Nino wyprostował się.
– Będę dla ciebie śpiewał, Johnny – przyrzekł tak bełkotliwie, że ledwie można go było zrozumieć. – Teraz jestem lepszym śpiewakiem od ciebie. Zawsze byłem lepszy od ciebie, wiesz o tym?
Johnny stał i myślał: więc to jest tak. Wiedział, że kiedy miał zdrowy głos, Nino po prostu nie był w tej samej klasie co i on, w tych latach, kiedy śpiewali razem jako młodziaki. Widział, że Nino czeka na odpowiedź, chwiejąc się pijacko w świetle kalifornijskiego księżyca.
– Ja cię pieprzę – powiedział łagodnie i obaj się roześmiali tak jak za dawnych czasów, gdy byli młodzi.
Kiedy Johnny Fontane dostał wiadomość o postrzeleniu dona Corleone, nie tylko zmartwił się z powodu swego ojca chrzestnego, ale i zastanawiał się, czy sfinansowanie jego filmu jest nadal aktualne. Chciał jechać do Nowego Jorku i złożyć uszanowanie ojcu chrzestnemu w szpitalu, lecz powiedziano mu, żeby nie robił sobie niedobrej reklamy, bo to jest ostatnia rzecz, jakiej chciałby don Corleone. Czekał więc. W tydzień później zjawił się wysłannik od Toma Hagena. Sfinansowanie było nadal aktualne, ale tylko po jednym filmie naraz.
Tymczasem Johnny pozwolił Ninowi działać na własną rękę w Hollywood i Kalifornii, i Ninowi wiodło się doskonale z młodymi gwiazdkami. Niekiedy Johnny dzwonił do Nina, żeby gdzieś razem z nim spędzić wieczór, ale nigdy mu się nie narzucał. Kiedy rozmawiali o postrzeleniu dona, Nino powiedział:
– Wiesz, raz poprosiłem dona o pracę w jego organizacji i nie chciał mi jej dać. Miałem dosyć jeżdżenia ciężarówką i chciałem zarobić kupę forsy. I wiesz, co mi powiedział? Że każdy człowiek ma tylko jedno przeznaczenie, a moim przeznaczeniem jest być artystą. Co oznaczało, że nie mógłbym być szwindlarzem.
Johnny przemyślał to sobie. Ojciec chrzestny musi być chyba najbystrzejszym facetem na świecie. Od razu wiedział, że Nino nigdy nie potrafiłby zostać szwindlarzem, że tylko by na tym wpadł albo został zabity. Zabity z którymś ze swoich dowcipów na ustach. Ale skąd don wiedział, że będzie artystą? Bo przewidywał, psiakrew, że kiedyś dopomogę Ninowi. A jakim sposobem to przewidział? Bo podsunąłby mi tę myśl, a ja bym się postarał okazać mu swoją wdzięczność. Ma się rozumieć, nigdy mnie o to nie poprosił. Po prostu dał mi wyczuć, że to by mu zrobiło przyjemność. Johnny Fontane westchnął. Teraz ojciec chrzestny był ranny, zagrożony, a on sam mógł się pożegnać z Nagrodą Akademii, skoro Woltz działał przeciwko niemu, on zaś nie miał znikąd pomocy. Tylko don posiadał takie osobiste kontakty, dzięki którym mógł wywierać naciski, a rodzina Corleone miała teraz inne rzeczy na głowie. Johnny zaofiarował swą pomoc, ale Hagen krótko odmówił.
Johnny był zajęty uruchamianiem własnego filmu. Autor książki, w której Johnny miał główną rolę, ukończył nową powieść, i na zaproszenie Johnny’ego przyjechał na Zachodnie Wybrzeże, by to omówić bez ingerencji agentów czy wytwórni. Druga książka była idealna do tego, czego chciał Johnny. Nie musiałby śpiewać, fabuła była dobra, jędrna, z mnóstwem kobiet i seksu, i była tam rola, którą Johnny od razu uznał za zrobioną jak na zamówienie dla Nina. Postać ta mówiła tak jak Nino, zachowywała się tak jak on, nawet wyglądała jak on. Było to niesamowite. Wszystkim, co Nino musiałby zrobić, to ukazać się na ekranie i być sobą. Johnny działał szybko. Przekonał się, że wie o produkowaniu filmów znacznie więcej, niż sądził, ale wziął sobie kierownika produkcji, człowieka, który znał się na rzeczy, lecz miał trudności ze znalezieniem zajęcia, ponieważ był na czarnej liście. Johnny nie wykorzystał tego i zawarł z nim przyzwoitą umowę.
– Spodziewam się, że w ten sposób zaoszczędzi mi pan więcej forsy – wyjawił szczerze.
Zdziwił się więc, kiedy kierownik produkcji przyszedł do niego i oznajmił, że trzeba odpalić przedstawicielowi związku zawodowego ni mniej, ni więcej, tylko pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Jest masa problemów dotyczących godzin nadliczbowych i zatrudnienia, więc opłaci się wydać te pięćdziesiąt tysięcy. Johnny zastanowił się, czy kierownik go nie naciąga, a potem rzekł:
– Niech pan przyśle do mnie tego związkowca.
