Kate Fitzgerald wygląda jak upiór, jakby już czekała, kiedy się nim stanie. Jej skóra jest niemalże przezroczysta, włosy tak jasne, że nie widać ich na poduszce.
– Jak się czujesz, skarbie? – mruczy Brian, schylając się, żeby pocałować ją w czoło.
– Chyba w tym roku nie wystartuję w zawodach siłaczy. – Kate uśmiecha się do ojca.
Anna zatrzymuje się w progu, tuż przede mną, niezdecydowana. Sara wyciąga rękę. Annie nie potrzeba większej zachęty; w mgnieniu oka siedzi już na łóżku Kate. Odnotowuję w myślach ten matczyny gest. Dopiero teraz Sara spostrzega mnie w drzwiach.
– Brian – marszczy brwi – co ta pani tutaj robi?
Czekam, żeby Brian się odezwał, ale on jakoś nie spieszy się z wyjaśnieniami. Wchodzę więc sama do pokoju, przykleiwszy do twarzy uśmiech.
– Podobno Kate ma się już lepiej, pomyślałam więc, że mogłabym z nią porozmawiać.
Kate z wysiłkiem unosi się na łokciach.
– Kim pani jest?
Nastawiałam się na opór raczej ze strony Sary, ale to Anna odzywa się pierwsza.
– Chyba jeszcze nie dziś – mówi, choć przecież dobrze wie, że właśnie po to tutaj przyjechałam. – Kate wciąż nie czuje się najlepiej.
Muszę się przez chwilę zastanowić, ale w końcu udaje mi się zrozumieć Annę: całe jej doświadczenie życiowe wskazuje na to, że kto tylko porozmawia z Kate, zawsze bierze jej stronę. A Annie bardzo zależy na tym, żebym ja pozostała w jej obozie.
– Anna ma rację, proszę pani – dodaje pospiesznie Sara. – Kate dopiero co przeszła przesilenie.
Kładę rękę na ramieniu Anny.
– Nie bój się – uspokajam ją, po czym odwracam się do jej matki. – Jak rozumiem, to właśnie pani nalegała, żeby rozpatrzenie…
Sara nie daje mi dokończyć.
– Pani Romano, czy możemy zamienić słowo w cztery oczy?
Wychodzimy razem na korytarz. Sara, odczekawszy, aż minie nas pielęgniarka niosąca igły na styropianowej tacce, odzywa się pierwsza:
– Wiem, co pani sobie o mnie myśli.
– Pani Fitzgerald… Sara potrząsa głową.
– Trzyma pani stronę Anny. Bardzo dobrze. Byłam kiedyś prawnikiem i to rozumiem. Taka jest pani rola; pani drugie zadanie polega na tym, żeby dowiedzieć się, dlaczego nasza rodzina jest taka, jaka jest. – Trze oczy zaciśniętą pięścią. – Natomiast ja mam za zadanie troszczyć się o moje córki. Pierwsza z nich jest ciężko chora, druga – bezgranicznie nieszczęśliwa. Nie przemyślałam jeszcze do końca, jak powinnam postąpić w tej sytuacji, ale wiem, że Kate trudniej będzie powrócić do zdrowia, jeśli się dowie, że odwiedziła ją pani dlatego, że Anna nie wycofała jeszcze pozwu. Niech jej pani tego nie mówi. Proszę.
Powoli kiwam głową. Sara odwraca się do drzwi, przystaje, waha się jeszcze przez chwilę z ręką na klamce.
– Kocham je obie – mówi, stawiając przede mną równanie, które sama będę musiała rozwiązać.
Powiedziałam barmanowi o imieniu Siedem, że prawdziwa miłość nosi wszelkie znamiona przestępstwa.
– Chyba że ma się skończone osiemnaście lat – odparł, zatrzaskując kasę.
Bar zdążył już zrosnąć się ze mną na dobre, stając się drugim tułowiem, podtrzymującym ten pierwszy.
– Cierpienia w miłości – zaczęłam wyliczać. – Zakochany człowiek nie śpi, nie je, niknie w oczach jak torturowany więzień. – Pchnęłam palcem szyjkę pustej butelki w jego stronę. – Kradnie mu się serce.
Siedem przetarł ścierką kontuar przede mną.
– Każdy sędzia wyśmiałby taki pozew.
– Żebyś się nie zdziwił.
Siedem rozwiesił ścierkę na mosiężnej poręczy.
– Moim zdaniem kwalifikuje się to najwyżej jako lekkie wykroczenie.
Oparłam policzek o chłodne wilgotne drewno baru.
– I tu się mylisz – powiedziałam. – Bo blizny po tym pozostają na całe życie.
Brian i Sara zabierają Annę na dół, do stołówki. Zostaję sam na sam z wyraźnie zaciekawioną Kate. Domyślam się, że dziewczyna na palcach obu rąk może policzyć, kiedy matka dobrowolnie zostawiła ją samą. Wyjaśniam jej, że jestem specjalistą od opieki zdrowotnej i pomagam jej rodzicom podjąć decyzje, dotyczące dalszego przebiegu jej leczenia.
