Za chwilę wszystko będzie stracone!
Nie zważając na niebezpieczeństwo, ruszył w stronę sypialni. Nie mógł odejść bez tych pamiątek.
– Jeszcze ci się uda! – Jakiś ton w krzyku Teresy sprawił, że znieruchomiał. Spojrzał w jej kierunku, a potem w stronę sypialni.
Obok upadł kawał sufitu. Dach poddawał się z ostrym rozdzierającym jękiem. Zrobił krok w stronę sypialni. Zobaczył, że Teresa przestała machać rękami. Wydało mu się, że nieoczekiwanie zrezygnowała.
Wiatr przedzierał się przez pokój z nieziemskim wyciem, które go przenikało. Zwały przewróconych mebli zastąpiły mu drogę.
– Garrett! Proszę! – usłyszał jeszcze wołanie Teresy.
Znowu brzmienie jej głosu sprawiło, że przystanął. Wtedy uświadomił sobie, że jeśli będzie próbował ocalić pamiątki przeszłości, może nie zdążyć uciec.
Czy warto?
Odpowiedź była oczywista.
Zrezygnował i ruszył w kierunku otworu; który kiedyś był oknem. Wybił pięścią resztki szkła i wyskoczył na ganek w chwili, gdy wiatr zdarł resztki dachu. Ściany się zachwiały i runęły z przeraźliwym łomotem.
Poszukał spojrzeniem Teresy, by upewnić się, że nic jej nie grozi, ale ze zdziwieniem zobaczył, że jej nie ma.
Następnego dnia wcześnie rano Teresa mocno spała, gdy obudził ją dzwonek telefonu. Poszukała ręką słuchawki. Natychmiast rozpoznała głos Garretta.
– Dotarłaś bez kłopotów do domu?
– Dotarłam – odparła zaspana. – Która godzina?
– Po szóstej. Obudziłem cię?
– Tak. Siedziałam wczoraj do późna, bo czekałam na twój telefon. Zaczęłam się już zastanawiać, czy zapomniałeś o obietnicy.
– Nie zapomniałem. Tylko doszedłem do wniosku, że potrzebujesz trochę czasu na rozpakowanie.
– Za to byłeś pewien, że zerwę się o świcie?
Garrett roześmiał się cicho.
– Przepraszam. Jaki miałaś lot? Jak się czujesz?
– Dobrze. Jestem zmęczona, ale czuję się dobrze.
– Rozumiem, że znowu wykończyło cię tempo życia wielkiego miasta.
Usłyszał jej śmiech. Spoważniał.
– Chcę, żebyś coś wiedziała.
– Co?
– Tęsknię za tobą.
– Naprawdę?
– Tak. Wczoraj poszedłem do pracy, mimo że sklep był zamknięty. Miałem nadzieję, że uporam się z zaległą robotą papierkową, ale niewiele zrobiłem, bo ciągle myślałem o tobie.
– Jak miło to słyszeć.
– To prawda. Nie wiem, jak poradzę sobie przez następne dwa tygodnie.
– Jakoś wytrzymasz.
– Nie będę mógł spać.
Roześmiała się, wiedząc, że żartuje.
– Nie posuwaj się aż tak daleko. Nie podobają mi się pantoflarze. Lubię, żeby mój mężczyzna był męski.
– Spróbuję się opanować.
– Gdzie jesteś?
– Siedzę na ganku i patrzę, jak słońce wschodzi. Dlaczego pytasz?
Teresa pomyślała o widoku, którego nie mogła zobaczyć.
– Jest pięknie?
– Zawsze jest pięknie, ale dzisiejszego ranka nie sprawia mi to takiej radości jak zwykle.
– Dlaczego?
– Ponieważ nie ma cię przy mnie, by dzielić tę radość wspólnie.
Położyła się na plecach.
– Też za tobą tęsknię.
– Mam nadzieję. Nie zniósłbym myśli, że tylko ja się męczę.
Uśmiechnęła się. Trzymała słuchawkę przy uchu jedną ręką, drugą bezwiednie skręcała pasmo włosów. Po dwudziestu minutach niechętnie się pożegnali.
Teresa pojawiła się w redakcji później niż zwykle. Niewiele spała, a kiedy spojrzała w lustro po rozmowie z Garrettem, doszła do wniosku, że wygląda co najmniej o dziesięć lat starzej. Zazwyczaj od razu po przyjściu do pracy szła na kawę. Teraz dla wzmocnienia wsypała do filiżanki dodatkową porcję cukru.
