Czytając długą listę rzeczy do zrobienia, nie mogłam się nadziwić, jaka jest mądra. Tyle wiedziała, że poczułam się jak dziecko prowadzone przez zatroskaną matkę. Tak się cieszyłam, że nie powstrzymywałam łez, płynąc promem do domu. Ponieważ byłam na promie, nie przestraszyłam się chłodnego wietrzyku. Nawet mnie orzeźwił. Po chwili jednak uniosłam wzrok.
Zobaczyłam Fu Nana. Brakowało mu jednego oka.
Z przerażenia o mało nie wyskoczyłam za burtę. Czułam się, jak gdybym zobaczyła, co się stanie ze mną.
– Daj pieniądze – powiedział.
Wieczorem ustawiłam zdjęcie Drogiej Cioci na niskim stoliku i zapaliłam kadzidełko. Błagałam o wybaczenie ją i jej ojca. Mówiłam, że za prezent, jaki od niej dostałam, kupię sobie wolność, i mam nadzieję, że nie będzie o to zła.
Następnego dnia sprzedałam kość wróżebną w drugim sklepie, który odwiedziłam wiele miesięcy temu. Razem z oszczędnościami, jakie zgromadziłam, pracując jako pokojówka, miałam dość pieniędzy na bilet na statek w najtańszej klasie. Wzięłam rozkład rejsów i wysłałam do GaoLing telegram. Co kilka dni dawałam Fu Nanowi dość pieniędzy, żeby pogrążył się w swoich marzeniach. Wreszcie przyznano mi wizę. Zostałam sławną artystką zagraniczną.
Płynęłam do Ameryki, ziemi bez klątw i duchów. Zanim przybiłam do brzegu, odmłodniałam o pięć lat. A jednak czułam się taka stara.
Ruth wyczuwała, że pan Tang pokochał LuLing, choć nigdy jej nie spotkał. Mówił, jak gdyby znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, nawet jej własna córka. Miał osiemdziesiąt lat i przeżył drugą wojnę światową, wojnę domową w Chinach, rewolucję kulturalną i operację wszczepienia trzech bypassów tętnicy wieńcowej. W Chinach był słynnym pisarzem, ale tu jego dzieł nie przetłumaczono, więc były nieznane. Nazwisko pana Tanga Ruth dostała od kolegi Arta, lingwisty.
– To kobieta silnego charakteru, bardzo uczciwa – powiedział, rozmawiając przez telefon z Ruth krótko po rozpoczęciu tłumaczenia zapisków matki, które Ruth mu przesłała. – Mogłaby mi pani dać jej zdjęcie z młodości? Kiedy ją zobaczę, łatwiej mi będzie przełożyć jej słowa na angielski tak, jak wyraziła je po chińsku.
Ruth uważała, że to dziwna prośba, lecz spełniła ją, wysyłając mu powiększone odbitki zdjęcia LuLing i GaoLing z Matką i fotografii, którą zrobiono matce zaraz po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Później pan Tang poprosił Ruth o zdjęcie Drogiej Cioci.
– Niezwykła postać – zauważył. – Samouk, szczera, prawdziwa buntowniczka jak na tamte czasy.
Ruth miała nieprzepartą ochotę spytać go, czy Droga Ciocia rzeczywiście jest prawdziwą matką jej matki. Wstrzymała się jednak, pragnąc przeczytać cały przekład od początku do końca, nie po kawałku. Pan Tang powiedział, że skończy pracę za dwa miesiące.
– Nie chciałbym tłumaczyć słowa po słowie. Chcę nadać tekstowi bardziej naturalną formę, a jednocześnie mieć pewność, że to słowa pani matki, zapis dla pani, pani dzieci i następnych pokoleń. Trzeba to zrobić precyzyjnie, zgodzi się pani ze mną?
Kiedy pan Tang pracował nad przekładem, Ruth mieszkała w domu LuLing. Powiedziała o swojej przeprowadzce Artowi, gdy wrócił z Hawajów.
– Trochę to niespodziewane – zauważył, obserwując, jak Ruth się pakuje. – Jesteś pewna, że nie postępujesz zbyt pochopnie? Może lepiej zatrudnić kogoś do pomocy?
Czyżby bagatelizowała swoje kłopoty w ciągu ostatniego pół roku? A może Art po prostu nie zwrócił na nie uwagi? Poczuła rozgoryczenie na myśl, jak mało o sobie wiedzą.
– Chyba będzie prościej, jeśli zatrudnisz kogoś do pomocy i opieki nad dziewczynkami – odparła Ruth. Art westchnął.