– Jest pani z komisji etyki lekarskiej? – zgaduje Kate. – Czy może ze szpitalnej kancelarii prawniczej? Wygląda pani na prawnika.
– A jak według ciebie wygląda prawnik?
– Mniej więcej tak samo jak lekarz, kiedy nie chce powiedzieć, jakie wyniki przyszły z laboratorium.
Przysuwam krzesło do łóżka.
– Cieszę się, że dzisiaj czujesz się już lepiej.
– Wczoraj byłam na niezłym haju – przyznaje Kate. – Dostałam tyle leków, że pomyliłabym czarnoksiężnika z krainy Oz z Ozzym Osbourne’em.
– Czy znasz obecny stan swojego zdrowia?
Kate kiwa głową.
– Po przeszczepie szpiku kostnego przeszłam chorobę Grafta, czyli tak zwaną reakcję „przeszczep przeciwko gospodarzowi”. Samo w sobie nie jest to takie złe, bo pomaga wykończyć białaczkę, ale jednocześnie różne śmieszne rzeczy dzieją się ze skórą i różnymi narządami wewnętrznymi. Żeby sobie z tym poradzić, dostawałam sterydy i cyklosporynę, które podziałały jak trzeba, ale przy okazji rozwaliły mi nerki. I to jest rewelacja tego sezonu. Tak jest za każdym razem: zatkaj jedną dziurę w tamie, a zaraz woda tryśnie z innej. We mnie zawsze coś się psuje.
Ton Kate jest rzeczowy, jakbym wypytywała ją o pogodę albo o to, co dziś podano jej na obiad. Mogłabym ją teraz zapytać, czy rozmawiała z nefrologiem na temat przeszczepu nerki, albo o to, co czuje na myśl o różnych bolesnych zabiegach, które ją czekają. Ale Kate spodziewa się właśnie takich pytań, więc decyduję się zagadnąć ją z zupełnie innej beczki.
– Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?
– Nikt nigdy mnie o to nie pyta. – Kate przygląda mi się uważnie. – Uważa pani, że ja zdążę dorosnąć?
– A ty uważasz, że nie zdążysz? Przecież po to chyba robisz to wszystko, prawda?
Kate milczy tak długo, że tracę już nadzieję, że doczekam się odpowiedzi. W końcu jednak się odzywa:
– Zawsze chciałam być baletnicą. – Unosi wiotką rękę, wykonuje nią gest z arabeski. – Tancerki baletu mają…
Kłopoty z przyswajaniem pożywienia, kończę w myśli.
– …całkowitą kontrolę nad swoim ciałem. Wiedzą dokładnie, co i kiedy ma się wydarzyć. – Kate wzrusza ramionami, powracając do rzeczywistości, do szpitala. – Nieważne.
– Opowiedz mi o swoim bracie.
Wybuch śmiechu.
– Widzę, że nie miała pani przyjemności go poznać.
– Jeszcze nie.
– Żeby wyrobić sobie opinię na jego temat, wystarczy pół minuty. Jesse robi dużo różnych szkodliwych rzeczy.
– To znaczy pije, bierze narkotyki?
– Proszę następne pytanie.
– Rodzina pewnie ciężko to znosi?
– Faktycznie nie jest z nim łatwo, jednak moim zdaniem Jesse nie robi tego celowo. On walczy o to, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę. Niech pani sobie wyobrazi wiewiórkę, która mieszka w zoo w jednej klatce ze słoniem. Czy ktoś kiedyś stanie przed tą klatką i powie: „O, jaka fajna wiewiórka”? Nie, bo słoń jest tak wielki, że pierwszy rzuca się w oczy. – Kate przebiega palcami po jednej z rurek wczepionych w jej klatkę piersiową. – Kradzieże w sklepach, alkohol. W zeszłym roku fałszywe listy z wąglikiem. To są wybryki Jessego.
– A Anna?
Kate zaczyna skubać palcami koc, którym jest przykryta.
– Był taki rok, kiedy w każde święto, nawet w maju, w dzień pamięci poległych, musiałam leżeć w szpitalu. Tak wyszło, chociaż przecież nikt tego specjalnie nie zaplanował. Na Boże Narodzenie w moim pokoju stała choinka, na Wielkanoc szukałyśmy jajka w stołówce, a w Halloween ganiałyśmy po ortopedyce i zbierałyśmy cukierki. Anna miała wtedy mniej więcej sześć lat. Wściekła się okropnie, kiedy na Czwartego Lipca nie pozwolili jej przynieść do szpitala zimnych ogni, bo na oddziale leżeli pacjenci pod namiotami tlenowymi. – Kate spogląda na mnie. – Uciekła. Nie zdążyła pobiec nigdzie dalej, ktoś ją przyłapał chyba już na dole, w holu. Powiedziała mi potem, że chciała sobie znaleźć inną rodzinę. Miała tylko sześć lat, więc nikt nie potraktował tego poważnie, ale ja akurat często się zastanawiałam, jak wygląda normalne życie, więc nie dziwię się Annie, że też o tym myślała.
Читать дальше