– Wydaje się oczywiste, że to LuLing powinna jechać do Ameryki z panną Grutoff – powiedziała Siostra Yu. – Nauczyciel Pan wkrótce dostanie się we władzę nowej żony, więc LuLing ma mniej powodów, aby przy nim zostać.
GaoLing wahała się odrobinę za długo, zanim oświadczyła:
– Tak, tak będzie najlepiej. A więc postanowione.
– Jak to? – odrzekłam, starając się okazać wielkoduszność. – Nie mogę zostawić własnej siostry.
– Nie jestem nawet twoją prawdziwą siostrą – przypomniała GaoLing. – Pojedziesz pierwsza. Potem będziesz mogła mnie zaprosić.
– Ach, widzisz! To znaczy, że chcesz jechać! – Nie mogłam jej tego nie wypomnieć. Ale skoro decyzja już zapadła, nic nie ryzykowałam.
– Wcale tak nie powiedziałam – odparła GaoLing. – Mówiłam tylko o sytuacji, gdyby coś się zmieniło i musiałabym przyjechać.
– Wobec tego może pojedziesz pierwsza i potem zaprosisz mnie? Jeżeli zostaniesz, twój mąż zrobi z tobą, co zechce. Zniszczy cię. – Byłam naprawdę wielkoduszna.
– Ależ nie mogę zostawić swojej siostry, tak jak ona nie może zostawić mnie – powiedziała GaoLing.
– Nie kłóć się – nakazałam jej. – Jestem starsza. Pojedziesz pierwsza, a miesiąc później ja przyjadę do Hongkongu i zaczekam, aż nadejdą papiery.
GaoLing powinna się sprzeciwić i powiedzieć, że to ona będzie czekać w Hongkongu. Lecz zapytała tylko:
– To tyle się czeka, żeby zaprosić drugą osobę? Miesiąc? Nie miałam pojęcia, jak długo to trwa, ale powiedziałam:
– Może nawet krócej. – Wciąż sądziłam, że zgodzi się czekać.
– Szybko. – GaoLing zamyśliła się. – Jeśli tak prędko, właściwie mogłabym jechać pierwsza. Tylko w ten sposób mogę natychmiast opuścić tego demona, mojego męża.
W tym momencie do pokoju wróciła pani Riley.
– Ustaliliśmy – oznajmiła jej Siostra Yu. – Pannie Grutoff w drodze do San Francisco będzie towarzyszyła GaoLing.
Byłam zbyt oszołomiona, żeby się odezwać. Tej nocy zachodziłam w głowę, jak mogłam stracić taką szansę. Byłam zła na GaoLing, że mnie okpiła. Potem dopuściłam do głosu siostrzane uczucia i ucieszyłam się, że będzie mogła uciec od Fu Nana. Miotałam się między tymi dwoma uczuciami. Tuż przed zaśnięciem uznałam, że to sprawka losu. Cokolwiek mi się teraz przydarzało, było to moje Nowe Przeznaczenie.
Trzy dni później, tuż przed naszym wyjazdem do Hongkongu, urządziliśmy małe przyjęcie.
– Nie trzeba płakać przy pożegnaniu – mówiłam. – Kiedy tylko osiedlimy się w nowym kraju, wszystkich was zaprosimy.
Nauczyciel Pan powiedział, że razem z żoną chętnie przed śmiercią odwiedzą inny kraj. Siostra Yu mówiła, że dużo słyszała o tańcu w Ameryce. Wyznała, że zawsze chciała się nauczyć tańczyć. Przez resztę wieczoru, który miał być naszym ostatnim wspólnym spotkaniem, żartowaliśmy i bawiliśmy się w odgadywanie przyszłości. Panna Grutoff wydobrzeje i wróci do Chin, gdzie znów każe sierotom grać w bardzo złych sztukach. GaoLing będzie bogata, znalazłszy wcześniej odpowiedniego wróżbitę, który będzie umiał pisać czterema pędzelkami naraz. A ja zostanę sławną malarką.
Wznosiliśmy toasty za swoje zdrowie. Niedługo, za rok, a może mniej, Siostra Yu i Nauczyciel Pan ze swoją nową żoną przypłyną do Ameryki na wakacje. GaoLing i ja będziemy na nich czekać w porcie w San Francisco, siedząc w naszym nowym automobilu, błyszczącym i czarnym, z mnóstwem wygodnych siedzeń i amerykańskim szoferem. Zanim pojedziemy do naszej posiadłości na szczycie wzgórza, zatrzymamy się przy sali tanecznej. I aby uczcić nasze spotkanie, będziemy tańczyć, tańczyć i tańczyć.
