Major Danby znowu pokręcił głową ponuro.
– Milo i były starszy szeregowy Wintergreen połączyli się w zeszłym tygodniu. Wszyscy oni teraz są udziałowcami firmy “M i M".
– Więc nie mamy żadnych szans?
– Żadnych.
– Ani cienia szansy, co?
– Ani cienia szansy – potwierdził major Danby. Po chwili podniósł wzrok myśląc na głos: – Czy nie byłoby najlepiej, gdyby nas zniknęli tak jak innych, uwalniając nas od tych wszystkich przytłaczających problemów?
Yossarian powiedział, że nie. Major Danby przyznał mu rację melancholijnym kiwnięciem głowy, znowu spuszczając wzrok, i znowu nie mieli żadnej szansy, kiedy nagle na korytarzu zadudniły czyjeś kroki i krzycząc na cały głos wpadł do pokoju kapelan z elektryzującą wieścią na temat Orra. Był tak przejęty radosnym podnieceniem, że przez kilka pierwszych chwil nie można go było zrozumieć. W jego oczach błyszczały łzy uniesienia i Yossarian wyskoczył z łóżka z rykiem niedowierzania, kiedy wreszcie zrozumiał.
– Szwecja? – krzyknął.
– Orr! – krzyknął kapelan.
– Orr? – krzyknął Yossarian.
– Szwecja! – krzyknął kapelan kiwając głową w radosnej ekstazie i nie panując nad sobą przeskakiwał z miejsca na miejsce uśmiechnięty, oszalały z zachwytu. – To cud! Mówię wam, że to cud! Znów wierzę w Boga. Naprawdę. Wyrzucony na brzeg w Szwecji po tylu tygodniach na morzu! To cud.
– Wyrzucony na brzeg, akurat! – stwierdził Yossarian i również podskakiwał i ryczał triumfalnie ze śmiechu zwracając się do ścian, sufitu, kapelana i majora Danby. – Jego wcale nie wyrzuciło na brzeg w Szwecji. On tam dopłynął! On tam dopłynął, kapelanie, on tam dopłynął.
– Jak to dopłynął?
– On to sobie zaplanował! To nie przypadek, że on wylądował w Szwecji.
– A, co mi tam! – Kapelan podskoczył z nie słabnącym zapałem.
– To i tak jest cud, cud ludzkiej inteligencji i wytrwałości. Pomyślcie tylko, czego on dokonał! – Kapelan złapał się obiema rękami za głowę i pokładał się ze śmiechu. – Czy potraficie go sobie wyobrazić?
– wykrzyknął z podziwem. – Czy możecie go sobie wyobrazić w tej żółtej łódce, jak wiosłuje nocą przez Cieśninę Gibraltarską tym malutkim niebieskim wiosełkiem…
– Jak ciągnie za sobą żyłkę z przynętą, rąbie surowe dorsze przez całą drogę do Szwecji i codziennie po południu robi sobie herbatkę…
– Jakbym go widział! – zawołał kapelan przerywając na chwilę taniec radości, aby złapać oddech. – To jest cud ludzkiej wytrwałości, powiadam wam. I od dzisiaj ja też będę taki! Będę wytrwały. Tak jest, będę wytrwały.
– On wiedział, co robi, od początku do końca! – cieszył się Yossarian, unosząc triumfalnie obie pięści do góry, jakby w nadziei, że wyciśnie z nich jakieś rewelacje. Zakręcił się na pięcie stając twarz w twarz z majorem Danby. – Danby, ty głupku! Więc jednak jest jakaś szansa. Nie rozumiesz? Może nawet Clevinger ukrywa się gdzieś w tej swojej chmurze, czekając, aż będzie mógł wyjść bezpiecznie.
– Co ty wygadujesz? – spytał major Danby zupełnie zbity z tropu.
– O czym wy mówicie?
– Przynieś mi jabłek, Danby, i kasztanów też. Pędź, Danby, pędź. Przynieś mi rajskich jabłuszek i kasztanów, zanim będzie za późno, i nie zapomnij o sobie.
– Kasztany? Rajskie jabłuszka? Po jakie licho?
– Żeby sobie wypełnić policzki, oczywiście. – Yossarian wyrzucił obie ręce w górę gestem straszliwego i rozpaczliwego samopotępienia.
– O, czemuż go nie słuchałem? Dlaczego mu nie ufałem?
– Czyś ty zwariował? – spytał major Danby ze zdumieniem i niepokojem. – Yossarian, czy możesz mi wytłumaczyć, o czym ty mówisz?
