James Herbert - Fuks

Здесь есть возможность читать онлайн «James Herbert - Fuks» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fuks: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fuks»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wkrótce potem opuściłem te okolice, po złożeniu ostatniej wizyty na własnym grobie. Nie wiem dokładnie, dlaczego to zrobiłem; zapewne chciałem w specyficzny sposób złożyć sobie wyrazy uszanowania. Był to dla mnie koniec pewnego etapu, niewykluczone, że koniec życia. Na grobie leżały świeże kwiaty. Nie zapomniano o mnie.
Wspomnienia ojca, męża, przyjaciela zblakły z czasem, zawsze jednak zajmowały istotne miejsce w moich myślach. Od tego czasu moje życie potoczyło się inaczej. Wspomnienia z przeszłości nawiedzały mnie jeszcze co jakiś czas, zmieniały się jednak towarzyszące im emocje. Szybko stały się to uczucia psa, jak gdyby po zakończeniu poszukiwań psia natura wzięła górę nad ludzką duszą – duszą, która stanowiła o moim człowieczeństwie. Czułem się wolny jak ptak. Wolny, by żyć jak pies.

Fuks — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fuks», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czy uświadamiacie sobie, że nasze nieszczęścia są podobne do waszych, że nasze osobowości stanowią uproszczone odbicie waszych? Czy żałujecie, kochacie i nienawidzicie nas dlatego, że dostrzegacie w psach swoje człowieczeństwo? Czy właśnie dlatego obrażacie nasze imię? Czy w ten sposób nie obrażacie również siebie?

Leżąc zdyszany na trawie, w pełni sobie uświadomiłem, co znaczy „psi żywot”. Czy zawsze w życiu musiały spotykać mnie zawody i nieszczęścia? Widzisz, znów górę brała ludzka część mojej natury, zwierzęta bowiem nie zwykły tak filozofować (z pewnymi wyjątkami). Strach i ta prastara ludzka cecha, czyli litowanie się nad sobą, przebudziły uśpioną stronę mojej osobowości; zacząłem myśleć znów ludzkimi pojęciami.

Otrząsnąłem się z użalania nad sobą tak, jak to czynią psy i podniosłem na równe łapy. Miałem cel, który zaniedbałem; musiałem teraz zabrać się do kontynuowania moich poszukiwań.

Dzień był cudownie świeży, a powietrze przesycone aromatycznymi zapachami. Znów nie miałem ani pana, ani przyjaciela, ale dzięki temu byłem wolny. Mogłem robić, co chciałem i iść tam, dokąd miałem ochotę. Byłem odpowiedzialny jedynie przed sobą.

Nie zastanawiając się dłużej, zerwałem się do sprintu. Znów zacząłem pędzić ile sił w nogach, lecz tym razem nie uciekałem od czegoś, ale biegłem ku czemuś. Instynktownie wybrałem kierunek i wkrótce znalazłem się z powrotem na drodze prowadzącej do miasteczka, które wydawało mi się znajome.

Za każdym razem, gdy przemykały koło mnie samochody, wystraszony odskakiwałem na pobocze. Mimo wielu miesięcy spędzonych w ruchliwym mieście wciąż bardzo się bałem tych mechanicznych monstrów. Wiedziałem jednak – nie wiem skąd – że kiedyś, w innym życiu, prowadziłem podobny pojazd. Dotarłem do gęsto zalesionego obszaru i zdecydowałem się na skręcenie między drzewa, wiedząc, że dzięki temu oszczędzę sobie kilka mil drogi.

Las okazał się fascynujący. Rozbrzmiewał brzęczeniem niewidocznych stworzeń. Niewidocznych z początku, wkrótce bowiem zacząłem dostrzegać stworzenia, którym (ku mojemu zaskoczeniu) zdolny byłem przypisać właściwe nazwy. Były to żuki, komary, ważki, moskity, muchy końskie, osy i pszczoły. Z liścia na liść przefruwały pazie królowej. Ryjówki, myszy polne i krety przemykały w poszyciu, a wokół skakało pełno szarych wiewiórek. Siedzący na gałęzi dzięcioł przyjrzał mi się z zaciekawieniem, ignorując moje serdeczne przywitanie. Przestraszona sarna wyskoczyła ze swojego ukrycia, gdy prawie w nie wlazłem. Niezliczone tysiące mszyc (tych samych co na burakach cukrowych) wysysały soki z liści i łodyg, wydzielając rosę miodową, zbieraną przez pszczoły i mrówki. Ptaki – droździki, zięby i sójki, i mnóstwo innych – przelatywały z gałęzi na gałąź i nurkowały w poszycie w poszukiwaniu pożywienia. Dżdżownice wynurzały się i zakopywały w ziemię pod moimi łapami. Byłem zdumiony bogactwem życia tętniącego w lesie, nawet nieco oszołomiony, nigdy bowiem nie zdawałem sobie sprawy, że jest tu taki ruch. Intensywność barw przyprawiała mnie prawie o ból oczu. Nieustający hałaśliwy gwar wibrował mi we łbie. Wprawiające w zachwyt doznania sprawiły, że wydawało mi się, iż wreszcie zacząłem żyć pełnią życia.

