czył, natarczywa myśl, że jest pozbawionym wszel¬kich skrupułów draniem.
Ten strzęp sumienia przypominał mu, że ona jest o wiele mniej przebiegła, niż się spodziewał. I o wie¬le bardziej czarująca. Z niepokojem myślał, że ob¬serwując ją, nie dostrzegł w jej zachowaniu skłonno¬ści do flirtu, nie zauważył, by zwodziła mężczyzn, nie odniósł wrażenia, że ona jest egoistyczną, zepsu¬tą młodą dziedziczką, jak wcześniej sądził.
Damien ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na rzędy marmurowych popiersi ani na wspaniałe owalne witrażowe okno nad swoją głową. Kiedy stanął przed pałacem księcia, głęboko odetchnął świeżym powietrzem. Minąwszy lokajów ubranych w czerwono-złote liberie, zszedł po szerokich ka¬miennych schodach, rozmyślając o Aleksie Gar¬rick, o konsekwencjach, jakie może mieć ten spę¬dzony wspólnie wieczór.
Na pewno pojawią się plotki na ich temat, mimo że nawet na chwilę nie zostali sami, a od czasu do czasu nawet najbardziej wstrzemięźliwi przed¬stawiciele śmietanki towarzyskiej ulegali karcianej pokusie. Była spora szansa na to, że Aleksa jakoś przeżyje swoją nieostrożność, jaką było przebywa¬nie w jego towarzystwie. Zapewne będzie musiała przyjąć nieliczne oznaki zdziwienia oraz niemiłą reprymendę z ust brata.
Jednak najważniejszą kwestią było to, co ona te¬raz zrobi.
Damien ruszył pasażem w kierunku ulicy, gdzie służ1cy przywołał jego elegancki czarny faeton. Przez całą drogę do hotelu zastanawiał się, czy je¬go strategia okaże się skuteczna. Czy Aleksa pój¬dzie do wicehrabiego po pieniądze, które jest dłużna, czy też spróbuje sama załatwić tę sprawę?
Liczył na to drugie.
Aleksa lubiła grać. Dziś wieczorem po raz kolej¬ny to udowodniła. Uśmiechnął się. Zaintrygował ją, rzucił jej wyzwanie i pokonał ją, cały czas budu¬jąc między nimi wzajemne pożądanie. Czy podej¬mie rękawicę zgodnie z jego oczekiwaniami?
Do połowy tygodnia będzie już wiedział, czy ona nadal jest w grze.
* * *
Przed nadejściem soboty widział Aleksę jeszcze dwukrotnie. Raz na przyjęciu w domu pułkownika Williama Thomasa, a później na wieczornym ban¬kiecie u brylującej wśród arystokracji pani Tra¬meine. Był tam krótko i obserwował swoją zdobycz z pewnej odległości. Nie zbliżając się i nie wypo¬wiadając ani słowa, potrafił wyrazić, jak bardzo jej pożąda. Zgodnie z obietnicą przysłała mu pisemne potwierdzenie długu, lecz jej zachowanie wciąż go zdumiewało.
Z listów, które otrzymywał podczas krótkich wy¬praw z kontynentu europejskiego do domu, od matki i przyrodniej siostry Melissy dowiedział się o samobójstwie Petera i jego nieodwzajemnio¬nej miłości do Aleksy Garrick, co było przyczyną iego przedwczesnej śmierci.
Ta kobieta zwodziła Petera, bawiła się nim, udawała, że odwzjemnia jego uczucie. Kiedy Peterpoprosił ją o rękę, roześmiała mu się prosto w twarz. W liście znalezionym na jego biurku tego dnia, gdy do siebie strzelił, jego brat pisał o sobie jako o "ubogim drugim synu". Nieposiadający szlacheckiego tytułu i znacznie mniej zamożny od Aleksy młody Peter Melford nigdy nie był po¬ważnym kandydatem na męża. Aleksa podstępnie go podpuszczała i w końcu zrobiła z niego głupka.
Chociaż Damien rzadko widywał się z lady Townsend, swoją matką, i chociaż nie byli ze sobą blisko, nie wątpił, że wszystko, co zawierały te listy, było prawdą. Do śmierci Petera jego przyrodnia siostra była najlepszą przyjaCiółką Aleksy. Po sa¬mobójstwie Melissa zerwała tę znajomość, zaś Aleksa przeprowadziła się do Marden, jednej z wielu posiadłości jej brata. Mogła tam się ukryć, by uniknąć skandalu, jaki wywołałoby jej bezdusz¬ne postępowanie.
I unikała, aż do tej pory.
Dwa miesiące temu Damien zakończył swoje sprawy na kontynencie i wrócił do Anglii. Wracając, poprzysiągł, że kobieta odpowiedzialna za śmierć brata otrzyma to, na co zasłużyła. Napisał do matki i siostry, że część sezonu towarzyskiego spędzi w Londynie – co gwarantowało, że nie będą się wtrącały – i przyrzekł, że dopilnuje, by ta kobieta poniosła karę. Ulubienica elit zostanie zrujnowana. Jeśli ten plan się nie powiedzie, znajdzie jakiś spo¬sób, by go doprowadzić do końca.
Po grubym perskim dywanie podszedł do okna w sypialni swojego apartamentu. Ulice wybruko¬wane kocimi łbami spowijała mgła, która spra¬wiała, że latarnie dawały łagodną, trochę upior¬ną poświatę W domu lubił, gdy mgła otulała nadmorskie klify, lecz tutaj wydawała mu się przytłaczająca. Po raz setny zapragnął być teraz w domu.
Obiecał sobie, że to nastąpi już niedługo. Do po¬łowy tygodnia przekona się, czy jego plan ruszy z mięjsca. Jeśli dopisze mu odrobina szczęścia, któremu sam dopomoże, Peter będzie mógł spo¬czywać w spokoju, a Damien wróci do swego zam¬ku. Uśmiechnął się gorzko na myśl o tym, co – miał nadzieję – wydarzy się już niebawem.
* * *
– Czyś ty zupełnie oszalatl? – J ane Thornhill pa¬trzyła na nią przerażona z kanapy po przeciwnej stronie powozu". Jechały wspaniałym czarnym, od¬krytym barouche księcia,. ozdobionym jego rodo¬wym herbem. Przejażdżki po Hyde Parku należały do obowiązkowych rozrywek hołdujących modzie przedstawicieli wyższych sfer.
– Na litość boską, mów ciszej. Nie jest aż tak źle.
– Jest gorzej, niż ci się wydaje. – W milczeniu, które właśnie zapadło, rozbrzmiewał stukot kopyt idealnie dobranych siwków idących stępa.
– Przecież ja nie zamierzam mu pozwolić mnie uwieść. Po prostu zgodziłam się na spotkanie. Wy¬piję z nim tylko kieliszek shrrry i…
Читать дальше