Wzięli razem prysznic i szybko się ubrali. Garrett przygotował Teresie śniadanie, a ona kończyła się pakować. Gdy zamykała walizkę, usłyszała skwierczenie w kuchni i zapach smażonego bekonu. Wysuszyła włosy, umalowała się lekko i poszła do kuchni.
Garrett siedział przy stole i popijał kawę. Na blacie obok ekspresu postawił filiżankę. Nalała sobie kawy. Śniadanie było przygotowane – smażone jajka, bekon i tosty. Teresa usiadła na najbliższym krześle.
– Nie wiedziałem, na co masz ochotę – wyjaśnił, wskazując stół.
– Nie gniewaj się, ale nie jestem głodna.
Uśmiechnął się.
– Nic się nie stało. Ja też nie jestem głodny.
Wstała z krzesła, podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Objęła go i przytuliła twarz do jego szyi. Trzymał ją mocno i gładził po włosach.
W końcu wysunęła się z jego ramion. Spędzili tyle czasu na słońcu, że się opaliła. W dżinsowych szortach i białej bluzce wyglądała jak beztroska nastolatka. Przez chwilę wpatrywała się bez słowa w drobny kwiatowy wzór na sandałach. Walizka i torba stały na podłodze w sypialni.
– Mój samolot niedługo odlatuje, muszę jeszcze zwolnić pokój w hotelu i zwrócić samochód w wypożyczalni.
– Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą pojechał?
Skinęła głową, zaciskając wargi.
– Nie, będę się śpieszyć, by zdążyć na samolot, poza tym musiałbyś pojechać za mną ciężarówką. Możemy pożegnać się tutaj.
– Zadzwonię do ciebie dziś wieczorem.
– Miałam nadzieję, że zadzwonisz.
W oczach Teresy pojawiły się łzy. Przyciągnął ją do siebie.
– Już zaczynam za tobą tęsknić – powiedział Garrett, a Teresa się rozpłakała. Starł łzy palcami, delikatnie dotykając policzków.
– Będę tęskniła za twoim gotowaniem – szepnęła, czując się idiotycznie.
Roześmiał się i napięcie zelżało.
– Nie bądź taka smutna. Przecież zobaczymy się za dwa tygodnie.
– Chyba że zmienisz zdanie.
Uśmiechnął się.
– Będę liczył dni. Tym razem przywieziesz ze sobą Kevina?
Kiwnęła głową.
– To dobrze, chcę go poznać. Jeśli jest choć trochę do ciebie podobny, to na pewno się dogadamy.
– Nie wątpię.
– Do zobaczenia. Cały czas będę myślał o tobie.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Już o tobie myślę.
– Tylko dlatego, że siedzę ci na kolanach.
Roześmiał się, a ona spojrzała na niego ze łzawym uśmiechem. Wstała, otarła policzki. Garrett poszedł do sypialni po jej walizkę. Wyszli z domu. Słońce zaczynało wspinać się po niebie. Robiło się coraz cieplej. Teresa wyjęła okulary przeciwsłoneczne z bocznej kieszeni torby. Trzymała je w ręku, gdy podeszli do wynajętego przez nią samochodu.
Otworzyła bagażnik, a Garrett wstawił jej rzeczy do środka. Wziął ją w ramiona, pocałował lekko i puścił. Otworzył jej drzwiczki i pomógł wsiąść. Włożyła kluczyk do stacyjki.
Wpatrywali się w siebie przez otwarte drzwi, dopóki nie zapaliła silnika.
– Muszę jechać, jeśli mam zdążyć na samolot.
– Wiem.
Cofnął się i zatrzasnął drzwi. Opuściła szybę i wyciągnęła do niego rękę. Garrett ujął jej dłoń. Teresa wrzuciła wsteczny bieg.
– Zadzwonisz dziś wieczorem?
– Obiecuję.
Puściła jego rękę, uśmiechnęła się i powoli ruszyła. Garrett odprowadzał ją spojrzeniem. Pomachała mu ostatni raz i wjechała na ulicę. Zaczął się zastanawiać, jak, do diabła, przeżyje następne dwa tygodnie.
Mimo dużego ruchu szybko dojechała do hotelu i zwolniła pokój. Czekały na nią trzy wiadomości od Deanny, jedna bardziej rozpaczliwa od drugiej. „Co się dzieje? Jak poszła ci randka?” – brzmiała pierwsza. „Dlaczego nie zadzwoniłaś? Czekam na wieści!” – przeczytała w drugiej. W trzeciej napisała po prostu: „Zabijasz mnie! Zadzwoń i podaj szczegóły! Błagam!” Była również wiadomość od Kevina, czekała na nią co najmniej dwa dni. Teresa kilkakrotnie dzwoniła do syna z domu Garretta.