Cały dzień spędziłem na radosnych poszukiwaniach i badaniach lasu. Wszystko postrzegałem nowymi oczyma i z całkowicie nowym nastawieniem, ponieważ nie byłem już wyłącznie obserwatorem, ale także mieszkańcem tego świata. Tu i ówdzie zawierałem przyjaźnie, aczkolwiek zaprzątnięte własnymi sprawami zwierzęta przeważnie mnie ignorowały – zarówno owady, jak i ptaki oraz gady. Zupełnie nie można było przewidzieć ich nastawienia w stosunku do mnie, na przykład raz uciąłem sobie bardzo przyjemną pogawędkę z jadowitą żmiją, podczas gdy innym razem elegancka ruda wiewiórka, na którą się natknąłem, okazała się wyjątkową impertynentką. Wygląd zwierząt nie miał nic wspólnego z ich naturą. Rozmowa ze żmiją była oczywiście osobliwa, ponieważ żmije mają tylko ucho wewnętrzne, odbierające wibracje za pośrednictwem czaszki. Powtórnie uświadomiłem sobie, że komunikujemy się za pomocą myśli. Stwierdziłem, że niesprawiedliwie oczernia się żmije, ta bowiem, którą spotkałem, okazała się dobroduszna – podobnie zresztą jak prawie wszystkie, które napotkałem później.

Zapomniałem na jakiś czas o głodzie i bez przeszkód rozkoszowałem się otoczeniem, wąchając ślady przejścia i zaznaczone uryną i wydzieliną gruczołów zapachowych granice terytoriów rozmaitych zwierząt. Od czasu do czasu też znaczyłem swoją drogę, raczej jako pamiątkę mojego pobytu – „Fuks tu był” – niżby to miało pomóc w odnalezieniu drogi powrotnej. Nie zamierzałem nigdzie wracać.

Przedrzemałem na słońcu całe popołudnie i gdy się przebudziłem, poszedłem nad strumyk napić się wody. Siedziała tam żaba, pożerająca długiego różowego robaka. Oskrobywała go lepkimi palcami z błota. Żaba – samiec – przerwała na chwilę posiłek i wybałuszonymi ślepiami przyjrzała mi się z zaciekawieniem. W tym czasie biedne robaczysko rozpaczliwie próbowało się wyswobodzić. Żaba mrugnęła dwukrotnie i wróciła do jedzenia. Robak zniknął jak żywe spaghetti. Na pożegnanie machnął jeszcze ogonkiem (łebkiem?) przed opuszczeniem tego świata, przy czym żaba wybałuszyła ślepia jeszcze bardziej niż przedtem.

„Ładna pogoda”, powiedziałem uprzejmie.

Żaba mrugnęła raz jeszcze i rzekła:

„Rzeczywiście, dość ładna.”

Zastanowiłem się przez chwilę, jak by smakowała, ale oceniłem, że nie jest wystarczająco apetyczna. Przypomniałem sobie, że jej udka mogłyby być dość dobre.

„Chyba się jeszcze nie spotkaliśmy”, stwierdziła żaba.

„Tylko tędy przechodzę”, odrzekłem.

„Przechodzę? Co masz na myśli?”

„Noo… jestem w podróży.”

„Dokąd?”

„Do miasta.”

„Co to jest miasto?”

„Po prostu miasto. Miejsce, gdzie żyją ludzie.”

„Ludzie?”

„Wielkie stworzenia, na dwóch nogach.”

„Nigdy nie słyszałem”, zdziwiła się żaba.

„Ludzie nigdy tędy nie przechodzili?”

„Nigdy ich nie widziałem – powtórzyła. – Miasta też. Tu nie ma miast.”

„Miasto jest niedaleko stąd.”

„Niemożliwe. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.”

„Nie, nie w lesie, ale dalej.”

„Nie ma żadnego dalej.”

„Oczywiście, że jest! Świat jest o wiele większy niż ten las.”

„Jaki las?”

„Dookoła nas – powiedziałem, wskazując nosem. – Za tymi drzewami.”

„Za nimi nic nie ma. O niczym innym nie wiem.”

„Nigdy nie opuszczałeś tej polany?”

„Po co?”

„Zobaczyć, co jest dalej.”

„Dalej nie ma nic. Znam wszystko.”

„Nie znasz. Świat jest o wiele większy.”

„Mylisz się.”

„Nigdy mnie przedtem nie widziałaś, zgadza się?”

„Owszem.”

„No właśnie. Przybywam spoza lasu.”

Żaba zamyśliła się przez chwilę.

„Dlaczego? – zapytała w końcu. – Dlaczego przybyłeś spoza lasu?”

„Bo podróżuję. Chcę dotrzeć do pewnego miejsca.”

„Jakiego?”

„Do miasta.”

„Co to jest miasto?”

„Miejsce w którym… och, nieważne!”

Żaba natychmiast dała sobie spokój z wypytywaniem. Tak naprawdę nie interesowało jej to wszystko.

Ruszyłem dalej, zdesperowany.

„Nigdy nie zmienisz się w przystojnego księcia!”, krzyknąłem jeszcze na pożegnanie.

„Co to znaczy: przystojny?!”, odkrzyknęła żaba.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fuks»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fuks» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Fuks»

Обсуждение, отзывы о книге «Fuks» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x