– Słuchaj, Orr to sobie zaplanował. Nie rozumiesz? Zaplanował to sobie od samego początku. Dawał się nawet zestrzeliwać dla nabrania wprawy. Każdy jego lot to była repetycja. A ja nie chciałem z nim latać! O, czemuż go nie słuchałem? Zapraszał mnie, a ja nie skorzystałem! Danby, przynieś mi też wystające zęby i zawór do reperacji, i głupio-naiwny wygląd, za którym nikt nie będzie podejrzewał przemyślności. Wszystko to będzie mi potrzebne. O, czemuż go nie słuchałem? Teraz rozumiem, co chciał mi powiedzieć. Wiem nawet, dlaczego tamta dziewczyna waliła go butem po głowie.
– Dlaczego? – spytał gwałtownie kapelan. Yossarian odwrócił się błyskawicznie i błagalnym ruchem złapał kapelana za koszulę na piersi.
– Kapelanie, pomocy! Zdobądź mi ubranie. Pośpiesz się, proszę. Potrzebne mi jest natychmiast.
Kapelan odwrócił się z gotowością.
– Dobrze, zrobię to. Ale gdzie masz ubranie i jak je wydostać?
– Zastrasz albo zagada] każdego, kto zechce cię zatrzymać. Zdobądź mi mundur! Musi być tu gdzieś w szpitalu. Niech choć raz w życiu coś ci się uda.
Kapelan z determinacją rozprostował ramiona i zacisnął zęby.
– Nie bój się, przyniosę ci mundur. Ale proszę cię, powiedz mi, dlaczego tamta dziewczyna waliła Orra butem po głowie.
– Bo jej za to zapłacił! Ale biła go za słabo i dlatego musiał wiosłować do Szwecji. Znajdź mi mundur, żebym mógł się stąd wydostać. Poproś siostrę Duckett, ona ci pomoże. Zrobi wszystko, żeby tylko się mnie pozbyć.
– Dokąd się wybierasz? – spytał major Danby z niepokojem, kiedy kapelan wybiegł z pokoju. – Co chcesz zrobić?
– Chcę uciec – oświadczył Yossarian ożywionym, raźnym głosem, rozpinając w pośpiechu guziki piżamy.
– Nie – jęknął major Danby i zaczął nerwowo ocierać okrytą potem twarz obiema dłońmi. – Nie możesz uciec. Dokąd chcesz uciekać? Dokąd można uciec?
– Do Szwecji.
– Do Szwecji? – zawołał major Danby ze zdumieniem. – Chcesz uciekać do Szwecji? Czyś ty zwariował?
– Orr to zrobił.
– Nie, nie, nie, nie, nie, nie – błagał major Danby. – Nie, Yossarian, nigdy tam nie dotrzesz. Nie możesz tam uciekać. Nie umiesz nawet wiosłować.
– Ale mogę dotrzeć do Rzymu, jeżeli będziesz trzymać gębę na kłódkę, kiedy stąd wyjdziesz, i dasz mi szansę zabrania się na samolot. Zrobisz to?
– Oni cię znajdą – dowodził major Danby rozpaczliwie. – Sprowadzą cię i ukarzą jeszcze surowiej.
– Tym razem będą musieli napracować się jak diabli, żeby mnie złapać.
– Popracują. A nawet jak cię nie znajdą, to co będziesz miał za życie? Zawsze będziesz sam. Nikt nigdy nie stanie.po twojej stronie i stale będziesz żył pod groźbą zdrady.
– Teraz też tak żyję.
– Ale nie możesz ot tak wypiąć się na wszystkie swoje obowiązki i uciec – nalegał major Danby. – To objaw bierności. To eskapizm.
Yossarian roześmiał się lekceważąco i potrząsnął głową.
– Ja nie uciekam od swoich obowiązków. Ja uciekam do nich. To nie jest bierność, kiedy się ucieka ratując życie. Sam wiesz najlepiej, kto jest eskapistą. Na pewno nie ja i nie Orr.
– Może ksiądz do niego przemówi. On dezerteruje. Chce uciec do Szwecji.
– Cudownie! – ucieszył się kapelan, z dumą rzucając na łóżko poszewkę z ubraniem Yossariana. – Uciekaj do Szwecji. A ja zostanę tutaj i będę wytrwały. Tak jest, będę nękał i zadręczał pułkownika Cathcarta i pułkownika Korna przy każdej okazji. Nie boję się. Będę nawet zaczepiać generała Dreedle.
– Generał Dreedle odszedł – przypomniał Yossarian wciągając spodnie i pośpiesznie upychając koszulę za pasek. – Teraz jest generał Peckem.
Gadatliwa pewność siebie kapelana nie przygasła ani na moment.
– No to będę zaczepiał generała Peckema, a nawet generała Scheisskopfa. I wiecie, co jeszcze zrobię? Przy pierwszym spotkaniu wyrżnę w pysk kapitana Blacka. Tak jest, wyrżnę go w pysk. Zrobię to przy wszystkich, żeby nie mógł mi oddać.
Читать дальше