Skoro nie zranił jej fakt, że nie jest jej wierny, nie wątpił, że zrani ją wiadomość o tym, kto jest jej rywalką. Dlatego opowiadając jej o Sabinie nie spuszczał wzroku z jej twarzy.
W chwilę później spotkał się z Sabiną na lotnisku. Samolot uniósł się w górę, a on z każdą chwilą czuł coraz większą lekkość. Mówił sobie, że po dziewięciu miesiącach znów nareszcie żyje w prawdzie
Sabina czuła się, jakby Franz gwałtem wyłamał drzwi do jej intymności. Jak gdyby nagle zajrzała do środka głowa Marie-Claude, głowa Marie-Anne, głowa malarza Alana i rzeźbiarza, który wciąż trzyma się za palec, głowy wszystkich ludzi, których znała w Genewie. Wbrew swej woli została rywalką kobiety, która jej w ogóle nie obchodzi. Franz rozwiedzie się, a ona zajmie obok niego miejsce w szerokim łożu małżeńskim. Wszyscy to będą z bliska albo i dystansu obserwować, przede wszystkim będzie musiała coś odgrywać, zamiast pozostać Sabiną, będzie grać rolę Sabiny i wymyślać sobie, jak ma tę rolę grać. Ujawniona miłość nabierze ciężaru, stanie się brzemieniem. Sabina już teraz ugina się pod ciężarem tego brzemienia.
Jedli w rzymskiej restauracji kolację i pili wino. Milczała.
– Naprawdę się nie gniewasz? – pytał się Franz.
Zapewniała go, że się nie gniewa. Była jeszcze niepewna i nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy nie. Przypomniała sobie ich spotkanie w sleepingu do Amsterdamu. Chciała wtedy paść przed nim na kolana i błagać go, żeby przytrzymał ją przy sobie choćby gwałtem i nigdy nie wypuścił. Pragnęła wówczas, żeby raz wreszcie skończyła się ta niebezpieczna droga zdrad. Pragnęła się zatrzymać.
Teraz starała się najintensywniej przywołać to ówczesne pragnienie, oprzeć się o nie. Bez skutku. Poczucie obrzydzenia było mocniejsze.
Wracali do hotelu wieczorną ulicą. Włosi wokół krzyczeli, szumieli, gestykulowali, tak, że mogli iść obok siebie bez słów, nie słysząc swego milczenia.
Potem Sabina długo myła się w łazience, a Franz czekał na nią łóżku pod kołdrą. Mała lampka była jak zawsze zapalona.
Kiedy wróciła z łazienki, zgasiła ją. Zrobiła to po raz pierwszy, Franz powinien był zwrócić uwagę na ten gest. Nie zauważył go, ponieważ światło nie miało dla niego żadnego znaczenia. Jak wiemy, podczas kochania zamykał oczy.
Właśnie ze względu na te zamknięte oczy Sabina zgasiła lampę.
Nie chciała już ani przez chwilę oglądać tych opuszczonych powiek. Oczy, jak mówi przysłowie, są oknem duszy. Ciało Franza, które się na niej miotało zawsze z zamkniętymi oczyma, było dla niej ciałem bez duszy. Podobne było do ślepego szczenięcia wydającego bezsilne dźwięki pragnienia. Spółkujący Franz ze wspaniałymi muskułami był jak gigantyczne szczenię karmiące się z jej piersi. Zresztą naprawdę trzymał w ustach brodawkę jej piersi jak gdyby ssał mleko! Wyobrażenie, że ma do czynienia w dolnej partii z mężczyzną, a w górnej z oseskiem, że spółkuje z niemowlęciem, doprowadziła ją do granicy wstrętu. Nie, już nigdy nie chce widzieć, jak drga na niej rozpaczliwie, już nigdy nie nadstawi mu swej piersi jak suczka szczenięciu, dziś jest ostatni raz, nieodwołalnie ostatni!
Wiedziała oczywiście, że jej postępowanie jest szczytem niesprawiedliwości, że Franz jest najlepszym z wszystkich mężczyzn, jakich kiedykolwiek miała, że jest inteligentny, że rozumie jej malarstwo, że jest ładny, że jest dobry, ale im bardziej to sobie uświadamiała, tym bardziej pragnęła zgwałcić tę inteligencję, tę dobroć, zgwałcić tę bezsilną siłę.