– Przepraszam. Po prostu wszystkie gosposie, jakie uda mi się przyjąć, po kolei rezygnują, a nie mogę nakłaniać cioci Gal ani nikogo innego, żeby zajmowała się matką cały czas. Owszem, ciocia Gal może ją od czasu do czasu wziąć do siebie, ale tydzień, jaki z nią spędziła, był podobno gorszy od czasów, gdy jej wnuki były małe i musiała za nimi biegać. Przynajmniej wreszcie uwierzyła w diagnozę i już wie, że herbatka z żeń – szenia nie jest cudownym lekiem na wszystko.
– Na pewno nie chodzi o nic innego? – pytał, idąc za nią do Kącika.
– Co masz na myśli? – Brała z półek dyskietki i notatniki.
– Nas. Ciebie i mnie. Może powinniśmy porozmawiać o czymś więcej niż obumierający umysł twojej matki?
– Dlaczego tak sądzisz?
– Wydajesz się – nie wiem – chłodna, może nawet zła.
– Jestem spięta. W zeszłym tygodniu przekonałam się, jak naprawdę czuje się matka, i to mnie przeraziło. Jest niebezpieczna dla samej siebie. Jest z nią o wiele gorzej, niż myślałam. Przekonałam się, że choroba jest bardziej zaawansowana, niż mi się zdawało. Prawdopodobnie rozwija się od sześciu czy siedmiu lat. Nie wiem, dlaczego dotąd tego nie zauważyłam…
– Czyli twoja decyzja o mieszkaniu u matki nie ma nic wspólnego z nami?
– Nie – oświadczyła stanowczo Ruth. A po chwili powiedziała ciszej: – Nie wiem. – Po długim milczeniu dodała: – Pamiętam, jak zapytałeś mnie kiedyś, co zamierzam począć z moją matką. Zastanowiło mnie to. Tak, co ja zamierzam zrobić? Czułam się, jakby wszystko zależało tylko ode mnie. Próbowałam sobie ^ tym poradzić najlepiej, jak umiałam, i oto moje rozwiązanie. Być może moja wyprowadzka ma coś wspólnego z nami, ale teraz, jeśli nawet dzieje się między nami coś złego, ważniejsze jest to, co dzieje się z moją matką. Na razie potrafię się skupić tylko na tym.
Art miał niepewną minę.
– Cóż, kiedy będziesz gotowa, by porozmawiać… – Wycofał się.
Ruth wydał się tak nieszczęśliwy, że z trudem powstrzymała się, by go nie zapewnić, że wszystko jest w porządku.
LuLing także była podejrzliwa, gdy Ruth powiedziała, że musi z nią zamieszkać.
– Ktoś mnie prosił, żebym napisała książkę dla dzieci z obrazkami zwierząt – wyjaśniła Ruth. Przyzwyczaiła się już do kłamania bez wyrzutów sumienia. – Miałam nadzieję, że zgodzisz się zrobić rysunki. Jeżeli tak, łatwiej nam będzie pracować u ciebie, bez tych hałasów.
– Ile zwierząt? Jakie? – LuLing ożywiła się jak dziecko, któremu obiecano wycieczkę do zoo.
– Jakie chcemy. Ty zdecydujesz, co narysować, ma być w chińskim stylu.
– Dobrze. – Matka wydawała się zadowolona z myśli, że odegra istotną rolę w sukcesie córki.
Ruth westchnęła z ulgą, lecz smutek pozostał. Dlaczego wcześniej nie prosiła matki o wykonanie rysunków? Powinna to zrobić, kiedy jeszcze LuLing miała pewną dłoń i umysł. Żal ściskał jej serce, gdy widziała, jak ciężko i sumiennie matka pracuje, by udowodnić, że jest potrzebna.
Tak łatwo mogła ją uszczęśliwić. LuLing po prostu chciała być niezbędna, jak każda matka.
Matka codziennie siadała przy biurku i przez piętnaście minut rozcierała pałeczkę tuszu. Na szczęście wiele podobnych obrazów malowała wcześniej na zwojach – ryby, konie, koty, małpy, kaczki – robiła więc rysunki dzięki zapamiętanym ruchom ręki. Rezultatem były niewyraźne, lecz rozpoznawalne wizerunki zwierząt, które niegdyś wychodziły jej doskonale. Jednak w chwili, gdy LuLing próbowała nieznanego, jej dłoń drżała tak jak jej myśli, a Ruth cierpiała tak samo jak ona, choć starała się tego nie okazywać. Ilekroć LuLing kończyła rysunek, Ruth chwaliła ją, zabierała gotowy obrazek i proponowała nowe zwierzę.
– Hipopotam? – LuLing zastanawiała się nad usłyszanym słowem. – Jak to po chińsku?
Читать дальше