– Witaj, Tereso! – zawołała rozpromieniona Deanna, podbiegając do niej. – Myślałam, że już nigdy nie wrócisz. Umieram z ciekawości, jak ci poszło.
– Dzień dobry – wymamrotała Teresa i mieszała dalej kawę. – Przepraszam za spóźnienie.
– Cieszę się, że w ogóle się zjawiłaś. Niewiele brakowało, a przyjechałabym do ciebie do domu, żeby pogadać, ale nie miałam pojęcia, o której wracasz.
– Przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale byłam wykończona.
Deanna oparła się o stół.
– Nic dziwnego. Już się domyśliłam.
– O czym ty mówisz?
Deanna spojrzała rozjaśnionymi radością oczami.
– Rozumiem, że jeszcze nie zaglądałaś do siebie i nie widziałaś swojego biurka.
– Nie, dopiero przyszłam. A co?
– Chyba musiałaś zrobić dobre wrażenie.
– O czym mówisz?
– Chodź ze mną – powiedziała Deanna konspiracyjnym tonem i poprowadziła ją do pokoju redakcyjnego. Kiedy Teresa zobaczyła swoje biurko, zabrakło jej tchu. Obok stosu listów, które nadeszły w czasie jej nieobecności, stał tuzin róż, starannie ułożonych w kryształowym wazonie.
– Przyniesiono je dzisiaj z samego rana. Posłaniec był zdziwiony, że ciebie tu nie ma, ale podszyłam się pod ciebie.
Teresa słuchała Deanny jednym uchem. Sięgnęła po kopertę opartą o wazon i wyjęła ze środka kartkę. Deanna stała za nią i zaglądała przez ramię.
Najpiękniejszej kobiecie, jaką znam…
Teraz znowu jestem sam, już nic nie jest takie samo jak przedtem.
Niebo jest bardziej szare, ocean posępniejszy. Naprawisz to? Wystarczy, że znowu zobaczysz się ze mną.
Tęsknię za Tobą,
Garrett
Teresa uśmiechnęła się i wsunęła kartkę z powrotem do koperty. Pochyliła się i powąchała bukiet.
– Musiałaś spędzić niezwykły tydzień – powiedziała Deanna.
– Rzeczywiście – odparła Teresa.
– Nie mogę doczekać się wszystkich pikantnych szczegółów.
– Sądzę – zaczęła Teresa, rozglądając się po redakcji i widząc, że pozostali obserwują ją dyskretnie – że porozmawiamy o tym później, jak zostaniemy same. Nie chcę, by cały zespół plotkował na ten temat.
– Już plotkują, Tereso. Już nie pamiętają, kiedy ostatni raz posłaniec przyniósł tu kwiaty. Ale dobrze, pogadamy później.
– Powiedziałaś im, kto je przysłał?
– Oczywiście, że nie. Szczerze mówiąc, lubię zostawiać ich w niepewności. – Rozejrzała się po redakcji. – Słuchaj, Tereso, mam trochę roboty. Co sądzisz o wspólnym lunchu? Wtedy mogłybyśmy porozmawiać.
– Dobrze. Gdzie?
– Na przykład u Mikuniego? Założę się, że w Wilmington nie podawali suszi.
– Świetny pomysł. Dziękuję ci, że dochowałaś tajemnicy.
– To nic takiego.
Deanna lekko poklepała przyjaciółkę po ramieniu i wróciła do swojego gabinetu. Teresa jeszcze raz pochyliła się nad biurkiem i powąchała kwiaty, potem przesunęła wazon na bok. Zaczęła porządkować pocztę, udając przed sobą, że nie zauważa kwiatów. Tymczasem koledzy wrócili do zwykłych zajęć. Upewniła się, że nikt na nią nie zwraca uwagi i wykręciła numer sklepu Garretta.
Ian odebrał telefon.
– Chwileczkę, chyba jest w kantorku. A kto dzwoni?
– Proszę powiedzieć, że ktoś, kto chce się umówić na lekcje nurkowania za dwa tygodnie – próbowała mówić obojętnym tonem, ponieważ nie była pewna, czy Ian coś o nich wie.
Ian poprosił, żeby się nie rozłączała, na chwilę zapadła cisza. Potem rozległ się w ciszy trzask i odezwał się Garrett.
– Czym mogę służyć? – spytał znużonym głosem.
– Nie powinieneś tego robić, ale kwiaty są piękne – powiedziała.
Rozpoznał jej głos i ożywił się.
– Ach, to ty. Cieszę się, że dotarły.
Читать дальше