Odstawiła samochód i dotarła na lotnisko na pół godziny przed odlotem. Na szczęście kolejka do oddania bagażu była krótka i Teresa znalazła się przy wyjściu na płytę w chwili, gdy pasażerowie wchodzili do samolotu. Oddała bilet stewardesie, weszła na pokład i zajęła swoje miejsce. Na lot do Charlotte nie pojawiło się zbyt wielu pasażerów. Fotel obok niej był pusty.
Teresa zaczęła rozpamiętywać niezwykłe wydarzenia ostatniego tygodnia. Nie tylko odnalazła Garretta, ale poznała go lepiej, niż sądziła, że jest to w ogóle możliwe. Obudził w niej uczucia, które uważała za głęboko pogrzebane.
Ale czy go kochała?
Postawiła to pytanie niechętnie, obawiając się konsekwencji, jakie niosło za sobą przyznanie się do poważnego uczucia.
Przypomniała sobie rozmowę z poprzedniej nocy. Jego obawy przed pogodzeniem się z przeszłością, przed długimi rozstaniami… Doskonale rozumiała jego stan ducha, ale…
Chyba zakochałem się w tobie.
Zmarszczyła brwi. Dlaczego dodał słówko „chyba”? Albo się kocha, albo nie… Nie kochał jej? Powiedział to tylko po to, żeby sprawić jej przyjemność? A może zrobił to z innego powodu?
Chyba zakochałem się w tobie.
Usłyszała, jak powtarza te słowa… W jego głosie brzmiał ton… czego? Niepewności? Gdy sobie przypominała tę chwilę, żałowała, że w ogóle jej to powiedział. Nie musiałaby teraz domyślać się, o co naprawdę mu chodziło.
A co z nią? Czy kochała Garretta?
Przymknęła ze znużeniem powieki. Nagle straciła ochotę na drążenie własnych uczuć. Jednego była pewna. Nie wyzna mu miłości, dopóki się nie przekona, że Catherine bezpowrotnie odeszła w przeszłość.
** ** **
Tamtej nocy Garrett śnił o gwałtownym sztormie. Deszcz bębnił o dach, a on gorączkowo biegał z jednego pokoju do drugiego. Był w domu, w którym mieszkał, i chociaż wiedział, gdzie się znajduje, oślepiał go deszcz wpadający przez otwarte okna. Musiał je zamknąć. Wpadł do sypialni i zaplątał się w zasłony szarpane przez wiatr. Walcząc z nimi wyciągnął ręce do okna, gdy nagle pogasły światła.
W pokoju zapanowały ciemności. W ryku fal słyszał głuchy sygnał ostrzegający przed huraganem. Nagle, gdy mocował się z oknem, błyskawica rozświetliła niebo. Nie dał rady zamknąć okna. Deszcz nadal lał się do środka, mocząc mu ręce i uniemożliwiając uchwycenie framugi.
Nad jego głową pod naporem wiatru zaczął pękać dach.
Wciąż walczył z oknem, ale zablokowało się i nie dało się ruszyć. Zrezygnował w końcu, spróbował zamknąć sąsiednie. Podobnie jak pierwsze, również było zablokowane.
Słyszał, jak z dachu spadają dachówki. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła.
Odwrócił się i pobiegł do saloniku. Odłamki rozbitej szyby zasypały podłogę. Strumienie deszczu zalały pokój. Wiał przeraźliwy wiatr. Trzeszczały frontowe drzwi.
Z zewnątrz dobiegł go głos Teresy.
– Garrett, musisz uciekać!
W tym momencie poleciały szyby w sypialni. Ostre podmuchy wiatru wpadły do domu. Zaczęły rozrywać sufit. Dom nie mógł ocaleć.
Catherine.
Jej zdjęcie i inne drobiazgi przechowywał w stoliku nocnym.
Garrett! Masz coraz mniej czasu! – zawołała Teresa.
Dostrzegł ją na zewnątrz mimo padającego deszczu i ciemności. Przyzywała go do siebie.
Zdjęcie. Obrączka. Walentynki.
– Chodź! – wołała. Machała rozpaczliwie ramionami.
Z głośnym trzaskiem dach odłamał się od stropu, wiatr rozrywał go na strzępy. Bezwiednie osłonił głowę ramionami, gdy kawałki sufitu posypały się na podłogę.
Читать дальше