– A teraz już nie chcesz ratować życia?
– Chcę i dlatego właśnie nie daję się zmusić do dalszych lotów.
– No to niech cię odeślą do kraju i nie będziesz się więcej narażał.
– Niech mnie odeślą dlatego, że przekroczyłem pięćdziesiąt akcji
– powiedział Yossarian – a nie dlatego, że mnie pokiereszowała ta dziewczyna, albo dlatego, że okazałem się takim upartym skurwysynem.
Major Danby potrząsnął głową, z wyrazem szczerego strapienia na swojej twarzy okularnika.
– Musieliby wtedy zwolnić prawie wszystkich. Większość ludzi ma przeszło pięćdziesiąt akcji. Gdyby pułkownik Cathcart zażądał tylu nowych, niedoświadczonych lotników z uzupełnień, na górze musieliby się tym zainteresować. Wpadł we własne sidła.
– Jego sprawa.
– Nie, nie, nie, Yossarian – pospieszył z wyjaśnieniem major Danby. – To twoja sprawa. Bo jak nie dotrzymasz umowy, to postawią cię pod sąd polowy, jak tylko wyjdziesz ze szpitala.
Yossarian zagrał mu na nosie i roześmiał się z radosnym uniesieniem.
– A właśnie, że nie! Nie zalewaj, Danby. Niechby tylko spróbowali.
– Dlaczego by mieli nie spróbować? – spytał major Danby mrugając ze zdziwieniem.
– Dlatego, że mam ich teraz w garści. Jest oficjalny raport stwierdzający, że zostałem zraniony przez hitlerowskiego zamachowca, który miał ich zabić. Wyglądałoby głupio, gdyby chcieli mnie po czymś takim oddać pod sąd.
– Ależ, Yossarian! – wykrzyknął major Danby. – Jest też inny oficjalny raport, który stwierdza, że zostałeś zraniony przez niewinną dziewczynę w związku z rozległymi spekulacjami na czarnym rynku, obejmującymi także akty sabotażu i sprzedaż tajemnic wojskowych nieprzyjacielowi.
– Inny oficjalny raport? – Yossarian był zaskoczony i srodze zawiedziony.
– Oni mogą sporządzić tyle oficjalnych raportów, ile zechcą, i wybrać ten, który im będzie potrzebny na daną okazję. Co to, nie wiedziałeś o tym?
– O rany – mruknął Yossarian zgnębiony, czując, jak krew odpływa mu z twarzy.
– Yossarian, zrób to, czego od ciebie chcą, i niech cię odeślą do kraju. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
– Tak będzie najlepiej dla Cathcarta, Korna i dla mnie, a nie dla wszystkich.
– Dla wszystkich – upierał się major Danby. – To rozwiąże cały problem.
– Czy to będzie najlepiej dla ludzi z naszej grupy, którzy będą musieli nadal latać?
Major Danby drgnął i na chwilę odwrócił głowę zażenowany.
– Yossarian – powtórzył – nikomu nie pomożesz tym, że zmusisz pułkownika Cathcarta do postawienia cię przed sądem polowym, który stwierdzi, iż jesteś winien wszystkich zarzucanych ci zbrodni. Pójdziesz do więzienia na długie lata i cale życie będziesz miał zrujnowane.
Yossarian słuchał go coraz bardziej zatroskany.
– O jakie zbrodnie mogą mnie oskarżyć?
– Nieudolność nad Ferrarą, niesubordynacja, odmowa wykonania rozkazu w obliczu nieprzyjaciela i dezercja. Yossarian z namysłem wciągnął policzki.
– Więc mogą mnie oskarżyć o to wszystko, tak? Dali mi przecież medal za Ferrarę. Jak mogą mnie teraz oskarżyć o nieudolność?
– Aarfy przysięgnie, że ty i McWatt skłamaliście w swoim oficjalnym raporcie.
– Ten bydlak na pewno jest do tego zdolny!!
– Stwierdzą też – wyliczał major Danby – że jesteś winien gwałtu, rozległych spekulacji czarnorynkowych, sabotażu i sprzedaży tajemnic wojskowych nieprzyjacielowi.
– Jak mogą mi coś z tych rzeczy udowodnić? Przecież żadnej z nich nie zrobiłem.
– Ale oni mają świadków, którzy przysięgną, że zrobiłeś. Mogą zdobyć tylu świadków, ilu im będzie potrzeba, po prostu przekonując ich, że zniszczenie ciebie będzie działaniem dla dobra kraju. Zresztą poniekąd byłoby to działanie dla dobra kraju.
