– Daj mi pięć stów, to zapomnę o tej zniewadze. Ostatecznie młodzi ludzie nie znają się na uprzejmościach należnych człowiekowi takiemu jak ja.
Vito Corleone uśmiechnął się do niego i chociaż był młodym człowiekiem jeszcze niesplamionym krwią, w jego śmiechu było coś tak mrożącego, że Fanucci zawahał się chwilę, nim począł mówić dalej:
– W przeciwnym razie przyjdzie odwiedzić cię policja, twoja żona i dzieci będą pohańbione i zostaną bez środków do życia. Ma się rozumieć, jeżeli moje informacje co do twoich zysków są nieścisłe, opuszczę trochę. Ale nie zejdę poniżej trzystu dolarów. I nie próbuj wywieść mnie w pole.
Po raz pierwszy Vito Corleone przemówił. Jego ton był rozsądny, nie przejawiał gniewu. Mówił uprzejmie, jak przystoi młodemu człowiekowi zwracającemu się do starszego mężczyzny, tak wybitnego jak Fanucci. Powiedział:
– Moi dwaj przyjaciele mają moją część pieniędzy, będę musiał z nimi pomówić.
Fanucci się uspokoił.
– Możesz przekazać swoim dwóm przyjaciołom, iż spodziewam się, że dadzą mi umoczyć dziób w taki sam sposób. Nie bój się im tego przekazać – dodał uspokajająco. – Clemenza i ja znamy się doskonale, on te rzeczy rozumie. Pozwól mu sobą pokierować. Ma więcej doświadczenia w tych sprawach.
Vito Corleone wzruszył ramionami. Usiłował zrobić nieco zakłopotaną minę.
– Oczywiście – powiedział. – Pan rozumie, że to wszystko jest dla mnie nowe. Dziękuję, że pan ze mną rozmawia jak ojciec chrzestny.
Na Fanuccim zrobiło to wrażenie.
– Jesteś porządnym chłopcem. – Ujął dłoń Vita w swoje włochate łapy. – Masz szacunek. To piękna rzecz u młodych. Następnym razem pogadaj najpierw ze mną, dobrze? Może będę mógł ci dopomóc w twoich planach.
W późniejszych latach Vito Corleone zrozumiał, że tym, co mu kazało postąpić z Fanuccim w tak doskonały, taktyczny sposób, była śmierć jego porywczego ojca, którego mafia zabiła na Sycylii. Ale w owym momencie czuł tylko lodowatą wściekłość, że ten człowiek zamierza obrabować go z pieniędzy, dla których zarobienia ryzykował życie i wolność. Nie bał się. Wówczas pomyślał nawet, że Fanucci jest głupcem. O ile znał Clemenzę, to ów masywny Sycylijczyk prędzej oddałby życie niż jednego centa ze swego łupu. Bądź co bądź Clemenza był gotów zabić policjanta jedynie po to, by ukraść dywan. A szczupły Tessio miał mordercze wejrzenie żmii.
Jednakże później tego wieczora, w mieszkaniu Clemenzy, po drugiej stronie szybu wentylacyjnego, Vito Corleone otrzymał następną lekcję w ramach świeżo rozpoczętej edukacji. Clemenza klął, Tessio patrzał spode łba, ale potem obaj zaczęli dyskutować, czy Fanucci zadowoliłby się dwustoma dolarami. Tessio uważał, że to możliwe. Clemenza był pewny swego.
– Nie, ten bliznowaty drań musiał się dowiedzieć, ileśmy dostali od hurtownika, który kupił te suknie. Fanucci weźmie trzysta dolarów i ani centa mniej. Będziemy musieli zapłacić.
Vito był tym zdumiony, ale pilnował się, by nie okazać swego zdziwienia.
– Dlaczego musimy mu zapłacić? Co on może nam zrobić? Jesteśmy silniejsi od niego. Mamy broń. Dlaczego musimy oddać pieniądze, któreśmy zarobili?
Clemenza wyjaśnił cierpliwie:
– Fanucci ma przyjaciół, prawdziwych drani. Ma powiązania z policją. Chciałby, żebyśmy mu wyjawili nasze plany, bo mógłby nadać nas glinom i zyskać sobie ich wdzięczność. Wtedy byliby mu winni uprzejmość. Tak on pracuje. I ma od samego Maranzallego zezwolenie na obrabianie tej dzielnicy.
Maranzalla był gangsterem, którego nazwisko często gościło na łamach gazet, był znany jako przywódca szajki przestępczej, specjalizującej się w wymuszeniach, hazardzie i napadach rabunkowych z bronią w ręku.