Kochała się z nim tej nocy gwałtowniej niż kiedykolwiek, ponieważ podniecała ją świadomość, że robi to po raz ostatni. Kochała się z nim i była już daleko stąd. Słyszała z oddali złotą trąbkę zdrady i wiedziała, że jest to głos, któremu ulegnie. Wydawało jej się, że ma przed sobą niezmierną przestrzeń wolności i dal tej przestrzeni ją podniecała. Kochała się z Franzem wariacko, dziko, tak jak nigdy przedtem.
Franz szlochał na jej ciele i był pewien, że wszystko rozumie: choć Sabina była przy kolacji milcząca, choć mu nie powiedziała, co myśli o jego decyzji, teraz mu odpowiada. Wyraża swą radość, swą namiętność, swą zgodę, swe pragnienie, by zostać z nim na zawsze.
Czuł się jak jeździec, który pędzi na koniu we wspaniałą pustkę, pustkę bez żony, córki, domu, we wspaniałą pustkę wymiecioną miotłą Herkulesa, wspaniałą pustkę, którą wypełni swą miłością.
Obydwoje jechali na tym drugim jak na koniu. Obydwoje jechali w dal, do której tęsknili. Obydwoje byli upojeni zdradą, która ich oswobodziła. Franz jechał na Sabinie i zdradzał swą żonę. Sabina jechała na Franzu i zdradzała Franza.
Przez dwadzieścia lat widział w swej żonie matkę, słabą istotę, którą należy chronić; ta wizja była w nim zbyt mocno zakorzeniona, aby mógł się jej pozbyć w ciągu dwóch dni. Kiedy wracał do domu, miał wyrzuty sumienia, bał się, że po jego odjeździe załamała się i że zobaczy ją udręczoną przez smutek. Nieśmiało odemknął drzwi, wszedł do swego pokoju. Przez chwilę stał cicho i nasłuchiwał: tak, była w domu. Po chwili wahania wszedł do niej przywitać się, jak to mieli w zwyczaju. Uniosła brwi w udawanym zdziwieniu:
– Przyszedłeś tutaj?
– A dokąd miałbym iść? – chciał powiedzieć (z prawdziwym zdziwieniem), ale nie powiedział nic. Ciągnęła:
– Zęby wszystko było między nami jasne. Nie mam nic przeciwko temu, żebyś wyprowadził się natychmiast.
Kiedy przyznawał się jej w dzień wyjazdu, nie miał żadnego konkretnego planu. Był przygotowany po powrocie na przyjacielskie dyskusje, jak załatwić wszystkie sprawy jak najmniej ją raniąc. Nie liczył się z tym, że sama chłodno i wytrwale będzie nalegała, żeby od niej odszedł.
Choć ułatwiało mu to sytuację, nie mógł nie poczuć rozczarowania. Przez całe życie bał się ją zranić i tylko dlatego zwalił na siebie dobrowolną dyscyplinę ogłupiającej monogamii. Po dwudziestu latach nagle zobaczył, że jego względy były zupełnie niepotrzebne i że stracił dziesiątki kobiet przez nieporozumienie!
Po południu miał wykład i prosto z uniwersytetu poszedł do Sabiny. Chciał ją zapytać, czy nie mógłby zostać u niej na noc. Zadzwonił, ale nikt mu nie otwierał. Poszedł do kawiarni naprzeciwko i długo obserwował wejście do jej domu.
Był już późny wieczór i nie wiedział, co ma robić. Jeśli teraz wróci do domu, ma położyć się obok niej do łóżka? Mógłby posłać sobie na tapczanie w sąsiednim pokoju. Ale czy ten gest nie byłby śmieszny i przesadny? Czy nie wyglądałby jak manifestacja wrogości? Chce przecież zachować ze swą żoną przyjazne stosunki. Oczywiście, położyć się obok niej było również niemożliwe. Słyszał już w wyobraźni jej ironiczne pytanie, czemu nie wybrał raczej łóżka Sabiny. Dlatego znalazł sobie pokój w hotelu.
Nazajutrz znowu bez skutku wydzwaniał przez cały dzień do drzwi Sabiny.
Trzeciego dnia odwiedził dozorczynię domu, w którym znajdowała się pracownia Sabiny. Nic nie wiedziała i wysłała go do właścicielki, która wynajmowała Sabinie pracownię. Zatelefonował do niej i usłyszał, że Sabina przedwczoraj wymówiła mieszkanie.
Jeszcze przez kilka dni próbował złapać Sabinę w domu, aż wreszcie któregoś dnia zastał mieszkanie otwarte, a w środku trzech mężczyzn w niebieskich kombinezonach, którzy wnosili obrazy i meble do wielkiej ciężarówki zaparkowanej przed domem.
Spytał ich dokąd mają zawieźć meble.
Читать дальше