– W jaki sposób? – spytał Yossarian i uniósł się powoli na łokciu, powściągając wybuch gniewu.
Major Danby cofnął się nieco i znowu otarł czoło.
– Posłuchaj mnie, Yossarian – zaczął z przepraszającym zająknięciem – kompromitacja pułkownika Cathcarta i pułkownika Korna nie przysłużyłaby się sprawie zwycięstwa. Spójrzmy prawdzie w oczy, mimo wszystko nasza grupa ma niemałe osiągnięcia na swoim koncie. Gdybyś stanął przed sądem polowym i został uniewinniony, inni lotnicy też prawdopodobnie odmówiliby udziału w lotach. Pułkownik Cathcart byłby zdyskredytowany i sprawność bojowa jednostki mogłaby zostać zrujnowana. Więc w pewien sposób stwierdzenie, że jesteś winien, wsadzenie cię do więzienia byłoby działaniem dla dobra kraju, mimo że jesteś niewinny.
– Uroczo potrafisz przedstawić sprawę! – rzucił zgryźliwie Yossarian dotknięty do żywego.
Major Danby zaczerwienił się i zaczął się wiercić i mrugać zakłopotany.
– Proszę cię, nie miej do mnie pretensji – powiedział patrząc na Yossariana ze szczerą troską. – Wiesz, że to nie moja wina. Ja tylko usiłuję obiektywnie spojrzeć na sprawę i znaleźć jakieś rozwiązanie bardzo skomplikowanego problemu.
– Nie ja stworzyłem ten problem.
– Ale ty go możesz rozwiązać. Zresztą nie masz wyboru. Przecież nie chcesz latać.
– Mogę uciec.
– Uciec?
– Zdezerterować. Zwiać. Wypiąć się na cały ten cholerny bałagan i wziąć nogi za pas.
Major Danby był wstrząśnięty.
– Dokąd? Dokąd chcesz uciekać?
– Mogę bez trudu uciec do Rzymu i tam się ukryć.
– I żyć w strachu, że w każdej chwili mogą cię odnaleźć? Nie, nie, nie, nie. Byłoby to tchórzliwe i fatalne w skutkach. Ucieczka nigdy nie rozwiąże problemu. Proszę, uwierz mi. Chcę ci tylko pomóc.
– To samo mówił pewien uprzejmy tajniak, zanim postanowił wiercić mi palcem w ranie – zareplikował Yossarian sarkastycznie.
– Ja nie jestem tajniakiem – odparł major Danby z oburzeniem i krew znowu napłynęła mu do twarzy. – Jestem profesorem uniwersytetu, mam wysoce rozwinięte poczucie moralne i nie próbowałbym cię oszukać. Jestem niezdolny do kłamstwa.
– A co byś zrobił, gdyby ktoś z naszej grupy spytał cię, o czym rozmawialiśmy?
– Okłamałbym go.
Yossarian roześmiał się drwiąco i major Danby, chociaż wciąż jeszcze czerwony z zażenowania, odetchnął z ulgą, ciesząc się ze zmiany nastroju Yossariana. Yossarian przyglądał mu się z mieszaniną powściągliwej litości i pogardy. Usiadł w swoim łóżku opierając się plecami o wezgłowie, zapalił papierosa i uśmiechając się lekko z ironicznym rozbawieniem przyglądał się z drwiącym współczuciem wyraźnemu, krągłookiemu przerażeniu, jakie na zawsze odbiło się na twarzy majora Danby w dniu ataku na Awinion, kiedy to generał Dreedle kazał go wyprowadzić na dwór i rozstrzelać. Grymas strachu utrwalił się głębokimi, czarnymi bliznami i Yossarian litował się nad tym łagodnym, moralnym, podstarzałym idealistą, podobnie jak litował się nad wszystkimi ludźmi, których wady nie były zbyt wielkie, a kłopoty zbyt poważne.
– Danby, jak ty możesz współpracować z takimi ludźmi jak Cathcart i Korn? Czy nie robi ci się na ich widok niedobrze? – spytał z wyrachowaną uprzejmością.
Major Danby był zaskoczony pytaniem Yossariana.
– Robię to dla ojczyzny – odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste. – Pułkownik Cathcart i pułkownik Korn są moimi przełożonymi i jedynie wykonując ich rozkazy mogę się przyczynić do zwycięstwa. Współpracuję z nimi, ponieważ jest to moim obowiązkiem. A także dlatego – dodał znacznie ciszej, spuszczając oczy – że nie jestem człowiekiem zbyt energicznym.
Читать дальше