Clemenza podał wino własnej roboty. Jego żona, postawiwszy na stole półmisek z salami i oliwkami oraz bochenek włoskiego chleba, wyszła zasiąść przed domem ze swymi przyjaciółkami i zabrała ze sobą krzesło. Była młodą Włoszką, przebywającą w tym kraju zaledwie od paru lat, i nie rozumiała jeszcze po angielsku.
Vito Corleone zasiadł ze swymi dwoma przyjaciółmi i popijał wino. Nigdy jeszcze nie posługiwał się swoją inteligencją tak intensywnie, jak w tej chwili. Zdziwiony był, że potrafi myśleć tak jasno. Przypomniał sobie wszystko, co wiedział o Fanuccim. Przypomniał sobie ów dzień, gdy poderżnięto mu gardło, a on biegł ulicą, trzymając kapelusz pod brodą, by chwytać cieknącą krew. Przypomniał sobie, jak zamordowano chłopaka, który użył noża, a dwóm pozostałym skasowano wyroki dzięki zapłaceniu odszkodowania. I nagle nabrał pewności, że Fanucci nie ma wielkich stosunków, nie może ich mieć. Skoro jest człowiekiem, który donosi policji. Skoro jest człowiekiem, który przyjmuje wykup za zemstę. Prawdziwy mafioso kazałby zabić tamtych dwóch. Nie. Fanucciemu powiodło się i zabił jednego, ale wiedział, że nie zdołałby zabić dwóch pozostałych, kiedy już zostali zaalarmowani. Więc pozwolił zapłacić. To osobista, brutalna siła tego człowieka umożliwia mu ściąganie haraczu od sklepikarzy, od gier hazardowych, prowadzonych w mieszkaniach. Ale Vitowi Corleone wiadomo było co najmniej o jednym domu gry, który nigdy nie płacił daniny Fanucciemu, a mimo to nic się nigdy nie stało temu, kto go prowadził.
A zatem był tylko sam Fanucci. Albo Fanucci z paroma rewolwerowcami, których najmował do specjalnych zadań na bazie czysto gotówkowej. To zaś kazało Vitowi Corleone podjąć inną decyzję co do kierunku, jaki musiało obrać jego życie.
Z tego doświadczenia zrodziło się jego często powtarzane przekonanie, że każdy człowiek ma tylko jedno przeznaczenie. Owego wieczora mógł wpłacić Fanucciemu haracz i znowu zostać ekspedientem w sklepie spożywczym, a z biegiem lat może dorobić się własnego sklepu. Ale przeznaczenie zadecydowało, że miał zostać donem, i przywiodło doń Fanucciego, by go skierować na przeznaczoną mu drogę.
Kiedy skończyli butelkę wina, Vito powiedział ostrożnie do Clemenzy i Tessia:
– Jeżeli chcecie, może dalibyście mi po dwieście dolarów, żeby zapłacić Fanucciemu? Gwarantuję, że przyjmie tę sumę. A potem zostawicie wszystko w moich rękach. Załatwię ten problem ku waszemu zadowoleniu.
Oczy Clemenzy od razu zabłysły podejrzliwością. Vito powiedział mu zimno:
– Nigdy nie kłamię ludziom, których uznałem za przyjaciół. Sam pomów jutro z Fanuccim. Niech cię poprosi o pieniądze. Ale mu nie płać. I nie kłóć się z nim o nic. Powiedz mu, że musisz zebrać pieniądze, i oddasz je mnie, abym mu przekazał. Daj mu do zrozumienia, że jesteś gotów zapłacić, ile żąda. Nie targuj się. Ja będę się z nim wykłócał o sumę. Nie ma sensu rozjuszać go, jeżeli jest taki niebezpieczny, jak powiadasz.
Na tym poprzestali. Następnego dnia Clemenza rozmówił się z Fanuccim, by się upewnić, że Vito nie zmyślił całej historii. Potem przyszedł do mieszkania Vita i wręczył mu dwieście dolarów. Zerknął na Vita Corleone i rzekł:
– Fanucci powiedział mi, że nie może być niżej trzystu dolarów. Jak go namówisz, żeby wziął mniej?
Vito Corleone odpowiedział rozsądnie:
– To chyba nie twoja rzecz. Tylko pamiętaj, że wyświadczyłem ci przysługę.
Tessio przyszedł później. Był bardziej powściągliwy niż Clemenza, bystrzejszy, sprytniejszy, ale nie miał w sobie takiej mocy. Wyczuwał, że coś tu nie gra, że coś jest nie całkiem w porządku. Był trochę zaniepokojony. Powiedział do Vita Corleone:
– Uważaj na siebie z tym draniem Czarnej Ręki, jest podstępny jak ksiądz. Chcesz, żebym tu był jako świadek, kiedy mu będziesz wręczał pieniądze?
Читать дальше