Związkowcem był Billy Goff. Johnny powiedział mu:
– Zdawało mi się, że sprawy związkowe zostały załatwione przez moich przyjaciół. Mówiono mi, żebym się o to nie martwił. Wcale a wcale.
– Kto panu to mówił? – zapytał Goff.
– Doskonale pan wie, kto – odparł Johnny. – Nie będę wymieniał jego nazwiska, ale kiedy mi coś powie, to wystarcza.
– Sytuacja się zmieniła – rzekł Goff. – Pański przyjaciel ma kłopoty i jego słowo nie sięga już tak daleko na zachód.
Johnny wzruszył ramionami.
– Niech pan do mnie przyjdzie za parę dni, dobrze?
Goff uśmiechnął się.
– Jasne, Johnny. Ale dzwonienie do Nowego Jorku nic panu nie pomoże.
Jednakże zadzwonienie do Nowego Jorku pomogło. Johnny porozumiał się z Hagenem w jego kancelarii. Hagen przykazał mu krótko i węzłowato, żeby nie płacił.
– Twój ojciec chrzestny będzie wściekły jak diabli, jeżeli dasz temu łobuzowi bodaj dziesięć centów – oświadczył Johnny’emu. – Przecież to don utraciłby szacunek, a na to nie może sobie teraz pozwolić.
– Czy mogę pomówić z donem? – zapytał Johnny. – Porozmawiasz z nim? Muszę uruchomić film.
– Nikt nie może rozmawiać z donem w tej chwili – odrzekł Hagen. – Zanadto źle się czuje. Pogadam z Sonnym o załatwieniu tej sprawy. Ale o jednym sam zadecyduję. Nie płać temu cwanemu łobuzowi ani centa. Dam ci znać, gdyby coś się zmieniło.
Johnny, niezadowolony, odłożył słuchawkę. Kłopoty ze związkiem mogły powiększyć koszt filmu o całą fortunę i sprawić, że wszystko weźmie w łeb. Przez chwilę zastanawiał się, czyby nie odpalić Goffowi tych pięćdziesięciu patyków po cichu. Ostatecznie opinia dona a opinia Hagena, i wydawanie mu przezeń rozkazów, to były dwie różne rzeczy. Postanowił jednak odczekać kilka dni.
Przez to czekanie zaoszczędził pięćdziesiąt tysięcy dolarów. W dwa dni później znaleziono wieczorem Goffa zastrzelonego w jego domu w Glendale. Nie było więc mowy o kłopotach ze związkiem zawodowym. Johnny był wstrząśnięty tym zabójstwem. Po raz pierwszy długa ręka dona zadała śmiertelny cios tak blisko niego.
W miarę jak upływały tygodnie, Johnny Fontane był coraz bardziej zajęty przygotowaniem scenariusza, obsadą filmu i opracowywaniem szczegółów produkcyjnych; zapomniał o swoim głosie, o tym, że nie może śpiewać. Jednakże kiedy ogłoszono kandydatury do Nagrody Akademii i znalazł się na liście, ogarnęło go przygnębienie, gdyż nie poproszono go, aby odśpiewał którąś z nominowanych do Oscara piosenek podczas uroczystości, transmitowanej przez telewizję na cały kraj. Jednakże machnął na to ręką i pracował dalej. Teraz, gdy ojciec chrzestny nie mógł już wywierać nacisku, Johnny nie miał żadnej nadziei na zdobycie nagrody, ale wysunięcie go jako kandydata też miało pewną wartość.
Płyta, którą nagrał z Ninem, ta z piosenkami włoskimi, rozchodziła się znacznie lepiej, niż wszystko, co nagrał ostatnio, ale wiedział, że jest to bardziej sukces Nina niż jego własny. Pogodził się z tym, że już nigdy nie będzie mógł śpiewać zawodowo.
Raz na tydzień jadał kolację z Ginny i dziećmi. Bez względu na to, jak wiele miał roboty, nigdy nie zaniedbywał tego obowiązku. Ale nie sypiał z Ginny. Tymczasem jego druga żona skombinowała rozwód w Meksyku, więc znowu był kawalerem. Rzecz dziwna, nie palił się zbytnio do sypiania z młodymi gwiazdkami, które byłyby łatwą zdobyczą. W gruncie rzeczy był zanadto snobem. Bolało go to, że żadna z młodych gwiazd, aktorek będących jeszcze na szczycie, nigdy mu nie dawała okazji. Ale dobrze było ciężko pracować. Najczęściej wracał wieczorem samotnie do domu, nastawiał swoje stare płyty, robił sobie drinka i nucił pod nie kilka taktów. Dobry był niegdyś, diabelnie dobry. Nie uświadamiał sobie, jaki dobry. Nawet niezależnie od tego specjalnego głosu, który mógł się trafić każdemu, był dobry. Był prawdziwym artystą i wcale o tym nie wiedział, i nie wiedział też, jak bardzo to uwielbiał. Zmarnował sobie głos piciem, paleniem i dziwkami akurat wtedy, kiedy naprawdę zrozumiał, o co idzie. Czasami Nino przychodził na drinka i słuchał razem z nim, a Johnny mówił szyderczo:
Читать дальше