Co wieczór po powrocie do wynajmowanego pokoju w Hongkongu kładłam się w łóżku z mokrymi ręcznikami na piersi. Na ścianach były krople wilgoci, nie mogłam bowiem otworzyć okien, żeby wpuścić świeże powietrze. Budynek stał przy rybnej ulicy na półwyspie Koulun. Nie mieścił się tu jednak targ rybny. Tam, gdzie sprzedawano ryby, unosiła się woń porannego morza, słona i ostra. Mieszkałam w Otoczonym Murem Mieście Koulun przy kanale rynsztoka, gdzie gromadziły się łuski, krew i wnętrzności, które wieczorem wylewali tam razem z wiadrami wody handlarze ryb. Gdy wdychałam to powietrze, czułam opary śmierci, duszący kwaśny odór, który jak silną ręką sięgał prosto do wnętrza mojego żołądka, wywlekając na zewnątrz trzewia. Zapach Pachnącego Portu na zawsze pozostał w moich nozdrzach.
Brytyjczycy i inni cudzoziemcy mieszkali na wyspie Hongkong. Ale w mieście Koulun byli prawie sami Chińczycy, bogaci i obdarci, biedni i możni, każdy był inny, ale wszystkich łączyło jedno: i silni, i słabi byli tak zdesperowani, że pragnęli na zawsze zostawić ojczyznę i swoje rodziny.
Byli tam także tacy, którzy zarabiali na ludzkiej rozpaczy. Chodziłam do wielu ślepych jasnowidzów, wenmipo, którzy twierdzili, że mają kontakt z duchami.
– Mam wiadomość od dziecka! – wołali. – Wiadomość od syna. Od męża. Od rozgniewanego przodka.
Usiadłam przed jedną z takich wróżbiarek, która mi powiedziała:
– Twoja Droga Ciocia żyje już w innym wcieleniu. Pójdź trzy przecznice na wschód, potem trzy przecznice na północ. Tam zobaczysz żebrzącą dziewczynkę, która zawoła do ciebie: “Ciociu, zlituj się, daj mi nadzieję". Wtedy będziesz wiedziała, że to ona. Daj jej monetę i klątwa straci moc.
Postąpiłam dokładnie według tych wskazówek. I dziewczynka powiedziała do mnie słowo w słowo to, co mówiła wróżbiarka. Byłam uradowana. Potem te same słowa wypowiedziała inna dziewczynka, następna i następna, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści dziewczynek, każda chciała nadziei. Dawałam każdej monetę, na wszelki wypadek. I litowałam się nad każdą. Następnego dnia ujrzałam następną ślepą kobietę, która potrafiła rozmawiać z duchami. Ona także powiedziała mi, gdzie znajdę Drogą Ciocię. Pójdziesz tu i tu. Nazajutrz było to samo. Wydawałam swoje oszczędności, ale nie zważałam na to. Lada dzień miałam przecież wyjechać do Ameryki.
Po miesiącu spędzonym w Hongkongu dostałam list od GaoLing:
“Moja Droga Prawdziwa Siostro, wybacz, że nie pisałam wcześniej. Nauczyciel Pan przysłał mi twój adres, ale nie dostałam go od razu, bo przeprowadzałam się z domu jednej chrześcijanki do drugiej. Przykro mi też poinformować Cię, że panna Grutoff zmarła tydzień po naszym przyjeździe. Zanim poleciała do nieba, powiedziała mi, że popełniła błąd, przyjeżdżając do Ameryki. Chciała wracać do Chin, żeby jej kości spoczęły obok panny Towler. Cieszyłam się, że tak kochała Chiny, ale było mi smutno, ponieważ na powrót było już za późno. Poszłam na jej pogrzeb, lecz okazało się, że niewielu ludzi ją znało. Tylko ja płakałam i powtarzałam sobie: to była wspaniała pani.
Druga wiadomość też nie jest dobra. Dowiedziałam się, że jeszcze nie mogę cię zaprosić. Prawdę mówiąc, sama ledwie mogłam tu zostać. Nie wiem, dlaczego wydawało nam się to takie proste. Teraz rozumiem, że byłyśmy naiwne. Powinnyśmy więcej pytać. Ale teraz wypytałam się i wiem, jak i kiedy możesz tu przyjechać. Jest kilka sposobów.
Pierwszy to taki, żebyś wystąpiła o prawo pobytu jako uchodźca. Chińczykom przydzielono jednak bardzo mały limit, a wjechać chciałaby cała masa ludzi. Szczerze mówiąc, Twoje szansę są jak szansę strugi wody w starciu z falą powodzi.
Drugi sposób polega na tym, że najpierw muszę dostać obywatelstwo, a potem zaproszę Cię jako swoją siostrę. Będziesz musiała oświadczyć, że Matka i Ojciec to twoi prawdziwi rodzice, bo nie będę mogła zaprosić kuzynki. Ale jako krewna będziesz miała prawo przyjazdu przed zwykłymi uchodźcami. Ja, żebym mogła zostać tutejszą obywatelką, muszę się najpierw nauczyć angielskiego i znaleźć dobrą pracę. Przyrzekam Ci, że bardzo pilnie się uczę na wypadek, gdybym musiała użyć tego sposobu.
Читать дальше